Imię i nazwisko:
Adres email:

Relacje międzyludzkie a efektywność nauczania

Marzena Żylińska, 03 Sierpień 15

Zdaniem badaczy mózgu rozwój neurobiologicznego potencjału dzieci możliwy jest jedynie w oparciu o prawidłowe relacje z innymi ludźmi (Joachim Bauer, "Empatia"). W fachowej literaturze często można znaleźć stwierdzenie, że nasz mózg jest przede wszystkim organem społecznym, który rozwija się poprzez różnorodne interakcje. Ich jakość zmienia strukturę sieci neuronalnej, a przez to wpływa na niemal wszystkie dziedziny życia.
 

Samoocena, zdolności komunikacyjne, wiedza i kompetencje nie rozwijają się u dzieci i młodzieży samoistnie, a ich rozwoju nie da się też odgórnie zarządzić, na przykład poprzez ogłoszenie obowiązujących standardów przez OECD czy podobne organizacje. W przeciwieństwie do przekonań wielu ekspertów od kształcenia, którzy zapoznali się z wynikami badania PISA, dziecko nie działa jak segregator, do którego wystarczy wpiąć właściwe kartki.


Joachim Bauer

Niemiecki badacz podkreśla, iż wiara w to, że już samo wyposażenie genetyczne zapewni prawidłowy rozwój dzieci jest z gruntu błędna. Same geny to zbyt mało. Mózgi dzieci potrzebują odpowiedniej "obsługi" i wzorców, aby mogły się dostroić i przybrać formę odpowiednią dla danego kręgu kulturowego. Proces ten zachodzi poprzez relacje międzyludzkie i opiera się na mechanizmach odzwierciedlania; jest możliwy dzięki układom neuronów lustrzanych. Deficyty z pierwszych lat życia mają dalekosiężne skutki. Brytyjski psycholog Donald W. Winnicott uważa, że prawidłowy rozwój jest możliwy tylko wtedy, gdy widzimy i jesteśmy widziani.

W szkolnej klasie o jakości relacji międzyludzkich decyduje nauczyciel. Ogromną rolę odgrywa również panująca w szkole kultura, która tworzy ramy zarówno pożądanych, jak również dopuszczalnych zachowań. Z badań nad mózgiem wynika, że podstawowym zadaniem nauczyciela powinno być wspieranie, a nie ocenianie ucznia. Joachim Bauer podkreśla, że ograniczanie się do przekazywania materiału jest poważnym błędem, ponieważ nauczyciel uczy całym sobą. Wszystko co robi, ma wpływ na efektywność nauczania; sposób w jaki mówi o nowych zagadnieniach czy organizuje naukę, jego reakcje na trudności, podejście do własnych i cudzych błędów i niepowodzeń. Podstawą efektywnej nauki są dobre relacje panujące w klasie i tu właśnie badacze mózgu upatrują przyczyn obecnych trudności występujących w systemie edukacyjnym. "Główny problem leży obecnie w tym, że nauczający mają dziś – z najróżniejszych powodów – trudności w zbudowaniu wspólnie z uczniami wspomagającej nauczanie i uczenie się relacji określającej warunki współpracy." Wielu nauczycieli uważa, że ich zadaniem jest przekazanie wiedzy i sprawdzanie stopnia jej opanowania, a nie dbanie o dobrą atmosferę. Materiał jest bardzo obszerny, więc koncentrują się na realizacji podstawy programowej i przygotowaniu do testów. Na nawiązywanie odpowiednich relacji wielu osobom szkoda cennego czasu. Takie podejście prowadzi do problemów, ponieważ uczniowie, jak wszyscy ludzie, chcą być postrzegani jako indywidualności i oczekują, że ich potrzeby jak również ewentualne trudności zostaną przez nauczyciela dostrzeżone. Dzieci, którym nie poświęca się wystarczająco dużo uwagi nie mają możliwości zebrania odpowiedniej ilości odzwierciedlających doświadczeń, a przez to nie mogą rozwinąć potrzebnych w dalszym życiu neurobiologicznych programów umożliwiających np. odczuwanie empatii czy nawiązywanie prawidłowych relacji z innymi ludźmi. Niestety negatywne skutki dotyczą również szkolnej nauki. Dziś w szkole uczniowie z problemami często pozostawiani są samym sobie, a wielu nauczycieli w czasie spotkań z rodzicami wręcz radzi, by więcej się z dziećmi w domu uczyli lub poszukali korepetytora. W ten sposób wysyłają sygnały, że problemy szkolne ucznia są jego sprawą. Takie podejście ma nie tylko negatywny wpływ na umiejętności komunikacyjne, ale na skutek braku dobrych, wspierających relacji, wpływa również negatywnie na efektywność nauczania. Ta zależy bowiem od tego, czy nauczyciel potrafi stworzyć produktywną sytuację umożliwiającą uczenie się. Nauczyciele, którym brak czasu na indywidualne kontakty z uczniami, powinni wiedzieć, że takie postępowanie jest kontraproduktywne i w końcowym efekcie powoduje, że uczniowie osiągają na testach gorsze wyniki. Sabine Czerny, autorka książki "Jak krzywdzimy nasze dzieci w szkole" (Tytuł oryginału: "Was wir unseren Kindern in der Schule antun"), której wszyscy uczniowie dostali się do najlepszego typu szkoły, jakim w Niemczech jest gimnazjum, mogła osiągnąć tak dobre wyniki właśnie dlatego, że skupiała się na relacjach międzyludzkich, a nie na realizacji programu nauczania. Sabine Czerny przed podstawą programową zawsze stawiała uczniów, ich możliwości, samopoczucie i problemy.

Dzisiejsza szkoła przekształciła się w miejsce, gdzie uczniowie coraz rzadziej się uczą i coraz częściej dowiadują się, czego mają nauczyć się w domu, pisze autorka. Od uczniów ważniejsze stały się formalności i coraz większe ilości dokumentacji, którą obciąża się nauczycieli. Zbiurokratyzowany system traktuje uczniów, jak produkty schodzące z taśmy produkcyjnej. Celem jest sformatowanie wszystkich na tę samą modłę, wszyscy na wyjściu mają osiągnąć te same parametry. Trudno się dziwić, że nauczyciele wciąż obciążani dodatkową biurokracją, skupiają się na produkowaniu kolejnych dokumentów, a nie na pracy z uczniami. Takie postępowanie wydaje się nawet racjonalne, bo kontrole interesują się nie tym, co dzieje się w klasie, ale dogłębnie analizują stworzoną przez nauczycieli dokumentację. Sabine Czerny pokazuje, do jakich absurdów prowadzi obecny system. W jej szkole nauczyciele musieli zgłosić dyrekcji uczniów mających problemy z czytaniem. Zorganizowano dla nich zajęcia wyrównawcze, które ze względów organizacyjnych – szkoła znajdowała się w małej bawarskiej miejscowości i wszystkie dzieci o określonej godzinie były odwożone do domu szkolnym autobusem – odbywały się w czasie trwania normalnych zajęć. Oznaczało to, że dzieci z problemami musiałyby opuszczać planowe lekcje, żeby wziąć udział w zajęciach wyrównawczych z czytania. Ponieważ te odbywały się w innym skrzydle dużego budynku, dzieci traciły po dziesięć minut na drogę w tę i z powrotem. Choć dla każdego było oczywiste, że takie rozwiązanie nie ma sensu i przynosi więcej strat niż pożytku, to jednak w razie kontroli, szkoła mogła przedłożyć stosowne dokumenty pokazujące, że "zadbano" o dzieci z problemami z czytaniem. Przykład ten doskonale pokazuje filozofię funkcjonowania dzisiejszej szkoły. Sama również spotkałam się z sytuacją, gdy nauczycielka matematyki wyjaśniała na zebraniu rodzicom, że nie może dostosować tempa lekcji do możliwości uczniów, bo wtedy nie zdąży zrealizować materiału. "W takim razie proszę nie realizować programu, my jesteśmy zainteresowani tylko tym, żeby nasze dzieci w szkole się czegoś nauczyły" – powiedziała jedna z mam. "Jeśli program to uniemożliwia, to proszę zrezygnować z programu."

"Ależ ja muszę zrealizować program" – odpowiedziała pani, która w opinii rodziców miała uczyć matematyki.

Nauczyciele skupieni na realizacji programu i przygotowaniu uczniów do zdawania testów, tracą z oczu uczniów i międzyludzkie interakcje. Uczą matematyki lub geografii, zamiast uczyć dzieci. Prowadząc lekcje skupiają się na przerabianym materiale i nie poświęcają ani czasu ani uwagi relacjom panującym w klasie. Paradoksalnie prowadzi to do obniżenia efektywności nauczania. Badacze mózgu podkreślają, że uwolnienie pełnego potencjału uczniów możliwe jest tylko wtedy, gdy ci słuchają i są słyszani, gdy sami patrzą i są dostrzegani. Bez tego nie ma dostrojenia i współbrzmienia, a bez tego z kolei nie ma efektywnej nauki.

  


* * *


 
 O autorce:
Marzena Żylińska  

Marzena Żylińska

Zajmuje się metodyką i neuropedagogiką. Jest wykładowcą NKJO W Toruniu, studiów podyplomowych WSG "Neurodydaktyka z tutoringiem", prowadzi blog "Neurodydaktyka, czyli neurony w szkolnej ławce". W licznych publikacjach popularyzuje neurodydaktykę jako interdyscyplinarną dziedzinę nauki, opartą na badaniach mózgu, która stawia sobie za cel stworzenie nowych koncepcji pedagogicznych i inicjuje poszukiwanie przyjaznego mózgowi systemu edukacyjnego. Autorka książek "Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych" oraz "Neurodydaktyka". Jej celem jest stworzenie modelu szkoły, w której uczniowie będą mogli w pełni wykorzystać swój potencjał i rozwijać talenty.

 

Teskt ukazał się pierwotnie na blogu autorki "Neurodydaktyka, czyli neurony w szkolnej ławce" w serwisie osswiata.pl

 

Podziel się
KOMENTARZE
Aktualnie brak komentarzy. Bądź pierwszy, wyraź swoją opinię

DODAJ KOMENTARZ
Zaloguj się albo Dodaj komentarz jako gość.

Dodaj komentarz:



PROFIL
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej