Imię i nazwisko:
Adres email:

Zadedykowane dyrektorowi CKE

Zofia Grudzińska, 22 Marzec 16

Żyjemy w epoce testów. Nie do wiary, że kiedyś – nie więcej, jak sto lat temu – nikomu nawet do głowy nie przyszło, by wartość umiejętności człowieka „mierzyć”, a szczególnie, by czynić to za pośrednictwem anonimowych trafień, które mogą być wynikiem szczęścia, ale są uznawane za dowód, że się coś wie.
 

Oczywiście testy mają swój urok. Łatwo je stworzyć – przynajmniej na pozór; zajmują się tym z zamiłowaniem redaktorzy piśmidełek, tworząc głębokie psychosondy pt. „Sprawdź swoją zdolność do miłości”; zajmują się tym też twórcy arkuszy egzaminacyjnych na całym świecie, a trafność jednych i drugich jest niewymowna; to znaczy, że nie starczy życia, by wymówić imiona wszystkich osób, których nie „zmierzyły” prawidłowo.

Dość szczególna jest historia tego, co dzisiaj uważamy za niemal niezbędne dla właściwego oświecenia umysłów naszych dzieci.

Pierwszy był Sokrates. Tyle, że on wiedzę swoich uczniów mierzył nie arkuszami pełnymi pozycji, przy których trzeba zaznaczyć ten jeden słuszny wybór. On po prostu zadawał pytania, a odpowiedzi nie uważał za podstawę do wydania wyroku „umiesz-nie umiesz”. One prowadziły (o zgrozo!) do dalszego dialogu. Nie wyrokował też o ich poprawności, gdyż dla intelektualnych elit tamtych czasów poprawność była „domeną sklepikarzy”, a nauka miała wieść do oświecenia. Dla przypomnienia: z tej niepoprawnej edukacyjnie epoki wywodzą się filozofowie, których dorobek położył podwaliny pod całą naszą naukę. O dziwo, uprawiali oni też interdyscyplinarność: filozof mógł być jednocześnie matematykiem (Pitagoras), geometrą (Euklides), fizykiem (Hypatia), przyrodnikiem (Arystoteles), socjologiem i politologiem (Platon), itd., itp.

W starożytnych Chinach wprowadzono egzaminy pisemne na stanowisko urzędnika państwowego (podobnie, jak dzisiaj, był to jedyny rodzaj pracy, który zapewniał wygodne życie aż po jego naturalny kres… no, może nie zawsze „naturalny”: chińscy urzędnicy mogli być przez cesarza pozbawieni głowy za brak kompetencji… może powinniśmy wrócić do tego systemu?). W średniowiecznej Europie bardziej stawiano na dialog: żacy krakowscy ani paryscy akademicy sorbońscy testów nie znali.

Tymczasem w czasach nowożytnych edukacja powszechna zaczęła się bujnie rozwijać w Stanach Zjednoczonych. Pod wezwaniem demokracji i dostępności zaczęło się trwające do dzisiaj przykrawanie praktyki do ideologii. Okazało się bowiem, że w imię wyższych wartości dano wszystkim „dzieciom ludu” – i słusznie! – dar dostępu do oświaty, ale nie wszystkie są zdolne do tych samych osiągnięć na obszarach tradycyjnie za warte studiowania uważanych; a z tym już był kłopot, bo cóż to za dar, który prowadzi do upokorzenia obdarowanego? Z jednej strony więc zaczęto manipulować zakresem programów (tak pojawiła się Podstawa Programowa), z drugiej – trzeba było jakoś ogarnąć procedurę sprawdzającą, czy i w jakim stopniu uczniowie przyswoili owe treści.

Jednocześnie naukowcy odkryli metodę standaryzacji testów, co było konieczne tam, gdzie na podstawie tego narzędzia należało wykonać analizę wyników. Przy czym nie chodziło o diagnozowanie jednostek! Wprost przeciwnie: w postępowaniu naukowym tzw. agregacja danych umożliwia analizę statystyczną, dzięki której można uogólnić rezultaty w celu sformułowania wniosków badawczych. Ponownie należy podkreślić: osobie stosującej to narzędzie nie wolno wyciągać wniosków w odniesieniu do indywidualnych wyników!

Niestety, specjaliści od spraw edukacji okazali się bardzo oporni na proste informacje. Dla usprawiedliwienia można dodać, że pierwsze testy, popularyzowane w amerykańskim szkolnictwie przez Horacego Manna w XIX wieku, nie rościły sobie prawa do miana standaryzowanych. Były zaledwie metodą szybszego sprawdzenia, jakie fakty zapamiętał uczeń. Podkreślam jeszcze raz: fakty. Uczciwi specjaliści w tej materii nie twierdzą, że metoda testowa pozwala sprawdzić poziom opanowania jakiejkolwiek kompetencji, nie mówiąc już o toku myślenia logicznego czy twórczego. To twierdzą natomiast wyłącznie osoby czy instytucje posiadające interes w utrzymywaniu systemu – bo na przykład oznacza on wiele posad czy doskonałe narzędzie wywierania nacisku na nauczycieli. A że przy okazji mąci się w głowach rodzicom i unieszczęśliwia dzieci… hm, cóż: ofiary konieczne na drodze do nowoczesności.

Historia testów na XIX wieku się nie kończy, wprost przeciwnie: narracja będzie się robiła coraz dziwniejsza. Francuski naukowiec, Alfred Binet, usiłował zmierzyć poziom inteligencji (halo! Nauka od ponad stu lat „mierzy inteligencję”, ale spytajcie pierwszego z brzegu psychologa, jaka jest obowiązująca definicja tego zwierzęcia i co się okaże? „jedna definicja nie istnieje; jako inteligencję określamy to, co bada dany test”… Przemyślcie sobie dobrze tę wypowiedź, zanim komukolwiek zarzucicie niski poziom inteligencji, bo czyniąc tak, sami przedstawiacie się jako osoby raczej niemądre!)

Cóż z tego, że uczciwość nakazuje wielką rezerwę w podejściu do narzędzia testowego. Edukacja się upowszechniała, więc trzeba było szukać szybkich metod egzaminowania. Ponownie Stany Zjednoczone okazały się pionierem – w 1926 powstał pierwszy SAT (test wejściowy dla kandydatów do college’u, po ukończeniu nauki w szkole średniej). Nie był on jednak bynajmniej standardem, a tylko propozycją, alternatywą – którą wielu edukatorów odrzucało, jako spłycającą i powodującą zafałszowanie wyników, na podstawie których przesiewali rzesze kandydatów, by wybrać najbardziej obiecujących przyszłych studentów. Ale kiedy kilkanaście lat później wybuchła wojna… siódmego grudnia 1941 roku (pamiętacie Pearl Harbour?) członkowie amerykańskiej CKE spotkali się na “biznesowym lunchu”, w trakcie którego uzgodnili, że wybuch wojny wymaga szybszych decyzji i trudno, ale stary format musi się pójść pasać na zielonej łączce… od tamtego dnia niepodzielnie zakrólowały testy.

A więc mamy kolejno: niezrozumienie podstawowej natury narzędzia, badanie nieistniejącego fenomenu, wreszcie konieczność historyczną. Ponownie pytam, gdzie tu dobro ucznia?

Ale dotarliśmy dopiero do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku i dopiero teraz zrobi się ciekawie. Otóż, porównywanie wyników testów szkół amerykańskich pozwoliło odkryć, że „poziom edukacji w kraju spada”. Logiczny wniosek powinien być taki: testowanie edukacji nie służy. Tak też powiedzieli eksperci i chwała im za to. Proponowali: zmniejszenie liczebności klas, zwiększenie nakładów na kształcenie nauczycieli i podniesienie ich pensji. Jak wyjaśniali, w perspektywie kilkunastu lat pozwoliłoby to doczekać się znakomitych i trwałych owoców w postaci autentycznie twórczych rzesz obywateli.

Tymczasem jednak… była to era wyścigu kosmicznego z ZSRR, więc politykom bardzo zależało na znajdowaniu doraźnych sposobów podnoszenia narodowego prestiżu. A testy miały jedną niezaprzeczalną zaletę: poprzez zmianę pytań testowych („itemów”) można było dowolnie manipulować cyferkami, które reprezentowały na wyjściu „poziom amerykańskich szkół”!

Politycy, jak zwykle, zwyciężyli. A w 2004 roku prezydent Bush (który? To pytanie do pasjonatów historii współczesnej) wprowadził obowiązkowe i standardowe testy we wszystkich szkołach, aby móc za pomocą statystycznych analiz tworzyć rankingi i w ten sposób realizować hasło „rozliczalności” szkół. Trzeba wykryć i ścigać te placówki, które – obojętnie z jakich względów – nie osiągają wysokich cyferek! Nie bardzo tylko było wiadomo, co potem z tymi „leniwymi” szkołami robić, chociaż niektórzy gubernatorzy nieśmiało napomykali, że należałoby je wesprzeć poprzez zwiększenie funduszy na szkolenie nauczycieli i być może głębszą analizę wyników – bo może się okazać, że dana szkoła po prostu ma uczniów pochodzących z nieuprzywilejowanych środowisk społecznych. Jak zwykle, propozycja wydawania szmalu po to, by dopiero za kilka lat doczekać się rezultatów, przegrała wizerunkowo. Skończyło się na tym, że rodzice posyłali dzieci do tych „lepszych” szkół, a te „gorsze” upadały (przecież sprawiedliwie, prawda?). Ciekawe, że ten proces wcale nie wpłynął na poprawę poziomu amerykańskiej edukacji powszechnej. Przyszli nobliści, których w tym kraju jest wielu, albo kończą renomowane placówki, utrzymywane z funduszy prywatnych, albo uczą się w domach. A co, a u nas jest inaczej?

No, bo wbrew rozsądkowi – ale zgodnie z historyczną hegemonią Stanów Zjednoczonych – epidemii testowania uległ cały „po-nowoczesny” świat, a my prędziutko pospieszyliśmy w ich ślady. Też chcemy być po-nowocześni! A urok testów polega na tym, że zostały już sto lat temu okrzyknięte „innowacyjną” i „obiektywną” metodą sprawdzania poziomu wiedzy uczniów. Nic to, że chodzi o sprawdzanie wyrywkowe, ograniczone wyłącznie do gołych faktów. Nic to, że nie wolno wyników uogólniać. Nic to, że nie ma żadnych przekonujących wyjaśnień, czemu właściwie mają tak skonstruowane egzaminy służyć (prócz tworzenia rankingów i dowolnego sterowania „wynikami” ku aktualnej korzyści politycznej). Niewielu rodziców zna się na statystyce, nie znają się na niej nauczyciele ani dyrektorzy, więc tkwimy w maszynie, która rozpędza się coraz bardziej w kierunku… „Do Nikąd”…

Dzięki temu zresztą my, Polacy, możemy być dumni: kolejny to dowód potwierdzający mądrość naszego Kopernika, który stwierdził, że gorsza moneta wypiera lepszą.



* * *

 
 O autorce:
Zofia Grudzińska  

Zofia Grudzińska

Nauczyciel języka angielskiego, członek sekcji Autonomia ucznia w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Nauczycieli Języka Angielskiego IATEFL-PL, zajmuje się też wsparciem psychologicznym.

Tekst pierwotnie ukazał się na blogu autorki na stronie Fundacji Edukacja na NOWO:

Edukacja na NOWO

Podziel się
KOMENTARZE
Aktualnie brak komentarzy. Bądź pierwszy, wyraź swoją opinię

DODAJ KOMENTARZ
Zaloguj się albo Dodaj komentarz jako gość.

Dodaj komentarz:



PROFIL
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej