Imię i nazwisko:
Adres email:

Mikołaj już nie lubi szkoły

Marzena Żylińska, 13 Grudzień 16

Jestem mamą 8-letniego Mikołaja, ucznia klasy II. Mój syn jest spontaniczny, ma własne zdanie, zawsze szczerze mówi to, co myśli, uwielbia rozśmieszać innych, wygłupiać się, lubi być w centrum uwagi. Wszystko go interesuje, ma wiele pasji, kocha całym swoim jestestwem. Gdy otoczony jest nastawionymi do niego pozytywnie ludźmi, którzy traktują go z szacunkiem, nie sprawia kłopotu, jest miły, dobry, uczynny. Jednak Mikołaj zmienia się, gdy ktoś próbuje go do czegoś zmusić i nie słucha jego wyjaśnień. Postawiony do pionu i zlekceważony głośno manifestuje swój sprzeciw, obraża się, złości, a nawet przeklina. Mój syn nie potrafi zaakceptować przymusu i surowej dyscypliny. Im bardziej, ktoś próbuje go zmusić do posłuszeństwa i uległości, tym silniej się buntuje. Taka sytuacja często ma miejsce w szkole.
 

Gdy wychowawczyni próbuje złamać opór Mikołaja, syn się broni. Wtedy nauczycielka mówi przy całej klasie, że jest „tchórzem” i „nygusem”. Równie często informuje mojego syna, że „z tym zadaniem na pewno sobie nie poradzisz” i powtarza, że jeśli nie będzie przestrzegał zasad i norm obowiązujących w klasie i szkole, to nie zda do III klasy. Mój ośmioletni syn z takimi negatywnymi komunikatami nie potrafi sobie poradzić, odpowiada agresywnie i zachowuje się naprawdę źle. Mikołaj opowiadał mi o tym w domu, a ja wiele razy rozmawiałam z jego nauczycielką i tłumaczyłam, że mój syn staje się agresywny jedynie wtedy, gdy czuje się atakowany. Mówiłam, że gdy czuje się zrozumiany i bezpieczny, nie sprawia kłopotu.

Na ostatnim zebraniu dowiedziałam się od innych rodziców, że mój syn demoralizuje ich dzieci (przeklina, pluje, wygłupia się podczas lekcji). Usłyszałam, że inne dzieci dotychczas były grzeczne, a teraz też zaczynają pluć i używać brzydkich słów; że nie przestrzegają zasad obowiązujących w szkole. Jednym słowem mój syn ma zły wpływ na inne dzieci. Rodzice zażądali ode mnie, żebym zaczęła konsekwentnie karać Mikołaja, że od czasu do czasu powinien dostać w domu klapsa, może to by mu pomogło i może wtedy byłby grzeczniejszy. Jednym słowem dowiedziałam się, że powinnam mojego syna w domu bić. Jedna z mam powiedziała mi, że Mikołaj powinien na lekcjach siedzieć grzecznie w ławce i nie przeszkadzać jej dziecku i innym uczniom. Byłam tym sądem nade mną i nad moim synem zdruzgotana.

Chciałabym zapewnić, że nie patrzę na mojego syna przez różowe okulary, wiem jaki jest, ale wiem też, że przy odpowiednim podejściu do niego, Mikołaj naprawdę nie sprawia kłopotów. Jest chłopcem pogodnym, spontanicznym, inteligentnym, bardzo szczerym i bardzo wrażliwym na krzywdę, niesprawiedliwość i brak szacunku. Gdy jest traktowany z szacunkiem i miłością odwzajemnia to całym sobą. Gdy jest atakowany i traktowany bez szacunku protestuje i artykułuje swój sprzeciw. W domu nie mamy z Mikołajem kłopotów. W atmosferze wzajemnego szacunku, zaufania i miłości rozkwita jego empatia i motywacja do działania. W szkole zachowuje się źle, bo chce w ten sposób pokazać swój sprzeciw. Jestem pewna, że gdyby ktoś w szkole chciał zadać sobie pytanie, dlaczego Mikołaj zachowuje się w taki sposób i szczerze z nim porozmawiał, problem by zniknął. Jednak od wychowawczyni syna słyszę tylko, że wszystko co mój syn robi, robi z premedytacją, a drogą do poprawy sytuacji jest konsekwentne dyscyplinowanie i karanie chłopca. Nauczycielka nie chce lub nie potrafi dostrzec, że to właśnie próby wprowadzenie surowej dyscypliny, są powodem agresywnego zachowania dziecka, że szczera rozmowa byłaby dużo skuteczniejsza.

Efekt jest taki, że mój syn stracił motywację do pracy. W szkole ciągle słyszy, że ma się podporządkować, że musi przestrzegać norm i zasad obowiązujących na lekcjach. Jeśli się nie podporządkuje, to nie zda do trzeciej klasy! A mamy teraz listopad. Takie groźby wywołują u Mikołaja stan zagrożenia, a gdy czuje się atakowany, to zaczyna się Bronić, jest agresywny … i koło się zamyka. Chciałabym być dobrze zrozumiana. Ja wiem, że w szkole muszą panować określone zasady i dzieci muszą się nauczyć je respektować. W naszym domu też panują zasady i Mikołaj je respektuje. Ale my dobrego zachowania nie wymuszamy karami i groźbami. Nie ma takiej potrzeby, bo wystarczają rozmowy i wyjaśnienia. Mikołaj takich rozmów z dorosłymi bardzo potrzebuje, czuje wtedy, że dostaje naszą uwagę, że ktoś się nim interesuje. Mam wrażenie, że on ma dużą potrzebę kontaktu, a w szkole, w której jest, tego kontaktu mu się odmawia. Np. według pani pedagog uczniowie do 18 roku życia nie mają prawa głosu.

Próbuję patrzeć na sytuację nieco z boku. Widzę mojego syna, drugoklasistę, niepokornego chłopca z ogromną potrzebą autonomii i wychowawcę, który domaga się badań psychologicznych, bo mój syn na niektórych lekcjach odmawia wykonywania zadań. Od wychowawczyni usłyszałam ostatnio: Proszę syna przebadać, bo gdy zajęcia go zainteresują bardzo się angażuje, a następnego dnia nie chce pracować. Za namową wychowawczyni poprosiłam pracownika Poradni Psychologiczno-Prdagogicznej w P. o obserwację mojego syna podczas zajęć i na przerwach. Pani psycholog spotkała się ze mną i powiedziała, że mam zdolnego, inteligentnego syna, który ma wysokie poczucie własnej wartości.

Sytuacja jest dla mnie patowa i nie wiem, co robić. Wiem, że Mikołaj nie jest typowym dzieckiem, wiem, że potrzebuje dużo uwagi i akceptacji, że w sytuacjach stresowych łatwo się denerwuje, a zmuszany do czegoś, czego nie chce robić, potrafi być agresywny (tylko werbalnie). Ale wiem też, że to dobre dziecko, z którym łatwo można dojść do porozumienia, ale rozmową, a nie metodami przymusu. Co mam zrobić? W szkole mojego syna, słyszę tylko, że Mikołaj potrzebuje większej dyscypliny, kilka klapsów i więcej zasad, a ja wiem, że on potrzebuje uwagi, szacunku i przyjaźnie nastawionych do niego dorosłych, którzy będą chcieli z nim porozmawiać, zrozumieć go i mu pomóc.



Podobne historie słyszę od wielu rodziców. Rozumiem ich uczucia i obawy, rozumiem starania o to, by szkoła nie podcinała dziecku skrzydeł. Rozumiem ich ból, gdy widzą, że z pogodnego, inteligentnego i chętnego do nauki dziecka robi się dziecko zamknięte w sobie, zestresowane i rozdrażnione, które zaczyna postrzegać szkołę jako zagrożenie, dziecko które zamiast się rozwijać, skupia się nie na nauce, ale na obronie.

Ale rozumiem też nauczycieli, którzy nie potrafią sobie z niektórymi uczniami poradzić, dla których klasa staje się polem bitwy i nieustającym pasmem stresujących i frustrujących przeżyć. Tacy nauczyciele próbują zapanować nad niesfornymi uczniami stosując znane strategie, a więc strofują, wpisują uwagi, wzywają do szkoły rodziców, wstawiają złe oceny, czasem nawet straszą brakiem promocji do następnej klasy. Jednym słowem stosują cały repertuar znanych im autorytarnych metod i coraz wyraźniej widzą, że to metody nieskuteczne. Na niepokornych uczniów takie środki działają często jak płachta na byka. Im bardziej nauczyciel próbuje wymuszać posłuszeństwo, dyscyplinować ich i przywoływać do porządku, tym gorzej się zachowują. Nerwowe reakcje pokazują, jak łatwo można nauczyciela sprowokować i wyprowadzić z równowagi. To musi u nauczycieli budzić złość, frustrację i bezsilność. Z dnia na dzień sytuacja staje się trudniejsza i nauczyciele sami czują, że wpisywanie kolejnych uwag niczego nie zmieni. A jednak – mówiąc słowami Alfiego Kohna, im bardziej to strategia zawodzi, tym bardziej wydaje się im, że coś jest nie tak z dziećmi, a nie ze strategią. Dlaczego więc nie zmienią strategii? Dlaczego nie spróbują rozwiązać problemów w inny sposób? Dlaczego konsekwentnie idą drogą, o której wiedzą, że nie prowadzi do dobrego rozwiązania?
 


Joachim Bauer, psychiatra i neurobiolog, który przez wiele lat prowadził badania nad stanem zdrowia niemieckich nauczycieli, twierdzi, że tacy nauczyciele płacą za swoją pracę najwyższą cenę, cenę zdrowia. W książce „Co z tą szkołą?” autor pisze, że już powody, dla których ludzie wybierają zawód nauczyciela, pozwalają przewidzieć, dla kogo szkoła nie będzie dobrym miejscem pracy. Z dziećmi nie powinny pracować osoby, którym wydaje się, że to lekki i przyjemny zawód, gwarantujący dużą ilość wolnych dni. Ale szkoła nie jest dobrym rozwiązaniem również dla osób zafascynowanych jakąś dziedziną, które jednak nie potrafią nawiązywać relacji z innymi ludźmi lub nie lubią dzieci i które dzieci łatwo wyprowadzają z równowagi. Bo bycie z dziećmi jest trudne, obciążające i wyczerpujące i wie to każdy, kto choć raz próbował spędzić w szkole kilka godzin jednego dnia.
 

Zadowolenia nie znajdą w nim (w zawodzie nauczyciela - mż) jednak także ci, którzy zostają nauczycielami wyłącznie ze względu na szczególne zdolności czy zamiłowania, do któregoś z przedmiotów. Najprawdopodobniej po latach frustrowania niezliczonych zastępów dzieci i młodzieży będą musieli odejść na wcześniejszą emeryturę z powodów zdrowotnych i nigdy nie zaznają szczęścia, jakie daje spoglądanie wstecz, na niełatwe, lecz spełnione Życie zawodowe. W Niemczech blisko jedna trzecia nauczycieli odchodzi z zawodu na wiele lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego, głównie na skutek zaburzeń psychicznych lub dolegliwości psychosomatycznych.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że kandydat na nauczyciela powinien być pasjonatem przynajmniej jednego przedmiotu i w wybranej przez siebie dziedzinie powinien być po prostu dobry. Ale oprócz tego musi mieć kilka innych, ważnych dla tego zawodu cech, takich jak afirmacja życia, zdolność łatwego nawiązywania kontaktów i właściwego postępowania z ludźmi, umiłowanie dzieci i młodzieży, a także odpowiednie poczucie humoru.

Warto poświęcić nieco uwagi humorowi, bo już Alexander S. Neil, twórca szkół Summerhill twierdził, że zatrudniając nowego nauczyciela do pracy, nie pyta go o jego kwalifikacje czy referencje – wszystko to sa sprawy drugorzędne – ale interesuje go jedynie to, czy kandydat ma poczucie humoru, czy potrafi patrzeć na siebie samego z autoironią. Ludzie bez poczucia humoru – twierdzi Neil – są niebezpieczni dla dzieci.

Jeden z rozdziałów książki Joachima Bauera nosi tytuł „Jak przetrwać na szkolnej arenie”. Aby przetrwać i nie zapłacić za to zdrowiem, nauczyciele powinni wiedzieć, jak budować z uczniami relacje, które stworzą fundament dla efektywnej nauki, a to oznacza umiejętność nawiązywania kontaktu z bardzo różnymi dziećmi. Jedne są spokojne, bez protestów przyjmują to, co mówi nauczyciel, niczego nie kwestionują i chętnie wykonują wszystkie polecenia. Ale do szkół wysyłamy nie tylko dzieci grzeczne i uległe, ale również te niesforne, o dużej potrzebie autonomii, kreatywne, krytycznie myślące, chcące chodzić własnymi ścieżkami i odkrywać świat na własną rękę. Te dzieci chcą działać, włączają się do pracy wtedy, gdy mogą być aktywne i gdy coś je zainteresuje. Jednak gdy lekcja jest podawcza, to głośno i ostentacyjnie wyrażają swoje niezadowolenie. Dzieje się tak dlatego, że nuda jest dla mózgu bardzo trudnym stanem. Duński terapeuta Jesper Juul w książce „Kryzys szkoły” wyjaśnia ten mechanizm, tłumacząc, że agresywne zachowania, to prośba o uwagę.
 

Kryzys szkoły


Uczniowie w ten sposób zwracają uwagę na to, że się nudzą i że jest to dla nich niezwykle trudny stan.
 

Naszym nauczycielom wiedzie się źle i wiemy, dlaczego: dlatego, że są zmuszeni do wykonywania zadań, do których nie zostali przygotowani.


(Jesper Juul, „Kryzys szkoły”, str. 64)

„Szkoły są jak rodziny: dzieciom jest tak samo dobrze, jak dorosłym. Jeśli dorosłym wiedzie się źle, to i dzieci będą się źle czuły” mówi Juul i twierdzi, że najpierw musimy wesprzeć i wzmocnić nauczycieli. Oczywiście w szkołach pracuje wiele osób, które mają naturalny autorytet i potrafią zapanować nad dziećmi i młodzieżą. Takie osoby nie są surowymi i autorytarnymi nauczycielami. One potrafią pociągnąć za sobą młodych ludzi tworząc na swoich lekcjach przyjazny klimat i zarażając ich swoimi fascynacjami.

Badacze mózgu przekonują, że aby móc w szkole rozwinąć swój potencjał, dzieci potrzebują dorosłych, którzy pomogą im rozwinąć poczucie własnej wartości. Aby to było możliwe, dziecko musi czuć, że jest dla opiekuna (rodzica, wychowawcy, nauczyciela) ważne. Właśnie bycie zauważonym pełni kluczową rolę w nawiązywaniu wspierających relacji.
 

Jeśli dziecko nie czuje, że ma dla kogoś znaczenie, nie tylko nie uruchomi w sobie motywacji, ale nie będzie się też zdrowo rozwijać. Budowanie stabilnej więzi z młodym człowiekiem, nie oznacza bynajmniej obchodzenia się z nim jak z jajkiem. Dzieci, właśnie dlatego, że chcą być akceptowane, liczą na precyzyjne informacje na temat naszych oczekiwań wobec nich. Jako rodzice, pedagodzy i mentorzy, powinniśmy więc pielęgnować w dzieciach nie to, co jest dla nas wygodne i zaspokaja naszą potrzebę władzy; musimy rozwijać w nich te cechy osobowości, dzięki którym będą sobie w życiu radzić:

  • entuzjazm, kreatywność;

  • zaradność, gotowość niesienia pomocy, krytyczne myślenie, pracowitość;

  • wytrwałość;

  • nieprzekupność, umiejętność rozwiązywania konfliktów, empatię, uczciwość, tężyznę fizyczną.

Brak poczucia własnej wartości niesie z sobą wiele negatywnych skutków, twierdzi Joachim Bauer. Do najczęstszych należą stany lękowe lub / i depresja. Konsekwencją stanów lękowych są często odruchy obronne w postaci agresji.

Jako dorośli bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak nasze zachowanie wpływa na dzieci. Książką, która bodaj najlepiej wyjaśnia te zależności są „Mądrzy rodzice” Margot Sundarland. Jej współautorem jest amerykański neurobiolog Jaak Paanksepp.
 

Mądrzy rodzice


Dziecko potrzebuje granic, zasad i musi się dowiedzieć, jakie zachowanie jest akceptowane, a jakie nie, ale surowa dyscyplina utrudnia socjalizację.


(Mądrzy rodzice, M. Sundarland, str. 164)


Jeżeli krytycyzm i rozkazy stanowią większą część interakcji rodzica z dzieckiem, jest pewne, że zarówno dla rodzica, jak i dziecka wspólne życie będzie koszmarem. Dziecko nauczy się wszystkiego na temat relacji opartych na władzy i kontroli, a za mało na temat relacji opartych na cieple, życzliwości i współpracy.


(str. 161)

Opisane zależności dotyczą nie tylko rodziny, ale i szkolnej klasy. Niestety metodom dyscyplinowania wciąż poświęcamy zbyt mało uwagi, a osoby wychowane w surowej dyscyplinie przenoszą znane im wzorce na kolejne pokolenia. „Metody dyscyplinowania dziecka, to niezmiernie poważna kwestia wpływająca nie tylko na dziecko, ale także na całe społeczeństwo. Jeżeli chodzi o wychowanie, społeczeństwo zbiera to, co posiało, stres bowiem kształtuje mózg w sposób predestynujący do zachowań antyspołecznych. W ten sposób zasady współżycia oparte na autorytarnych wzorcach przenoszone są z pokolenia na pokolenie. Książka Margot Sundarland pozwala też zrozumieć, dlaczego tak bardzo różnimy się w kwestiach związanych z wychowaniem. Kto sam nie doświadczył w dzieciństwie modelu opartego na miłości, akceptacji i wzajemnym szacunku, ten jest przekonany, że człowieka można wychować tylko poprzez wymuszanie pożądanych zachowań. Człowiek upokarzany i zawstydzany w dzieciństwie, jako dorosły też będzie upokarzał innych. Jeśli nie chcemy wychować małych tyranów, to musimy dostarczyć naszym dzieciom odpowiednich wzorców zachowania. Dostarczając wzorców opartych na władzy, dominacji i kontroli wychowujemy dzieci, które te właśnie wzorce przeniosą na kolejne generacje. Będą wprawdzie uległe wtedy, gdy za złe zachowanie będzie im grozić kara, ale nie będą miały przekonania, że pewnych rzeczy się nie robi, bo zwyczajnie są złe.

W maju 2017 roku w Polsce na zaproszenie Budzącej Się Szkoły będzie gościć prof. Joachim Bauer. W czasie jego pobytu zorganizowane zostanie szkolenie dla trenerów, którzy chcą pomagać nauczycielom w radzeniu sobie z konfliktami i budowaniu relacji pozwalających na zakończenie wojen z uczniami. Jeśli do szkoły wysyłamy wszystkie dzieci, również te z dużą potrzebą autonomii, to nauczyciele muszą umieć nawiązać relacje również z nimi. Leży to w interesie i dzieci i samych nauczycieli. Jest jeszcze jeden, całkiem ważny argument. To w końcu te najbardziej krytyczne i autonomiczne jednostki, a nie najgrzeczniejsi i najlepsi uczniowie, dokonują największych odkryć i wynalazków. A poza tym powinno nam wszystkim zależeć na tym, by nasze dzieci były nie tylko mądrymi, ale i dobrymi ludźmi. Jak to zrobić, by były lepsze od nas? 

 

 

* * *


 
 O autorce:
Marzena Żylińska  

Marzena Żylińska

Zajmuje się metodyką i neuropedagogiką. Jest wykładowcą NKJO W Toruniu, studiów podyplomowych WSG "Neurodydaktyka z tutoringiem", prowadzi blog "Neurodydaktyka, czyli neurony w szkolnej ławce". W licznych publikacjach popularyzuje neurodydaktykę jako interdyscyplinarną dziedzinę nauki, opartą na badaniach mózgu, która stawia sobie za cel stworzenie nowych koncepcji pedagogicznych i inicjuje poszukiwanie przyjaznego mózgowi systemu edukacyjnego. Autorka książek "Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych" oraz "Neurodydaktyka". Jej celem jest stworzenie modelu szkoły, w której uczniowie będą mogli w pełni wykorzystać swój potencjał i rozwijać talenty.

 

Teskt ukazał się pierwotnie na blogu autorki w serwisie www.budzacasieszkola.pl

budząca się szkoła

 

Podziel się
KOMENTARZE
Aktualnie brak komentarzy. Bądź pierwszy, wyraź swoją opinię

DODAJ KOMENTARZ
Zaloguj się albo Dodaj komentarz jako gość.

Dodaj komentarz:



PROFIL
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej