Imię i nazwisko:
Adres email:

Jeden podręcznik! Wolny podręcznik?

Grzegorz D. Stunża, 17 Lipiec 14

W trakcie zjazdu Koalicji Otwartej Edukacji podczas jednego z warsztatów rozmawialiśmy m.in. o możliwościach systemowego wdrażania otwartości. Jednym z istotniejszych punktów dyskusji okazał się darmowy podręcznik, który ma być gotowy po wakacjach.
 

Nasz Elementarz

  fot. zrzut ekranu z http://naszelementarz.men.gov.pl


Darmowy > wolny?

Nie chcę omawiać samego podręcznika. Wstępna, częściowo tylko gotowa, wersja została pokazana światu jakiś czas temu. Co na pewno warto zauważyć, to pomimo zapewnień, że ma być opublikowany na jednej z licencji CC, wiadomo już, że tak się nie stanie. Do tego wersja pokazowa zawierała sporo zastrzeżeń odnośnie zastosowanych materiałów wizualnych, które nie były opublikowane na wolnej licencji, co w efekcie już wtedy pokazywało, że gotowy materiał, jeśli tylko skorzysta z tych samych treści graficznych, nie będzie wolny. W myśl zasady, że nawet pojedynczy, drobny zastrzeżony materiał, jaki znajdzie się w publikacji np. pdf, blokuje możliwość korzystania z postanowień licencyjnych, ponieważ im nie podlega.

Rząd nie zdecyduje się na otworzenie, czy jak wolę, uwolnienie (oczywiście w zależności od licencji) treści podręcznika. To wbrew celom samej Koalicji i pomysłowi wdrażania idei otwierania/uwalniania materiałów powstających za publiczne pieniądze. Mnie to się oczywiście nie podoba, ale czy brak licencjonowania rzeczywiście obchodzi kogokolwiek spoza ruchu na rzecz otwartości/wolności edukacyjnej? O ile od urzędników państwowych można wymagać myślenia o korzyściach społecznych, umożliwianiu korzystania przez wszystkich z produktów wytworzonych za nasze wspólne pieniądze, to jak "sprzedać" otwartość/wolność nauczycielom, rodzicom, samorządowcom czy uczniom?


Wyprzedzanie czasu i miejsca

W trakcie dyskusji pojawił się pomysł, żeby działać na rzecz zmiany paradygmatu edukacyjnego z zamkniętej, obawiającej się nowości, taśmowej szkoły na otwartą, poszukującą – mówiła o tym m.in. Anna Kościelak związana z ruchem Obywateli Nauki. I rzeczywiście, otwarty/wolny podręcznik, dostosowywany do lokalnych potrzeb, do specjalnych potrzeb edukacyjnych, itd. byłby w takim modelu kształcenia i wychowania wręcz idealnym narzędziem. W dodatku dawałby możliwość tworzenia kompatybilnych treści dodatkowych (materiałów, ćwiczeń itp.). Problem jednak w tym, że idea wolnego podręcznika nie powstaje w odpowiedniej czasoprzestrzeni. Szkolny system wciąż reprodukuje, pomimo kosmetycznych zmian, stare przyzwyczajenia, a zatem skupia się na swojej podawczej funkcji, której ulegają nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele. Dzisiejsi belfrzy w większości (pozdrawiam wyjątki) oczekują algorytmów działania, gotowych treści, które mogą pokazać uczniom (przypominam sobie zajęcia z nauczycielami, którzy dokształcali się na nauczycieli-informatyków, mogących uczyć do poziomu gimnazjum, a oczekiwali zestawu "krok po kroku" korzystania z WordPressa, chociaż uczenie pedagogiki studentów filologii germańskiej pozwala mi mieć drobną nadzieję na wejście do szkoły osób z twórczym potencjałem).

Konkretne myślenie o wolnych/otwartych zasobach edukacyjnych traktowanych, jako nieodłączny element edukacyjnego, polskiego (i nie tylko) krajobrazu, musi zaczynać się od przeprojektowania edukacji nauczycieli. Być może nie jest możliwa systemowa zmiana uczelnianych programów kształcenia, jednak lokalne centra edukacji nauczycieli lub inne instytucje pozarządowe i kultury, mogłyby, bazując na spójnym projekcie działań, podjąć się zadania dokształcania.


Śmierć podręcznikom

Niektórzy wyrazili w dyskusji pogląd, że jeden podręcznik cofa o kilkanaście lat zmiany polskiego systemu edukacji – pluralizm treści, postawienie na wybory nauczyciela. I pozornie tak jest, ale jeśli spojrzymy głębiej, okaże się, że pojedynczy elementarz to wyzwanie dla nauczycieli. Oczywiście, nie ma się co łudzić – jeśli nagle nauczyciele zamiast pakietów podręczników, ćwiczeń, scenariuszy zajęć, itp. dostaną tylko jedną książkę, nastąpi przynajmniej drobne tąpnięcie edukacyjnego systemu. Może nawet czeka nas chwilowy kryzys, paniczne poszukiwanie materiałów dodatkowych i... czas prosperity wydawców, którzy tak walczyli z planowanym monopolem podręcznikowym państwa. Lata przyzwyczajeń i schematycznego działania na bazie tego, co podsuwali inni – jak np. scenariusze zajęć – zrobiły wśród nauczycieli swoje, ale paradoksalnie to przyzwyczajenie do korzystania z produkcji innych jest szansą dla ruchu wolnych/otwartych materiałów edukacyjnych. Pozytywne lenistwo, polegające na opieraniu się na wolnych/otwartych materiałach (na co zwracał uwagę Jarosław Lipszyc) powinno być premiowane. Jak to zrobić, żeby w systemie, który stawia na oryginalność, rozlicza z samodzielności (zarówno nauczycieli jak i uczniów), stawiać za wzór tych, którzy poszukują ciekawych, już gotowych treści, które można legalnie przetwarzać? Pytanie chwilowo bez odpowiedzi, ale na pewno warto o nim myśleć, również przyglądając się logice grantowej i pieniądzom pompowanym w różnorodne projekty edukacyjne – wymaganie nieustannie nowych materiałów to marnowanie funduszy, czasu i energii. Przetwarzanie jest dobre, a jednak nawet tak innowacyjna instytucja jak Fundacja Orange chyba tylko raz w swoim programie wsparcia Akademia Orange umożliwiła uzyskanie funduszy na projekty inspirujące się już zorganizowanymi.

Przy okazji warto podkreślić, co zaznaczyłem w dyskusji, że nauczyciele już teraz korzystają i przetwarzają dostępne im materiały. Robią to jednak w pewnym sensie poza licencjami – albo nie mają o nich wiedzy, albo nie jest to dla nich istotne, albo jest wynikiem systemu opartego na indywidualnych rozliczeniach wkładu pracy. Otóż nauczyciele, a przynajmniej ich część, nie widzą nic zdrożnego w korzystaniu np. ze scenariuszy zajęć, które znaleźli w sieci lub dostali na płycie, zmiksowaniu ich, dostosowaniu do własnych potrzeb i... podpisaniu się pod "nowym" własnym nazwiskiem. Wiem o tym z doświadczenia, bo kiedy zleciłem studentom na podyplomówce z pedagogiki wczesnoszkolnej przygotowanie (w grupach!) scenariuszy edukacyjnych, dostałem całą masę plagiatów z drobnymi, autorskimi dodatkami. To kolejny sygnał, że lenistwo ma się dobrze i jest szansą na to, by kreatywni, poszukujący i ułatwiający sobie jednocześnie pracę nauczyciele, inspirowali (np. przez przetwarzane samodzielnie lub w grupach materiały na wolnych lub otwartych licencjach) innych, oczekujących na podanie im gotowców. To również wyraźny sygnał, że warto dokształcać uczących innych w zakresie tematyki autorstwa, plagiatu i oznaczania korzystania z różnych źródeł (choć trzeba od razu zaznaczyć, że prawo autorskie w większości przypadków zablokuje możliwość przetwarzania treści edukacyjnych, a to z kolei wniosek do kształcenia w zakresie stosowania licencji i dzielenia się z innymi swoimi wytworami).

Jak pisałem już kiedyś w EM, jeden podręcznik to dla mnie tylko przejściowy etap, prowadzący do zdecydowanie bardziej radykalnego kroku, czyli rezygnacji z podręczników. Podstawa programowa, na której budowane są programy nauczania, wyraźnie formułuje, co powinni wiedzieć, rozumieć i umieć uczniowie.


Zmiana języka, szansa na sukces

Rozmawianie o ideach jest przyjemne, trudno jednak zachęcić ludzi nastawionych na konkrety, narzędzia ułatwiające pracę i skupionych na praktyce, by po wyjaśnieniu działania wolnych licencji od razu stosowali je ze zrozumieniem. Moim zdaniem barierą nie jest wielość licencji (choćby różnorodność CC, czy kilka licencji wolnych w ramach CC i innych) i trudność z ich zrozumieniem, na co zwracał uwagę Alek Tarkowski, postulując – jeśli dobrze zrozumiałem – wyjaśnianie np. wybranych dwóch, które się sprawdzą. Ścianą, o jaką się rozbijamy, jest raczej brak kultury dzielenia się, współpracy, doceniania modyfikacji i usprawnień. W kulturze samotnych wilków, konkurujących z innymi i rozliczanych za samodzielnie upolowaną zdobycz (niezbyt dobra to metafora systemu edukacji, ale roboczo chyba wystarczy), nie ma mowy o wdrażaniu na szeroką skalę i to oddolnie (bo rozumiem, że rozwiązania systemowe są ważne, ale lepsze byłoby samo oświecanie edukatorów) działań w zakresie produkcji otwartych/wolnych materiałów i budowaniu kultury edukacyjnego daru. Potrzebne są konkretne produkty, usprawnienie pracy, procesu awansu, itp. Bardzo się ucieszyłem, kiedy na spotkaniu kilku grup roboczych, zaraz po naszej dyskusji, Kamil Śliwowski wypowiedział się w podobnym duchu, chociaż nie brał udziału w warsztatowej debacie.

Jeśli zaczniemy mówić językiem korzyści, będziemy w stanie przekonać konkretne osoby, że wolność i otwartość w edukacji to nie tylko idea, która wielką ideą jest, ale że mamy szansę na sukces. Rozumiany nie jako faktyczne wdrożenie otwartościowo-wolnościowej wizji, ale przekształcenie systemu edukacji, który dzięki nowym rozwiązaniom i nowym technologiom współpracy, może stać się miejscem otwartym, przyjaznym i wspierającym swobodne i świadome budowanie wolnej kultury. To może się ziścić za kilkadziesiąt lat. Systemowe rozwiązania mogą tę realizację przyspieszyć, ale jeśli nie nauczymy się wyjaśniać, że wdrażanie idei powoduje określone, pozytywne skutki, będzie nam bardzo trudno przekonać decydentów do wprowadzenia odpowiednich zapisów i tym samym promować wolność i otwartość oraz kreatywność i dzielenie się wśród nauczycieli (tak to już jest w naczyniach połączonych).
 
Już niedługo kolejny wpis o podręczniku, tym razem pokazujący, jak ciągle boimy się skorzystać z nowych możliwości i wracamy do przestarzałych rozwiązań.
 
Redakcja i korekta językowa – Justyna Zborowska-Stunża.
 

 

* * *


 
 O autorze:

Grzegorz D. Stunża
fot. Ana Matusewicz

 

Grzegorz D. Stunża

jestem doktorem nauk społecznych w zakresie pedagogiki i na co dzień pracuję jako adiunkt w Pracowni Edukacji Medialnej w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego. Główny obszar moich zainteresowań to szeroko rozumiana edukacja medialna. Staram się łączyć pedagogiczne poszukiwania z kulturoznawczymi inspiracjami (spędziłem nawet semestr na studiach II stopnia z zakresu kulturoznawstwa), zajmować nie tylko teorią i prowadzeniem badań, ale także działaniami praktycznymi i aktywistycznymi. Ostatnio fascynuję się medialabami i biorę udział w budowaniu w Medialabu Gdańsk przy Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku. Poza tym zdarza mi się współpracować jako ekspert z zakresu edukacji medialnej z Narodowym Instytutem Audiowizualnym, Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Fundacją Nowoczesna Polska.

 Tekst pierwotnie ukazał się w serwisie http://edukatormedialny.pl/ i jest dostępny na licencji CC BY-SA 

 

Podziel się
KOMENTARZE
Aktualnie brak komentarzy. Bądź pierwszy, wyraź swoją opinię

DODAJ KOMENTARZ
Zaloguj się albo Dodaj komentarz jako gość.

Dodaj komentarz:



PROFIL
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej