Imię i nazwisko:
Adres email:

Czego się Jaś nie nauczy...

Danuta Adamczewska-Królikowska, 26 Marzec 14

Czego się Jaś nie nauczy, tego nie stwierdzimy od razu, ale dopiero po latach – z reguły, co najmniej po dekadzie. Nadszedł czas, kiedy dyplomy wyższych uczelni otrzymują pierwsze roczniki reformy edukacji, czyli ci, co to nie tylko podstawówkę mają za sobą, ale i gimnazjum.

Najpierw cichutko lamentowali nauczyciele ogólniaków, bo niby o rok starszych dostali do kształcenia, ale efekt był jak w Kubusiu Puchatku – im głębiej wnikali, tym bardziej tam pusto było. Popiskiwali cichutko, bo przecież też z czegoś żyć muszą, a skoro za każdym delikwentem idą fundusze, a z nich pensja dla nich, to kto by tam podcinał gałąź na której siedzi. Pamiętam z początków tamtych rekrutacji sytuacje, kiedy zrekrutowanym do zasadniczych szkół zawodowych proponowano przejście do technikum, bo tam było za mało by utworzyć klasę. Bywało tak, że skreślano ich potem już po 2-3 miesiącach, a potem to już i przepychano na zasadzie jakoś to będzie. I jakoś tam szło. Na uczelniach można było w tym czasie jeszcze chociaż trochę dbać o poziom, bo to były roczniki wyżu demograficznego, więc pełnoziarniste nasionka po starych podstawówkach jeszcze napływały, a te słabiutkie jednak o ambicjach na dyplomy zadowalały się licznymi fabrykami dyplomów, które jak meteory przelatywały po edukacyjnym firmamencie. Wprawdzie na tych renomowanych wydziałach też narzekano, ale nawet im się wówczas nawet nie śniło, co ich czeka za kilka lat. Gdy owe gimnazjalne roczniki dojrzały do pierwszego odśpiewania Gaudeamus igitur, to radości wśród akademickich wykładowców trudno było się doszukać, bo okazało się, że niemal wszystkim potrzeba by zorganizować rok wstępny zerowy. I historia się powtórzyła - popiskiwali cichutko, bo przecież też z czegoś żyć muszą, a skoro za każdym studentem idą fundusze, a z nich pensja dla nich, to kto by tam podcinał gałąź na której siedzi. I tak doczłapała studencka brać i stanęła u progu ostatecznego egzaminu, a tam bezczelność – każą im odpowiadać na pytania. Skandal!!! Oto fragment egzaminu (źródło), na który biedny student poskarżył się:
 

– Co to jest budżet państwa? – zapytała komisja kandydata na magistra finansów, obecnie pracownika służb mundurowych.

– Budżet państwa jest bardzo ważny – odpowiedział.

– Nam nie chodzi o pana zdanie na temat budżetu, tylko o wyjaśnienie, co to jest – terroryzowała komisja.

– Przecież mówiłem, że on jest ważny.

I dalej dziennikarz relacjonuje – „Magister dostał trójkę i wyszedł z egzaminu tak zły, że postanowił poskarżyć się na to całej Polsce. A cała Polska zapytała: czy studentom się w głowach poprzewracało, czy świat stanął na głowie?

To ja odpowiadam – studentom się nie poprzewracało w głowach, bo by mogło się coś poprzewracać, to w tej głowie najpierw musi coś być. Zaraz usłyszę pytanie, to kto u licha jest winien temu, że oni nic w nich nie mają?  Nie mają, bo w naszym systemie od samiuteńkiego początku tkwi błąd pierworodny, że można do tego celu zastosować lejek norymberski. A lejek norymberski w swym założeniu musi mieć choć otworek w mózgu, przez który to coś można by wtłoczyć. A oni mają je szczelnie zamknięte, a jeśli nawet niektórzy mają chęć otworzyć, to z tej wlewanej cieczy nawet zupy żadnej uwarzyć nie sposób, bo to groch z kapustą i kawałki wieprza, a gdzieniegdzie i szparagi wystają. Zaznaczam, że nie mówimy tu o wybitnych jednostkach, ani o wybitnych zespołach – to wyjątki, które jednak choć trochę podtrzymują nas na duchu, że można nie tylko dobrze, ale czasem i wspaniale.

Przyczyny tego stanu upatruję na samym początku drogi edukacji. Od lat słyszymy, że szkoła zabija ciekawość, że zniechęca, że wystarczy 20 dni, by maluch, który nie może doczekać się pójścia do szkoły zniechęcił się i nabierał cech fobii szkolnej. Od wielu lat śledziłam jak zmieniały się programy, podręczniki i pomoce dla najmłodszych i byłam tymi przeobrażeniami coraz bardziej zaniepokojona. Mnogość różnorodnych wydawnictw prześcigała się w kolorowych obrazkach, ułatwieniach typu – wpisz wyraz w lukę, zeszyty ćwiczeń, które podobno ułatwiały zadania, bo dziecko miało wpisać literkę lub cyferkę w kratkę. Były nawet pojawiające się w materiałach dla maluchów „x” i „y”, „przymiotnik” i „rzeczownik”, jakby umysł dziecka to był taki jak dorosłego, tylko trochę mniejszy. Cała wiedza na temat rozwoju małego dziecka, uczenia przez przeżywanie, ćwiczenie, doświadczanie jakby zostawała gdzieś na papierze i w akademickich dysputach. Dziecko i jego rozwój podporządkowane zostało hasłom, co uczeń powinien wiedzieć/umieć, a nie jak do tego rozwoju doprowadzić. Przewidywałam czym to może skutkować, ale te problemy jakie obserwuję obecnie w gimnazjum i liceum przeszły moje najczarniejsze scenariusze. Nigdy do tej pory nie spotykałam się z problemami typu – ile to 10000 razy 600. Podpowiadam – 1 razy 6 – i jakie odpowiedzi otrzymuję? Jedni mówią, że 16, inni optują za 7!!! Nie musiałabym sprawdzać czytania ze zrozumieniem – bo jak w bank mogłabym bez sprawdzania postawić diagnozę – na pewno nie potrafią. Bo za operowanie konkretnymi liczbami odpowiada ten sam ośrodek mózgu, co za język.* A dlaczego nie umieją czytać ze zrozumieniem? Bo nie czytają lub za mało czytają, nie piszą, bo wypełniają luki bez konieczności znajomości całego kontekstu, bo wreszcie zamiast radości poznawczej i cyklu nagrody w rozwoju swego mózgu, wpadają w krąg kary i strachu, który blokuje ich rozwój.

To dlatego tak buntuję się przeciwko upraszczaniu i pozorom rozwiązywania problemów poprzez atakowanie skutków, a nie przyczyn. Jak nie rozumieją co czytają, to sprawdza się na maturze (!!!) rozumienie tekstu, a jak nie umieją liczyć, to im się funduje matematykę na egzaminie maturalnym. Gdzie tu sens, gdzie logika? Trzeba się najpierw zapytać o przyczynę problemów, a nie o skutek.

Czy tak musi być dalej i czy to sytuacja beznadziejna? Nie musi i jest nadzieja na poprawę, ale potrzeba do tego nie tylko świadomości problemu wśród wykonawców, ale szerokiej edukacji w społeczeństwie.

Po pierwsze wydaje mi się, że problem powyższy jest dobrze zidentyfikowany wśród nauczających przyszłych adeptów edukacji wczesnoszkolnej. Tam chyba zmieniły się programy pod tym kątem. Obecna (zmieniona kilka lat temu) podstawa programowa nie jest jeszcze szczytem moich marzeń, ale choć odrobinę drgnęło. Jednak gdy ją czytam, to za bardzo odnoszę wrażenie, że pisał ją ktoś z myślą – co i jak skontrolować, czy zostało wykonane, zamiast – jak stymulować rozwój dziecka w tym wieku (może jednak jestem przewrażliwiona i się czepiam). W niektórych miejscach widać zbyt ostrożne wskazania odchodzenia od złych praktyk np. z zeszytów ćwiczeń nie wolno korzystać więcej niż w ¼ czasu (pewnie dotychczas to mogło być w skrajnych przypadkach i 100% !!!).

Problem drugi to realizacja. Niekiedy zapisy podstawy brzmią jak pobożne życzenia – „Każde dziecko jest uzdolnione. Nauczyciel ma odkryć te uzdolnienia i je rozwijać.” – Jak bym słyszała Kena Robinsona, problem w tym – jak to robić? Przy tak sformułowanej podstawie można nadal robić po staremu i markować zmiany i to całkiem nieświadomie, bo na to by odpowiednio zadbać o harmonijny rozwój takiego malucha trzeba mieć gigantyczną wiedzę, predyspozycje, zmysł obserwacji i kreatywność, by obserwowanym na bieżąco problemom zaradzić. A z tym może być kłopot, bo przecież my te panie przedszkolanki i znów panie, czemu nie panowie (przydaliby się tu bardzo) traktowaliśmy przez całe wieki po macoszemu. Przedszkole to na początku była ochronka, czyli pani od podcierania pup i nakarmienia oraz ubrania, a panie w klasach I-III to w społecznym odczuciu nie musiały mieć wielkich kwalifikacji, ani zdolności, bo przecież czytać i pisać to każdy potrafi, a liczyć do 100 też. Tymczasem szanowni państwo, to tam zaczyna się uniwersytet! To tam są początki tego, czy będziesz w życiu szczęśliwy, czy będą cię męczyć traumy i czy nauczysz się społecznych ról. Bo kiedyś tych ról uczyliśmy się na podwórku, a teraz z powodów bezpieczeństwa sadzamy dzieci przed telewizorem czy komputerem lub w najlepszym wypadku idziemy z nim za rączkę na spacer lub wieziemy na liczne zajęcia dodatkowe.

Nie możemy wzdychać do tego, co było (za moich czasów to...), bo skoro otoczenie się zmieniło, to my musimy na te zmiany reagować. A skoro zmianie uległa również nasza wiedza na temat mózgu i jego rozwoju, to tylko kretyn może tkwić dalej w niewiedzy, patrzeć, że coś dzieje się nie tak jak powinno i nie korzystać z dobrodziejstw postępu wiedzy. Tym bardziej, że wiedza ta potwierdza w wielu przypadkach naszą dawną intuicję, że zanim dziecko nie opanuje dobrze języka ojczystego to nie objaśnia mu się zasad gramatyki, a mistrzostwo osiąga się przez liczne ćwiczenia. Nie zasady gramatyki są u dziecka podstawą do pięknego wysławiania, ale czytanie, wypowiadanie się. Ten zmieniający się świat winniśmy też tłumaczyć otoczeniu, dorosłym, bo szkoła jest na drugim miejscu pod względem kształtowania naszych pociech, na pierwszym miejscu był, jest i zawsze będzie dom.

Jak pisze Manfred Spitzer w książce pt. „Jak uczy się mózg” – mózg nie potrafi jednego – nie uczyć się, ale najbardziej plastyczny jest u początku drogi. Jeśli nie uczy się rzeczy dla niego pożądanych na danym etapie, to nie oznacza, że nie uczy się wcale, to znaczy, że uczy się rzeczy niepożądanych, a nawet szkodliwych – lenistwa, egoizmu, czerpania radości z przemocy, oszustwa itd. Dlatego mózg powinien doświadczać różnorodnych wrażeń, doznań i to one rzutują potem w naszym dorosłym życiu. Autor napisał – „gdy u Jasia jest wariancja, to u Jana tolerancja” – „monotonia treści doświadczanych w młodości (nawet jeśli są bardzo wartościowe!) upośledza późniejsze zróżnicowane postępowanie i prowadzi do jednostronnych ocen, żeby nie powiedzieć do fanatyzmu”. Tym fragmentem chciałam wszystkich państwa zachęcić do sięgnięcia do tej, według mnie bardzo ciekawej lektury, która nie tylko wyjaśnia wiele procesów zachodzących w mózgach naszych milusińskich, ale pozwala nam lepiej zrozumieć siebie samych, jako jednostki i jako społeczności.



* * *
 
* Manfred Spitzer – Jak uczy się mózg – PWN 2012 str. 191
 

* * *
 
 
 O autorce:
Danuta Adamczewska-Królikowska   

Danuta Adamczewska-Królikowska

Obecnie - nauczycielka chemii, fizyki i przyrody w Centrum Kształcenia Ustawicznego w W-wie. W latach 1996-1998 członek zespołu przy MEN d/s opracowania podstaw programowych.

Doświadczenia w zakresie edukacji biegną przez wszystkie szczeble i sfery działania: od przedszkola, przez szkołę podstawową, gimnazjum, liceum, technikum, zasadniczą szkołę zawodową; dla dzieci, młodzieży i dorosłych; z pozycji wielkiego miasta i małej gminy; z pozycji nauczyciela i kierującej szkołą, a także w tzw. nadzorze pedagogiczronnym i administracji samorządowej – każdy z tych elementów w wymiarze przynajmniej 3 lat praktyki.

Tekst ukazał się pierwotnie na stronach Niezależnego Portalu Dziennikarskiego "Studio Opinii" 

Podziel się
KOMENTARZE
Aktualnie brak komentarzy. Bądź pierwszy, wyraź swoją opinię

DODAJ KOMENTARZ
Zaloguj się albo Dodaj komentarz jako gość.

Dodaj komentarz:



PROFIL
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej