Imię i nazwisko:
Adres email:

Wejdą, nie wejdą...? E-podręczniki, oczywiście

Tomasz Małkowski, 13 Styczeń 15

Mają wejść do szkół 1 września 2015 roku. Wejdą? Czasu jeszcze sporo, pieniędzy – mam nadzieję – też. Ponad 49 milionów złotych pozwoli chyba jakoś związać koniec z końcem. Co najmniej 18 e-podręczników ma zawisnąć w sieci. Ktoś kogoś przeszkoli, ktoś napisze stosowne rekomendacje. Świetnie.
 

Strona Ośrodka Rozwoju Edukacji (odpowiedzialnego za projekt e-podręczników) tchnie spokojem. W zakładce "Media o e-podręcznikach" ponad 40 tytułów. Wszystkie w rodzaju: "E-podręczniki przyszłością polskiej edukacji" (Polskie Radio 24) czy "Nauczycielu, tablet musi Cię zmienić" (Wyborcza.biz).

Listę medialnych doniesień aktualizowano ostatnio pod koniec stycznia 2014 roku. Może warto by ją odświeżyć? Proponuję tytuły z grudnia: "E-podręcznik dalej robią amatorzy" (Rzeczpospolita) i "Twórcy e-podręcznika za burtą. Zwolnieni: koordynatorka, nauczycielka roku" (Gazeta Wyborcza).

"MEN przyznaje, że to, co dostało od wykonawców tego projektu, to bubel – pisze Artur Grabek w Rzeczpospolitej. – Nie wie, kiedy zostanie on naprawiony".

Nie mam zamiaru natrząsać się ani z wykonawców projektu, ani z urzędników MEN. Bądź co bądź, tym razem MEN potrafi przyznać się do błędu. Rzadka to cnota przy Alei Szucha 25.

Pozwolę sobie natomiast na kilka refleksji z punktu widzenia kogoś, kto przez kilkanaście lat pisał podręczniki szkolne. I wciąż uważa, że ma się jeszcze czego uczyć.
 
Napisanie podręcznika jest proste. Poradzi sobie każdy, kto umie pisać. Ale napisanie dobrego podręcznika to nie lada sztuka.

Zacznijmy od tego, że nie istnieje podręcznik idealny. Co dobre dla jednego nauczyciela, drugi uzna za nieprzydatne. A uczniowie? Wszyscy są zdolni, tyle że niektórym trzeba dłużej tłumaczyć. Do kogo więc adresować książkę? Do jakiejś średniej statystycznej, żeby się jak najwięcej sprzedało?

Napisanie dobrego podręcznika wymaga połączenia dwóch sprzecznych umiejętności: syntezy informacji oraz ciekawego ich przedstawienia. Dlaczego sprzecznych? Bo synteza to zwięzłość, a narracja, żeby była ciekawa, musi wyjść poza suchy wykład. Autor jest między Scyllą (podręcznik-encyklopedia) a Charybdą (niekończąca się opowieść). Do tego dochodzą treści podstawy programowej – niektóre chętnie by opuścił, a nie może – i presja czasu. Urzędnicy MEN, ogarnięci radosnym szałem reformowania oświaty, nigdy jakoś nie pomyśleli, że przygotowanie dobrych pomocy dydaktycznych musi potrwać.

Paradoksalnie, ułatwieniem dla autorów są ograniczenia wydawnicze. W każdym wydawnictwie jest ktoś taki jak redaktor prowadzący książkę. Groźna ta osoba mówi autorowi na przykład tak: pięć tysięcy znaków ze spacjami w rozdziale – i ani znaku więcej! Inaczej nie zmieścimy się na pięciu stronach. Koniec, kropka.
 
Autor musi dokonać selekcji informacji, których jest zawsze za dużo, i główkować, jak je skondensować, potem zaś przedstawić ciekawie, a zarazem przystępnie. Orka na ugorze.

W e-podręczniku takich ograniczeń nie ma. Autor może powiedzieć: "Bez tej informacji się nie da, bez tamtej też...". Do tego filmy, ikonografia, interaktywne ćwiczenia... I mamy materiał na cztery lekcje. A miała być jedna.

Powiem tak: lepiej wziąć dobrą papierową książkę i zrobić z niej e-podręcznik, niż od razu rzucać się na e-wody. Ale taki pomysł wymagałby od MEN współpracy z – o zgrozo! – komercyjnymi wydawnictwami. A przecież MEN wie lepiej. Jak w "Lepieju" na wzór Szymborskiej:
 

Lepiej pieniądz rzucić w błoto,
Niż wydawcom dać, ciemnoto.

Zresztą, doświadczenia innych krajów pokazują, że z cyfryzacją szkół wcale nie jest tak łatwo. Korea Południowa wycofała się z pilotażowego programu e-podręczników, bo jako żywo przypominały papierowe książki, tyle że w wersji elektronicznej. Uczniowie woleli papier. [1]

Powie ktoś, że Koreańczycy zawalili sprawę, ale na przykład w Norwegii cyfrowa edukacja ma się świetnie. Owszem. Jednak badania przeprowadzone w tejże Norwegii (i nie tylko) wykazały, że łatwiej przyswajamy informacje z kartki niż z monitora. [2] Nieoczekiwane potwierdzenie tej zależności uzyskałem od kolegi informatyka. Powiedział: "Jeśli dostaję jakieś pismo na wydruku, to czytam je raz, jeśli na monitorze – dwa razy, żeby zrozumieć". Czy nie warto by się nad tym zastanowić?

Wspomnę jeszcze o e-problemach, które nijak się mają do autorów i ich umiejętności. Oto w próbce e-podręcznika do edukacji wczesnoszkolnej czytam: "Dziennie spędzam przy komputerze nie więcej niż godzinę". Stwierdzenie jest interaktywne – uczeń ma je potwierdzić. [3] Tylko po co? Podczas e-nauki będzie ślęczał nad kompem i w szkole, i w domu. Uznajmy zatem, że dziesięć godzin przy monitorze to dzienna norma. W XIX wieku niektórzy lekarze dowodzili, że praca w fabryce wcale nie szkodzi kilkulatkom. Początek jest zrobiony.

Być może macie Państwo teraz wrażenie, że jestem przeciwnikiem cyfryzacji polskiej szkoły. Otóż wprost przeciwnie: gorąco ją popieram. Bylebyśmy "cyfryzowali" mądrze. Nie nośnik jest najważniejszy, lecz to, co mamy do przekazania – i jak chcemy to zrobić. Jeśli 1 września wprowadzimy do szkół kiepskie e-podręczniki, zniechęcimy do nich dzieciaki. Czy tego właśnie chcemy?
 
 


 

* * *
 

 

 O autorze:
Tomasz Małkowski
fot. Jakub Swerpel
 

Tomasz Małkowski

Absolwent pedagogiki specjalnej na UG, od 1996 roku związany z Gdańskim Wydawnictem Oświatowym. Autor bądź współautor podręczników do historii dla szkół podstawowych i gimnazjów. Ma na koncie kilka powieści dla dzieci i dorosłych (te pisał już sam). Ojciec dwójki młodych ludzi. Chciałby – i to bardzo! – żeby polscy uczniowie lubili szkołę, odkrywali w niej świat, rozwijali talenty, stawiali pytania i znajdowali odpowiedzi. Ma wrażenie, że nie zawsze tak jest; zachodzi w głowę, co można by zmienić. Ze swej strony stara się pisać ciekawe podręczniki, takie „do polubienia” przez uczniów i nauczycieli.

W wolnym czasie włóczy się po lesie, często z psem. Biega, bo lubi. Zimą morsuje z Sopockim Klubem Morsów (zbiórka w każdą niedzielę o 12.00 w budynku Zatoki Sztuki, wejście od strony plaży). Sporo czyta. Również pisze, w końcu to jego zawód. Jest wtedy sam jak palec (nawet radio mu przeszkadza). Dlatego w przerwach od pracy chętnie ucina sobie pogawędki z ludźmi. Ostatnio postanowił pisać bloga. Zobaczymy, jak mu to wyjdzie.

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego: 
http://blog.gwo.pl/wejda-nie-wejda/

Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe

 

Podziel się
KOMENTARZE
Aktualnie brak komentarzy. Bądź pierwszy, wyraź swoją opinię

DODAJ KOMENTARZ
Zaloguj się albo Dodaj komentarz jako gość.

Dodaj komentarz:



PROFIL
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej