Diagnozy, testy, punkty. Jaki jest efekt stosowania testów diagnostycznych na lekcjach języka obcego?
Nauczyciele języków obcych często chcą lub muszą, zorientować się na początku roku szkolnego, jaki jest poziom językowy dzieci, które mają uczyć. Można taką diagnozę przeprowadzić na różne sposoby. Wielu nauczycieli robi zamknięte testy wielokrotnego wyboru lub takie, które zawierają zadania reproduktywne (trzeba wtedy np. wstawić w lukę formę czasu Simple Past od czasownika go). Testy te mają tę zaletę, że można je szybko sprawdzić. Poza tym mają wiele wad, których nie chcę tu omawiać, bo wyszedłby rozdział książki!
Czy jest zatem inna metoda, by dowiedzieć się, co uczniowie potrafią? Alternatyw dla testów jest wiele. Przedstawię tu jedną.
Nauczyciel wybiera początek ciekawej historii lub sam go pisze. Najlepiej, gdy tekst nawiązuje do aktualnej sytuacji uczniów. Ich zadaniem jest przeczytanie początku historii, a następnie napisanie jej dalszego ciągu.
Czego nauczyciel może się dzięki takiej formie dowiedzieć?
Pierwszym zadaniem jest przeczytanie początku historii, a to pozwala sprawdzić kompetencję czytania, również wyłapywania w tekście szczegółów. Nauczyciel może się też łatwo zorientować, ile uczeń z przeczytanego tekstu zrozumiał.
Z części napisanej przez ucznia nauczyciel może dowiedzieć się: jakie struktury gramatyczne uczeń zna i na ile swobodnie się nimi posługuje (czy potrafi stosować je odpowiednio do sytuacji), jaki jest jego zasób leksykalny, czy buduje jedynie proste zdania, czy również zdania złożone, jak posługuje się spójnikami, czy jak operuje stylami. Napisany tekst daje również możliwość oceny kompetencji pisania jako takiej. Ale te wszystkie kompetencje i ich części składowe można by też sprawdzić za pomocą dobrego testu diagnostycznego, którego utworzenie musiałoby jego autorowi zając kilka dni i którego sprawdzenie również byłoby bardzo pracochłonne. Nie mniej jednak, wszystkie wymienione kompetencje można by sprawdzić za pomocą wyrafinowanego testu.
Jednak pisanie dalszej części historii daje nauczycielowi dużo więcej możliwości niż nawet najlepszy test, bo dzięki tekstowi napisanemu przez uczniów można ich poznać. Jeśli historia mówiła o pierwszym dniu w szkole chłopca imieniem John, nauczyciel może dowiedzieć się, z jakim nastawieniem jego uczniowie przyszli do szkoły, na co się cieszę, czego oczekują, a co wywołuje w nich lęk. Po przeczytaniu takich tekstów nauczyciel ma mnóstwo materiału do prowadzenia rozmów, co z kolei pozwoli mu w najbardziej autentyczny sposób dowiedzieć się, jak rozwinięta jest u uczniów kompetencja mówienia. Ale przecież nie to jest na początku roku najważniejsze! Najważniejsze jest to, że dzięki tekstom będzie mógł zadać uczniom wiele pytań, poznać ich i dać do zrozumienia, że interesuje go to, jak się w szkole czują, co myślą, co lubią i czego się ewentualnie obawiają.
Dzięki takiemu zabiegowi nauczyciel może dokładnie zdiagnozować wszystkie kompetencje językowe, poznać swoich uczniów, nawiązać z nimi relacje i wszystko to może odbyć się w przyjaznej atmosferze wzajemnej sympatii.
To alternatywa dla testów diagnostycznych, które mogą być lepsze lub gorsze, ale dobrej atmosfery nie wprowadzają. Ten opisany przeze mnie na facebooku należał do drugiej grupy. Przeznaczony był dla uczniów klasy VII, czyli dwunastolatków i składał się z 90 pytań / zdań. Uczniowie na jego rozwiązanie mieli 40 minut. Był to test zamknięty, składający się tylko z zadań receptywnych (zadanie wielokrotnego wyboru, w którym uczeń musi zakreślić A, B lub C). Taki test ma jedną zaletę. Nauczyciel może go szybko stworzyć lub skopiować i równie szybko sprawdzić. Z perspektywy uczniów sprawa wygląda już zupełnie inaczej.
Wystarczy sobie wyobrazić dwunastolatki na pierwszej lekcji języka angielskiego przed którymi leżą kartki z 90 pytaniami. Z ich pomocą (zamknięty test wielokrotnego wyboru) nie można sprawdzić żadnej z czterech kompetencji językowych, ale za to wywołują bardzo konkretne emocje. I nie są to emocje pozytywne, bo kto zdąży przeczytać tyle zdań i zastanowić się nad odpowiedzią? Kto lubi być już od początku sprawdzany?
Wielu nauczycieli narzeka na brak u uczniów motywacji do nauki, wielu twierdz, że uczniowie nie lubią szkoły. Manfred Spitzer napisał w książce „Jak uczy się mózg”, że nauczyciele nie powinni niszczyc motywacji, z jaką do szkoły przychodzą dzieci, a wtedy wszystko będzie w porządku. Problem w tym, że wielu nauczycieli podchodzi do swojej pracy w sposób sformalizowany, zbiurokratyzowany i przeracjonalizowany. Myślą o punktach, testach, sprawdzianach, poziomach i diagnozach, a zupełne pomijają emocje uczniów, ich obawy, nastawienie do szkoły, czy motywację. I można ich za to krytykować, ale warto też zapytać, czy na metodycznych seminariach, czy na ćwiczeniach z psychologii uczyli się, jak ich poczynania (np. test diagnostyczny z 90 pytaniami na pierwszej lekcji) wpłynie na relacje z uczniami i na ich motywację do nauki. Ilu nauczycieli wie, że dobre relacje są fundamentem efektywnej nauki, ilu rozumie, że motywacja zewnętrzna zabija tę najsilniejszą, wewnętrzną? Ja myślę – więcej, jestem przekonana, że tak krytykowane tu przeze mnie formalne i zbiurokratyzowane podejście do uczniów nie jest wyborem nauczycieli, że to raczej problem systemu edukacji pruskiej proweniencji. Więc z jednej strony czuję wielki gniew, bo wiem, jak w takich sytuacjach czują się dzieci. Sama nigdy nie chciałabym dostać do uzupełnienia 90 zdań na 40 minut, bo sama nie potrafię się skoncentrować i pokazać tego, co umiem, gdy muszę pracować pod presją czasu. Ale z drugiej strony … wiem, że to nie zła wola, że wiele osób myśli, że tak trzeba, że inaczej nie można. I dlatego robię warsztatownię i zapraszam nauczycieli na szkolenia! Chcę pokazać, że można inaczej i że warto inaczej, że jest alternatywna dla biurokratycznych i sformalizowanych sposobów prowadzenia lekcji! Wiem, że pisząc krytyczne teksty, np. takie jak ten o testach diagnostycznych z języków obcych, mogę kogoś dotknąć, a nawet obrazić. Jeśli tak jest, to bardzo przepraszam, nie było to moją intencją. Inaczej nie umiałam powiedzieć, że to jest wobec dzieci, tak zwyczajnie po ludzku nie fair, że tak nie można i … nie ma też takiej potrzeby. Więc nie gniewajcie się na mnie drodzy nauczyciele, ale pomyślcie, ile możecie zyskać, gdy na pierwszych lekcjach zaczniecie budować ze swoimi uczniami dobre relacje i opowiecie im o tym, jak ciekawymi rzeczami będziecie się razem w tym roku szkolnym zajmować. Pozwólcie im napisać swobodne teksty i nie rozmawiajcie o błędach, ale o tym, czego się z tych tekstów dowiedzieliście. Bo można uczniom już od pierwszej lekcji pokazać, że język służy komunikacji, albo można wysłać komunikat, że chodzi nam jedynie o sprawy formalne, czyli poprawność językową. A ta kręci się wokół błędów, bo to one są zaznaczane na czerwono.
Moim celem jest zachęta do refleksji. Nastawienie uczniów do naszego przedmiotu w dużej mierze zależy od nas samych i od tego, jaką atmosferę stworzymy w klasie i jakie relacje zainicjujemy. A za relacje z dziećmi zawsze odpowiadają dorośli. I pamiętajcie o neuronach lustrzanych. Od dzieci dostajemy to, co sami do nich wysyłamy.
* * *
O autorce: | ||
Marzena Żylińska
|
||
Teskt ukazał się pierwotnie na blogu autorki w serwisie www.budzacasieszkola.pl |
Podziel się
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14