Imię i nazwisko:
Adres email:

W jaki sposób pracować z uczniem zdolnym - list do redakcji

Redakcja portalu, 10 Styczeń 11

 Wczoraj na redakcyjną skrzynkę dostaliśmy włąśnie taki list. List nauczyciela, bardzo szczery, osobisty i dający do myślenia. Zapraszamy do dyskusji. 

 Sprowokowana takim sformuowaniem pytania chciałabym odpowiedzieć krótko, że w zawodzie nauczyciela pracować należy zawsze dobrze i skutecznie i to niezależnie od sytuacji. Dobrze – bo taka powinność ciąży na nauczycielu, a skutecznie – bo skoro trafił się uczeń zdolny, to obie strony (nauczyciel i uczeń) mają duże szanse na sukces. W wypadku nauczyciela będzie to przede wszystkim dobra opinia zawodowa i mnóstwo satysfakcji, a w wypadku ucznia będzie to zapewnienie dobrego startu poprzez przygotowanie do ewentualnej kariery życiowej. I niezależnie od tego, czy kariera ta rozpocznie się 10 lat potem za sprawą „łowców głów”, którzy wypatrzą młodego, zdolnego i ponad przeciętnie wykształconego człowieka by następnie sprzedać go jakiejś firmie, czy też młody człowiek sam przebije się przez powszechny od jakiegoś czasu mur ogólnej niemożności, to skutek będzie jeden – młody, wykształcony i zdolny człowiek rozpocznie pracę, która nadal będzie nauką, zmienią się jedynie nauczyciele.

Temat i problemy, jakie niesie z sobą praca z uczniem zdolnym nie są jednak tak proste jak „przedstawione” powyżej, problem nie jest nowy i nie dotyczy jedynie Polski, gdzie od niedawna dopiero istnieją szkieletowe ustalenia prawne (nazwałabym je ogólnymi wytycznymi) podejmujące próbę regulacji relacji pomiędzy państwową, a więc w założeniu ogólnodostępną oświatą a uczniem zdolnym i szczególnie uzdolnionym. Ustalenia te (Ustawa z 07.09.1991, Rozporządzenie MEN z 30.04.2007 i Rozporządzenie MEN i S z dn.19.12.2001) mają bardzo ogólny charakter, nie zwracają np. uwagi na wiek ucznia, szczególnie nie zwracają specjalnej uwagi na uczniów podejmujących po raz pierwszy trudy nauki w sposób zorganizowany, czyli uczniów zerówek i klas pierwszych.

W latach 1970 – 1990, czyli jeszcze w okresie wszechwładnego socjalizmu na uczelniach istniał przepis umożliwiający władzom Wydziału wydanie zgody na indywidualny tok studiowania. W założeniu miało to wspomóc zdolnych, prężnych studentów w pogłębianiu wiedzy, niestety życie zdecydowało inaczej i większość tych, którym przyznano I.T.S wykorzystywało go do sobie znanych celów niewiele mających wspólnego z pogłębianiem czegokolwiek. Przepis istnieje do dzisiaj, ale nadal nie spełnia oczekiwań ustawodawcy pomimo kolejnych modyfikacji i przeróbek.

Podobną rolę spełniały programowe wykłady fakultatywne, zajęcia podczas których studenci obowiązani byli wysłuchać serii monotematycznych wykładów, z których zaliczenie wpisywano do indeksu w oparciu o listy obecności. W szkołach średnich powszechne były koła zainteresowań, często bardzo agresywnie rozwijanych przez bojącą się o opinię szkoły Dyrekcję, w szkołach podstawowych istniała chyba tylko jedna furtka dla zdolnego dziecka – przeniesienie do wyższej klasy. Możliwość ta istnieje do dziś, aczkolwiek niewiele dzieci z niej korzysta, co może być ilustracją faktu niewielkiej liczby dzieci wybitnych.

Od niedawna bo od roku (luty 2010 r.) szkolnictwo polskie stara się wprowadzać program pracy z uczniem zdolnym i szczególnie uzdolnionym, program dotyczy dzieci klas I – III. Szczególną jego cechą jest to, że ogólnie sformuowane i znane nielicznym już dziś wytyczne programowe mają być przerabiane z dziećmi poza godzinami zajęć planowych, czyli zajęcia mają się odbywać poza godzinami lekcyjnymi. Drugą ciekawą dla mnie cechą jest to, że uczniowie uznani przez wychowawcę i grono nauczycielskie za wybitnie uzdolnione mają być traktowani szczególnie podczas zajęć – dostawać inne, trudniejsze pytania, brać udział w konkursach, mają samodzielnie zbierać i interpretować dane, czytać literaturę fachową a ich wyróżniająca się wiedza i umiejętności mają podlegać weryfikacji podczas organizowanych konkursów szkolnych, gminnych, rejonowych i wojewódzkich. Nie dostrzegłam w programie wzmianki o tym, co dalej z uczniem uznanym za zdolnego, mogę się jedynie domyślać, że po ukończeniu III klasy jego kształcenie w szkole się nie zakończy i dalej pójdzie „szybką ścieżką rozwoju intelektualnego” stwarzaną głównie według oceny i uznania nauczycieli, bo nie znalazłam także w programie wzmianki o przewidywanych badaniach, które obiektywnie oceniłyby faktyczne uzdolnienia wytypowanego wstępnie ucznia. Nie jest moim celem, by w niniejszym opracowaniu krytykować lub cokolwiek oceniać, natomiast wydaje mi się istotnym sytuacja, w jakiej znalazła się polska szkoła – najchętniej określiłabym to jednym słowem bałagan. I zapłacą za to jej uczniowie. Szkoła od dawna była i jest nastawiona na uczenie ucznia przeciętnego, bo takich jest najwięcej i takie było dotąd zapotrzebowanie społeczne, prawdopodobnie zakładano, że jak zdarzy się uczeń wybitny, to sam się przepchnie. Dotychczasowe programy nie przewidywały i nie precyzują dotąd metod pracy z uczniami słabymi, nie wykazującymi postępów lub sprawiającymi trudności wychowawcze, są oni częstokroć pozostawiani sami sobie, bo wielu nauczycieli nie mających wytycznych czuje się usprawiedliwionych i idzie po najlżejszej linii oporu „wypychając” takiego ucznia ze szkoły, czyli zasilając bandę nieuków mogących niebawem mieć wpływ na rządy i gospodarkę. Broniąc takich nauczycieli jak i broniąc takie szkoły nadmienić należy, że częstokroć szkoła (szczególnie gimnazjum) jest w świetle przepisów bezradna – uczeń podlega obowiązkowi szkolnemu, w szkole jest zatrudniony (czasem tylko na godziny) pedagog, psycholog, a więc oczekuje się od szkoły, że da sobie radę, że będzie uczyć. I z uczniami uzdolnionymi zazwyczaj problemów nie ma, uczą się. Gorzej jest z tymi, co się wyróżniają „w drugą stronę”, bo pod tym względem szkoła ma przysłowiowe armaty, ale nie ma amunicji. Można na ten temat jeszcze wiele napisać, że to w gimnazjum burza hormonalna, albo że trafia tam bardzo niejednolita stawka uczniów, szczególnie jeśli gimnazjum nie jest powiązane ze szkołą podstawową lub szkołą średnią, ale to nie jest tematem niniejszej wypowiedzi.

Bezspornym faktem było i jest, że polskiej szkoły nikt nie przygotował na indywidualne podejście do ucznia – nauczyciel zwraca się do klasy, której liczebność z różnych względów przekracza czasem dopuszczalne limity. Nie ma on możliwości skutecznej pracy z uczniem zdolnym nawet dlatego, że musi wszystkich traktować jednakowo, w przeciwnym razie pozostali uczniowie odbiorą zainteresowanie uczniem zdolnym jako faworyzowanie. Jedyne, co pozostało, to stawianie mu „6-tek” z nadzieją, że woda sodowa do głowy nie uderzy a inni uczniowie zechcą prymusowi dorównać, ale ta droga, podobnie jak ta przedstawiona w programie nie może budzić entuzjazmu u nauczyciela – praktyka, który z problemami szkoły i uczniów spotyka się na codzień. I tu chciałabym podkreślić, iż krytyczny ton i narzekactwo w jaki coraz bardziej wpada powyższa praca nie wynika z chęci „dokopania” komukolwiek za stworzenie takiego czy innego programu, chodzi jedynie o chęć podzielenia się wątpliwościami, bo te w miarę pisania i „wgryzania się” w temat rosną. Po pierwsze więc – trudno się zgodzić z założeniem pracy z uzdolnionym uczniem w godzinach pozalekcyjnych, bo w wielu przypadkach będzie to po prostu niemożliwe. Pracuję jako wychowawca świetlicy, mam pod opieką dzieci zerówkowe, o niektórych mogę powiedzieć, że się wyróżniają z grupy, ale nie odważyłabym się tych dzieci przedstawić jako wybitnych, bo fakt iż się wyróżniają wcale o tym nie musi świadczyć, wystarczy, że rodzice lub dziadkowie poświęcają im nieco więcej czasu. Przekonana jestem, że w kąciku siedzi jakiś Jaś czy inny Bartek, który dorównuje lub przewyższa możliwościami dostrzeganego bo zwracającego na siebie uwagę Krzysia. Brak obiektywnych metod oceny dyskwalifikuje, a w każdym razie bardzo ogranicza już na starcie cały program, bo zastosowane sito (kryteria oceny) mają zbyt duże oczka. Rozumiem, że zajęcia dokształcające odbywałyby się właśnie w czasie po zakończeniu lekcji (wiele dzieci idzie do domu po lekcjach, czyli znika ze szkoły) i na zasadach zbliżonych do nauczania indywidualnego, ale tak naprawdę, to byłyby to kolejne godziny zajęć szkolnych. Wymagałoby to dodatkowej zgody rodziców, a ci nie zawsze są chętni do tego, by dziecko pozostawało dłużej w szkole („przemęczacie moje dziecko, robicie z niego mózgowca, dlaczego moje dziecko ma się wyróżniać z grupy dzieci, dziecko ma zapłacone już zajęcia pozalekcyjne” itp.). Po drugie – program przewiduje, że nauczanie dzieci zdolnych obejmie standardowy program zintegrowany plus rozszerzenie wiadomości tam zawartych. Rozumiem, że możliwości poznawcze dzieci zdolnych są czasem znacznie większe niż te, które prezentują uczniowie standardowi i że w związku z tym jakoś dadzą sobie radę. Można jednak przypuszczać, że to „jakoś” sprowadzi się do niewychodzenia ze szkoły przez cały dzień, a w domu dziecko dalej będzie siedzieć nad książkami zgodnie z założeniem, iż ma mieć zadawane więcej, niż koledzy mniej zdolni. I po trzecie, ostatnie – opracowanie programu z jego perspektywicznym wprowadzeniem (chyba to jest celem programu, a nie tylko obrona prac doktorskich przez grupę Autorek) powinno, moim zdaniem, poczekać. I nie będzie błędem, jeśli o programie wypowiedzą się jacyś kompetentni recenzenci, przede wszystkim widziałbym tu nauczycieli – praktyków, bo już od dawna tzw. „doły” oświatowe, właśnie ci nauczyciele skarżą się na wzrastający bałagan i pojawianie się nowych, nieprzemyślanych wymagań i zaleceń. Ręczne sterowanie oświatą? Sama nie wiem, co mam o tym myśleć, bo pamiętam okres, w którym wszystko miało takie sterowanie. Ten okres mamy szczęśliwie za sobą, myślę, że i do oświaty możnaby wpuścić trochę świeżego powietrza, ale nie gwałtownie, to mógłby być proces obliczony na lata. I wcześniej przemyślany.

Nie było moim celem krytykowanie programu, tak wyszło. Ale że „prawdziwa cnota krytyk się nie boi” myślę, że może mój głos choć trochę zwróci uwagę na niektóre problemy z tym związane. Ostatnio wszędzie słyszymy słowo „reforma”, słowo kojarzące się Kowalskiemu już jedynie z oczekiwaniem bałaganu i z realizacją interesów osób które reformę wprowadzają. Myślę, że już się wielu z nas do tego przyzwyczaiło – między innymi do tego, że „Oni” reformują, „My” wykonujemy, czyli jedni myślą, inni robią. Zaryzykuję i przedstawię myśl, która mnie samą przeraża – specjalistyczne kształcenie dzieci i młodzieży wysoko uzdolnionej prowadzi do wytworzenia grupy mózgowców – decydentów i szarej masy wykonawców zwanej czasem mięsem armatnim. Z jednej strony to dobrze, bo ma to swoje uzasadnienie ekonomiczne – nakłady na dobre wykształcenie niewielkiej grupy zdolnych i pracowitych są niczym wobec prób wtłoczenia wiedzy tłumowi zdolnych ale leniwych, bo taka jest więszość naszego społeczeństwa. Z drugiej jednak strony zaprzecza to dotychczasowym modelom kształcenia do których przywykliśmy, i tak jak dotąd poruszamy się w systemie oświaty postsocjalistycznej, gdzie każdemu się należy, tak teraz boimy się tego co nowe. Jako nauczyciel – terapeuta, pochylam się głównie nad dziećmi i młodzieżą słabą z różnymi zaburzeniami, problemami w przyswajaniu wiedzy i coraz częściej zastanawiam się nad opracowaniem programu, który wyjdzie naprzeciw tym czekającym na pomoc dydaktyczną, psychologiczną, pedagogiczną, pokaże im (nauczycielom!) innowacyjne sposoby zachęcające dzieci słabsze czy te opisywane czasem jako „myślące inaczej”. Wracając do kształcenia socjalistycznego i tego, co stoi u drzwi by lada chwila wejść, tj. do anglosaskiego modelu kapitalistycznego, który, jak przewidywać należy, niebawem zostanie zaakceptowany i stanie się obowiązujący. Kilkakrotnie zetknęłam się z poglądem, iż wykształcenie i osobowość polskiego inżyniera są znacznie bardziej nacechowane humanizmem niż amerykańskiego absolwenta uczelni humanistycznej, mówi się, że „Polak potrafi”, co należy rozumieć jako posiadanie dużych umiejętności przystosowawczych wykształconych podczas nauki. Cechy tej nie posiadają podobno absolwenci szkół zachodnich, szczególnie amerykańskich, które nastawione są na wykształcenie fachowców w określonej dziedzinie, a skoro uczelnię lub jakiś college opuszcza fachowiec w dziedzinie, to nie miał on czasu uczyć się czegoś innego niż to, co stanowić miało o jego fachowości. Trudno mi porównywać te dwa skrótowo przedstawione kierunki i metody kształcenia, ale musimy się liczyć z tym, że profil amerykański prędzej czy później zwycięży i wykształcony odmiennie już Polak stanie w szeregach kadry kierowniczej fachowców – specjalistów mających to samo spojrzenie na sprawy tego świata. Gdzie będzie reszta Polaków? No cóż, ktoś musi pracować...

Wracając do tematu, tzn. do rodzącego się problemu jak pracować z uczniem zdolnym, to ja podtrzymuję swe stanowisko z pierwszego akapitu pracy, że dobrze i skutecznie. Dobrze, bo praca nauczyciela mimo swej specyfiki relacji nauczyciel – uczeń nie różni się niczym od powinności pracownika względem pracodawcy i musi być wykonywana zgodnie z narzuconymi zasadami. Skutecznie – bo powinnością nauczyciela jest nie tylko uczyć, ale i nauczyć.

W tym ostatnim stwierdzeniu zawarty jest kolejny temat – rzeka, bo jako nauczycielka z wieloletnią praktyką w różnych szkołach i na różnych stanowiskach twierdzę, że nauczenie czegokolwiek współczesnego ucznia wbrew jego woli graniczy z ekwilibrystyką. Znacząco zmienił się szkolny system wychowawczy, zmieniła się rola rodziny, zmieniły się przepisy - uczniowie o tym wiedzą i korzystają z tego w sposób dowolny, bo są praktycznie bezkarni. Problemy z tym związane dostrzegane są w końcu szkoły podstawowej i w gimnazjach, na szczęście nie dostrzega się ich tak wyraźnie w klasach 1-3, ale i tu decyzyjność nauczyciela jest znacząco ograniczona przez ingerencję rodziców. Nawiązując raz jeszcze do spraw związanych z kształceniem ucznia zdolnego muszę wspomnieć o znanych mi projektach ustawy (podobno już podpisanej) wprowadzającej od nowego roku szkolnego inne zasady rozliczania nauczycieli za pracę. Przewiduje się wydłużenie czasu pracy (godzin obowiązkowych) oraz zwiększenie czasu, który nauczyciel ma poświęcić zajęciom pozalekcyjnym, nazywanym w ustawie zajęciami fakultatywnymi.
 
Wydaje mi się, że skoro ustawodawca przewiduje czas na zajęcia fakultatywne, to sprawa jest już zatwierdzona i „przyklepana”, decyzje zapadły jak to często bywa „na górze”, program pracy z uczniami zdolnymi zostanie lada chwila rozszerzony i na klasy 4 - 6, a prawdopodobnie i na gimnazja ze szkołami średnimi. Trudno, by nauczyciele mieli coś przeciwko próbom wychwycenia i wczesniejszego ukierunkowania nauki dzieci zdolnych, ale wydaje mi się, że ich „oddolne” zdanie nie powinno być ignorowane „na górze” . Opinie dotyczące przeprowadzania selekcji na mniej i bardziej zdolnych są, ostrożnie mówiąc, różne, podobne opinie dotyczą próby zastosowania kolejnej „Polskiej Drogi”, tym razem w dziedzinie programów oświatowych, gdzie aby coś zmienić by czymś się wykazać wprowadza się dodatkowe elementy adresowane do wybranych. Oczywiście już teraz wiadomo, że czas zweryfikuje wszystko, ale i historia zmian w polskiej powojennej oświacie wskazuje, że nie ustrzegła się ona od wielu błędów, a podobno najlepiej uczyć się właśnie na tychże.

Tak na koniec – nie mam jednoznacznych propozycji i nie potrafię stworzyć programu pracy z uczniem zdolnym, może dlatego, że szkoła publiczna nie jest w stanie stworzyć po temu odpowiednich warunków, ale wiem, że takie warunki stwarzają szkoły niepubliczne. Jak zwykle w sprawach trudnych decydują i zadecydują pieniądze, bo szkołę niepubliczną opuszczać będą może nie nadzwyczajnie zdolni, ale dobrze, nowocześnie wykształceni młodzi ludzie i to oni niedługo rozpoczną pracę, będą kierownikami i decydentami. Może i takie są prawa kapitalizmu – w końcu w USA na którym się zaczynamy wzorować tak, jak wzorowaliśmy się przez lata na ZSSR właśnie tak jest, absolwenci szkół publicznych to z zasady dzieci klasy średniej i niższej które kończą naukę w najlepszym razie na collegu i idą do pracy. Skoro zaszłam tak daleko w tych dywagacjach na temat kapitalizmu, szkół publicznych i nie publicznych w USA, to muszę napisać jeszcze jedno – może nie silmy się na stworzenie „polskiej drogi pracy z uczniem zdolnym” a skopiujmy to, co już sprawdziło się i działa gdzie indziej, mam na myśli system oceny punktowej w USA, który zakłada, że aby uczeń (faktycznie, to student lub słuchacz szkoły półwyższej) zaliczył semestr, musi zebrać określoną liczbę punktów za uczestniczenie w określonych grupach (blokach) zajęć.

System jest prosty i czytelny, co więcej rozwija zainteresowania, bo student może rozszerzać zakres wiedzy z kilku interesujących go przedmiotów kosztem pomijania innych. Owszem – każdy system ma swoje „zady i walety”, bo przy kształceniu wąsko wyspecjalizowanych fachowców zatracamy wszystko to, co nazywa się humanizmem, ale może warto się zastanowić, skoro idzie nowe, a stare „to se ne vrati...”

 
 Nauczyciel - terapeuta
 mgr Irena Pfeffer
 
Bibliografia: Strony MEN, Kuratorium Oświaty w Warszawie, akty prawne.

Podziel się
KOMENTARZE
Aktualnie brak komentarzy. Bądź pierwszy, wyraź swoją opinię

DODAJ KOMENTARZ
Zaloguj się albo Dodaj komentarz jako gość.

Dodaj komentarz:



PROFIL
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej