Początek roku to nie koniec materialnych kłopotów
Rafał Bakalarczyk, 19 Wrzesień 14
Początek roku szkolnego - ze względu na wejście w życie pierwszej fazy reformy, wprowadzającej darmowy podręcznik - może wydawać się przełomem. Jednak pozytywnego przełomu dla 90% uczniów nie będzie. Wręcz przeciwnie, rodziny zapłacą w tym roku więcej niż dotąd, a system publicznego wsparcia może okazać się niewystarczający.
Ulga dla dziesięciu procent
Słuszne co do idei wprowadzenie bezpłatnego podręcznika początkowo obejmie jedynie uczniów pierwszych klas (według szacunków Instytutu Badań Edukacyjnych pójdzie do nich zaledwie 550 tysięcy, co stanowi około 1/10 z 5,5 miliona uczniów z wszystkich roczników). Co więcej, akurat koszty wyprawki szkolnej w pierwszych klasach są i tak niższe niż w późniejszych, a zwłaszcza niż w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych (choćby ze względu na wzrost liczby przedmiotów i bardziej obszerny materiał edukacyjny). Reforma podręcznika wprawdzie w kolejnych latach obejmie także uczniów starszych klas szkoły podstawowej i gimnazjum, ale już nie szkół ponadgimnazjalnych, w których wydatki są szczególnie wysokie. Okazuje się, że wsparcie znów nie trafi tam, gdzie potrzeby są najwyższe - i jak tu się potem dziwić głosom, że państwo źle alokuje pomoc?
Co więcej, komplet podręczników znów w tym roku zdrożeje. Jednym z - hipotetycznych - czynników składających się na wzrost kosztów jest właśnie chęć powetowania sobie spadku zysku ze strony wydawnictw na skutek wyeliminowania rynku na elementarz dla maluchów. To ryzyko można było ograniczyć, np. gdyby rodzice nie musieli płacić, a to szkoły kupowały książki na rynku podręczników (jak to ma zresztą miejsce w szeregu krajów). Tak się jednak nie dzieje, a państwo, zamiast rozsądnego uregulowania rynku podręczników, tak by zmniejszyć obciążenia rodziców, postanowiło rynek w niektórych segmentach całkiem zlikwidować, co rykoszetem uderza w starsze roczniki kształcących się dzieci i młodzieży. Powtórzmy: zamysł reformatorski był słuszny, ale... wykonanie wyszło, jak zwykle.
Cała pensja na wyprawkę
Odnośnie do tegorocznych wydatków mamy na razie szacunki, za to o skali obciążeń związanych z rozpoczęciem roku możemy dokładniej dowiedzieć się z badań CBOS, które bada (jak się okazuje - rosnące) wydatki w rodzinach już od kilkunastu lat. W zeszłym roku koszt wyprawki dla rodziny, gdzie wychowuje się ucząca młodzież wyniósł 1000 złotych, a więc niewiele mniej niż minimalne wynagrodzenie w gospodarce narodowej. Dla rodzin o jednym żywicielu rodziny, zarabiającym najniższą pensję lub niewiele ponad tę kwotę, to wydatek trudny do udźwignięcia (właściwie cała miesięczna pensja musiałaby pójść na wyprawkę), a przecież mamy dużo rodzin dotkniętych bezrobociem, gdzie dochód jest jeszcze skromniejszy! Dzieci z tych rodzin mogą mieć trudności ze zgromadzeniem kompletu podręczników, przyborów czy zakupem ubrań. Oczywiście wiele osób z konieczności wydaje mniej - robiąc znacznie skromniejsze zakupy lub oszczędzając na jakości - ale drastyczne oszczędzanie przez ubogie rodziny w sposób mniej lub bardziej widoczny przekłada się na gorsze szanse i kłopoty z funkcjonowaniem w sferze edukacji i w otoczeniu szkolnym.
Nie dla wszystkich w potrzebie
Nie można nie wspomnieć o istniejących formach wsparcia rządowego i pozarządowego. Jeśli chodzi o państwo, jest to przede wszystkim odnawiany co roku Program Wyprawka Szkolna. Wysokość wsparcia z tego tytułu może wynieść od 170 do 770 złotych, w zależności od wieku i typu szkoły.
Wobec dzieci niepełnosprawnych nie stosuje się kryterium dochodowego. Wszyscy inni jednak, aby skorzystać z programu, muszą spełniać kryterium dochodowe uprawniające do świadczeń rodzinnych (obecnie 539 złotych złotych), które ma być nieco podniesione dopiero pod koniec roku. Od kryterium tego można odstąpić, jeśli w danym przypadku zachodzi któraś z innych trudnych sytuacji życiowych wyszczególnionych w ustawie o pomocy społecznej, ale liczba dzieci otrzymujących wsparcie na tych zasadach nie może przekroczyć 2% wszystkich otrzymujących pomoc. Wyprawka szkolna zasadniczo skierowana jest do osób żyjących w niemal skrajnym ubóstwie, zaś osoby troszkę przekraczające ową linię zostają bez pomocy.
Co więcej dla tych, którzy żyją blisko linii minimum egzystencji, nawet częściowa rekompensata poniesionych kosztów nie gwarantuje możliwości zakupu wszystkich potrzebnych materiałów, zwłaszcza że najpierw trzeba wyłożyć pieniądze z kieszeni, a dopiero potem liczyć na zwrot. Nie trzeba dodawać, że wśród rodzin najuboższych jest to realna bariera.
Obok tego jest dodatek do zasiłku rodzinnego - 100 złotych - ale tu znów wkracza kryterium dochodowe. W zeszłym roku nie zostało podniesione, przez co z zasiłku rodzinnego skorzystało aż 200 tys. osób mniej niż rok wcześniej - choć w tym samym okresie wskaźnik ubóstwa skrajnego wzrósł, a nie zmalał. Wykluczenie z możliwości korzystania z zasiłku rodzinnego automatycznie uniemożliwia korzystanie z którekolwiek z 7 dodatków do niego, w tym tych związanym z uczestniczeniem w systemie oświaty.
Pomoc materialna w związku z rozpoczęciem roku szkolnego odzwierciedla bardziej ogólną cechę polskiego wsparcia dla rodzin ubogich – dla najuboższych jest ono niewystarczające, dla nieco zamożniejszych – niedostępne.
Co wobec tego należałoby zrobić?
Po pierwsze, podnieść kryterium dochodowe uprawniające do korzystania z programu "Wyprawka szkolna". Można, na przykład, wzorem wieloletniego programu dożywiania ustalić je na poziomie nie 100 a 150% kryterium dochodowego, a także znieść lub podnieść limit udziału dzieci w trudnej sytuacji rodzinnej, których rodziny przekraczają próg dochodowy.
Po drugie, zwiększyć wysokość obecnie 100-złotowego dodatku do zasiłku rodzinnego z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego, a także poddanie go stałej waloryzacji. W zasadzie wysokość tego i innych dodatków jest na niezmiennym poziomie (a więc ze spadającą realną siłą nabywczą) od początku obowiązywania ustawy o świadczeniach rodzinnych, to znaczy - przeszło dekady.
Po trzecie, kontynuować rozszerzanie systemu nabywanych przez szkoły nieodpłatnych dla uczniów podręczników na starsze roczniki. Możliwe, że należałoby zmienić jego konstrukcję tak, by łagodzić konflikt z interesem wydawców, którzy spadające korzyści z malejącej sprzedaży wetują sobie, podnosząc ceny innych produktów, co ostatecznie uderzy w nabywców książek.
* * *
O autorze: |
|
|
Rafał Bakalarczyk (ur.1986)
doktorant w Instytucie Polityki Społecznej UW, absolwent polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim i socjologii politycznej w Högskolan Dalarna (Szwecja), członek zespołu eksperckiego Fundacji Norden Centrum, zajmuje się polityką społeczną i edukacyjną i pograniczem obydwu dziedzin. Autor licznych artykuł na tematy oświatowe m.in.na łamach Głosu Nauczycielskiego, Dziś, Kontaktu, Nowego Obywatela i Przeglądu. Wraz z Agnieszką Dziemianowicz-Bąk współprowadził blog Mimoszkolnie, autor rozdziału "Bon a sprawa polska" w książce "Komercjalizacja edukacji. Konsekwencje i nowe zagrożenia" oraz opracowania "polityka wsparcia materalnego uczniów (2012) na portalu " Społecznie odpowiedzialni" Wyższej Szkoły Pedagogicznej. W roku 2012 doradca programowy Warszawskiego Porozumienia Oświatowego założonego przez Demokratyczne Zrzeszenie Studenckie. W swych zainteresowaniach edukacyjnym zajmuje się szczególnie wykluzeniem edukacyjnym, społecznymi uwarunkowania edukacji, integracją edukacyjną dzieci niepełnosprawnych, polityką wsparcia socjalnego uczniów.
|
Tekst ukazał się pierwotnie w serwisie: www.lewica24.pl
|
Podziel się