Edukacja medialna to zdecydowanie więcej niż "bieżące" problemy "dzieci sieci"... - rozmowa z Damianem Muszyńskim, pedagogiem mediów
O miejscu edukacji medialnej w systemie kształcenia powszechnego, o "cyfryzacji" szkoły, a także o płaszczyznach kształtowania kompetencji komunikacyjnych, medialnych i informatycznych z Damianem Muszyńskim, pedagogiem mediów i nauczycielem akademickim, rozmawia Rafał Zalcman.
Rafał Zalcman: Intuicyjnie edukacja medialna wydaje się dość szeroką dziedziną...
Damian Muszyński: Tak jest w istocie. Edukacja medialna to bardzo szerokie spektrum problemów, wątków, kontekstów. W dużej mierze owo bogactwo wynika z różnych tradycji realizowania celów edukacji medialnej. Różnorodność można wiązać, po pierwsze, z próbami wprowadzania do systemu szkolnego w Wielkiej Brytanii (połowa lat 30-tych XX wieku) elementów edukacji medialnej (i rozwijaniu kompetencji medialno-komunikacyjnych wokół pojęcia media literacy - nieco później, bo od połowy lat 60-tych). Po drugie - z intensywnym rozwojem ruchu na rzecz "wychowania medialnego" w Skandynawii (lata 70-te) i w Ameryce Północnej (lata 80-te) - fascynacja amerykańskiej szkoły magnetowidami i formatem VHS.
W Polsce edukacja medialna ma silne związki z niemiecką tradycją uprawiania pedagogiki medialnej (medienerziehung, mediendidaktik). Choć przypomnieć należy, że edukacja medialna wyrastała w naszym kraju na żyznej glebie poglądów Jana Amosa Komeńskiego, Johna Locke’a, Henryka Pestalozziego (związki wizualizowania treści z uzyskiwanymi efektami kształcenia) oraz w oparciu - już znacznie później - o prace teoretyczne i projektowe skupione wokół nurtu określanego mianem "technologii kształcenia" (tzw. pedagogiczna szkoła poznańska - Leon Leja, Wacław Strykowski).
Wspominam o "historii" choćby po to, aby nie kojarzyć edukacji medialnej - jak często zdarza się dzisiaj - ze zjawiskami i problemami, które "powstały" wraz z rozwojem mediów masowych i internetu. Edukacja medialna to zdecydowanie więcej niż "bieżące" problemy "dzieci sieci" (opisywane np. językiem zagrożeń), eksploatowane - ponad miarę - (warsztatowo, publikacyjnie, konferencyjnie) kwestie prawa własności intelektualnej w internecie czy wątki doposażenia polskiej szkoły w nowoczesne technologie.
Damian Muszyński: Jak widać trudno o precyzyjną definicję edukacji medialnej, przynajmniej w zakresie tego, czym edukator medialny (jak zwał, tak zwał) ma / miałby się zajmować. Możemy bardzo ogólnie stwierdzić, iż edukacja medialna ma do spełnienia dwa podstawowe zadania: przygotować do krytycznego odbioru mediów i racjonalnego posługiwania się nimi w różnych obszarach naszego życia. Brzmi trywialnie? Tak, ale to oczywiście początek.
Interesującym sposobem myślenia i działania w obszarze edukacji medialnej jest opisywanie celów kształcenia i wychowania (dla mediów, wobec mediów) poprzez kategorie kompetencji. Świetnym przykładem tak realizowanej edukacji medialnej jest projekt Fundacji Nowoczesna Polska zbudowany wokół katalogu kompetencji medialnych i informacyjnych, oferujący scenariusze zajęć, ćwiczenia, materiały do wykorzystania na różnych etapach kształcenia (byłem jednym z konsultantów merytorycznych projektu). Wśród tematów opracowanych przez zespół specjalistów znajdują się m.in.: korzystanie z informacji, relacje w środowisku medialnym, język mediów, kreatywne korzystanie z mediów, etyka i wartości, bezpieczeństwo, prawo, ekonomiczne aspekty działania mediów. Wykaz ten z pewnością nie wypełnia rejestru problemów, ale daje obraz tego z czym animatorzy, nauczyciele, pedagodzy powinni się zmierzyć - niezależnie od miejsca, w którym realizowane są działania na rzecz edukacji medialnej (szkoła, świetlica socjoterapeutyczna, aktywność warsztatowa fundacji, stowarzyszeń).
Edukacja medialna (krytyczna edukacja medialna) to również wyczulenie na zmianę i modyfikacje rozwojowe podmiotu, przy czym nie wiązałbym zmiany z technologicznymi modami i reakcjami jednostki na nie. Idzie raczej o wsłuchiwanie się w "konteksty", rozpoznawanie napięć, dostrzeganie różnic. Dlatego tak ważną przestrzenią do zagospodarowania przez edukację medialną są wątki "tożsamościowe". Badam konstruowanie "cyfrowej tożsamości" (tożsamości społecznej) od kilku lat - lada chwila, nakładem wydawnictwa Difin, pojawi się moja autorska książka nawiązująca do tej problematyki - "Tożsamość w sieci. Społeczno-edukacyjne aspekty zapośredniczenia doświadczenia".
Doskonałym przykładem pracy na rzecz zrozumienia tożsamości ery internetu są projekty Beaty Staszyńskiej i Onno Hansena (m.in. projekt "Dynamiczna Tożsamość"). Przywołuję ten przykład również z uwagi na odwagę i chęć zajęcia się kwestiami trudnymi do uchwycenia w pracy warsztatowej. Tak realizowana edukacja medialna (i uprawiana na jej rzecz pedagogika medialna) jest mi bardzo bliska, bo wymaga nie tyle sprawności w operowaniu algorytmami, ale wyznaczona jest przez trud studiowania (nie mylić z bieżącą rejestracją zmian na stronach internetowych).
W tym miejscu ważne wydają się dwie uwagi dotyczące edukacji medialnej w ogólności. Warto dbać o to, aby edukacja medialna nie stała się zestawem prostych instruktaży, szczególnie wtedy kiedy realizowana jest na rzecz czy w czyimś interesie politycznym. Po drugie - szczególną rewerencją należy otoczyć "teoretyzowanie" edukacji medialnej (niekoniecznie w polu pedagogiki medialnej). Ubolewam, że w powszechnym odbiorze edukowanie medialne nie jest kojarzone z namysłem teoretycznym, co najwyżej z nawiązaniami do "teorii" będącymi na usługach speców-trenerów od wybierania "najwłaściwszej" licencji CC.
Jeśli miałbym szukać przyczyn słabości edukacji medialnej w Polsce poza systemem szkoły powszechnej (bo tam jest głównie realizowana), to wiązałbym je właśnie z powielaniem metodycznych schematów, utrwalaniem przekonań o "dobrych praktykach" i kalkowaniem projektów grantowych.
Jednym z pomysłów wyjścia poza mainstreamową edukację medialną jest konstruowany przeze mnie projekt badawczo-edukacyjny dotyczący kompetencji informacyjno-medialnych osób z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu głębokim i ich rodzin. Jestem w trakcie kompletowania zespołu badawczego.
To teoria. Praktyka może wyglądać inaczej z uwagi na opór nauczycieli. Od ponad 10 lat uczę przedmiotów związanych z wykorzystaniem technologii informacyjno-komunikacyjnych w edukacji w ramach pedagogicznych studiów podyplomowych. Zauważam następującą prawidłowość: około połowa studentów-nauczycieli nie miała lub ma sporadyczny kontakt z komputerem, pozostali "radzą" sobie z TIK w sposób zadowalający. Nie wiemy zatem, co zrobią z propozycją szkoleń i prowadzenia przez e-medoratorów nauczyciele nie aspirujący do bycia cyfrowym przewodnikiem ucznia. Z drugiej strony pamiętać należy o nauczycielach - pasjonatach nowoczesnych technologii w nauczaniu / uczeniu się, chętnych do pomocy, wspierających, pełnych empatii. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o samoorganizujących się zespołach, grupach pedagogów - chociażby o Superbelfrach RP (facebookowej grupie nauczycieli). Obserwując aktywność tego kilkusetosobowego zespołu nie mam wątpliwości, że są w Polsce nauczyciele w znakomitej formie, którzy poradzą sobie z wyzwaniami cyfrowej szkoły.
Damian Muszyński: Ze szkolną edukacją medialną mamy spory problem. Wszyscy dostrzegają konieczność jej realizacji, brakuje jednak rozwiązań systemowych. Rozmawialiśmy o tym problemie w czerwcu, podczas panelu o cyfrowej (samorządowej) szkole w ramach konferencji "Miasta w internecie". W dyskusji z minister Joanną Berdzik podniosłem wówczas kwestię edukowania medialnego jako swoistego wprowadzenia do programu "Cyfrowa szkoła". Wedle koncepcji, którą zaproponowałem, edukacja medialna miałaby być elementem projektu cyfryzacji polskiej szkoły - chodziłoby zatem o swoistą propedeutykę, wprowadzenie do wiedzy o mediach i technologiach informacyjnych (mniejsza o nazwę). Zajęcia takie mogłyby być realizowane na początku każdego z etapów kształcenia. Osobną kwestią jest pytanie, kto takie zajęcia miałby poprowadzić (nauczyciel informatyki, polonista, bibliotekarz?) i z jakich środków sfinansować pomysł.
Rafał Zalcman: Szkoła usiłując chyba zasłużyć na przyszywaną jej "łatkę" instytucji skostniałej, konserwatywnej – mimo szczytnych (aczkolwiek nielicznych) inicjatyw, jak chociażby wspominana już "Cyfrowa Szkoła" – raczej "zwalcza", niż "hołubi" nieodzowne dla funkcjonowania dzisiejszej młodzieży zdobycze technologiczne. Takie odgradzanie się murem od współczesności doprowadzi w końcu do przesilenia?
Damian Muszyński: Po pierwsze - można powiedzieć, że szkoła konserwatywną była, jest i będzie. Wydaje się, że jest to cecha, która warunkuje jej istnienie. Nawiązuję tutaj do wielokrotnie wypowiadanej tezy autorstwa prof. Tomasza Szkudlarka, która w swojej rozbudowanej wersji referuje wątki socjalizacyjno-wychowawcze. Innymi słowy - gdyby szkoła nadążała za "nowym" byłaby bliższa doświadczeniu socjalizacyjnemu, aniżeli wychowawczemu. Wychowanie, tak rozumiane, jest zawsze "w tyle", szkoła zatem – "ontologicznie" - jest instytucją konserwatywną.
Po drugie - i tutaj docieramy do istoty problemu - dostrzegam większe niebezpieczeństwo w gonitwie szkoły za nowym, aniżeli pozostawanie w dobrze ułożonym, współpracującym ze sobą peletonie. Ilustracją wyścigu za nowością jest fetyszyzowanie szkolnej technologii. Nie jesteśmy w stanie zaprojektować takiego programu cyfryzacji edukacji, który zakładałby nadążanie za rozwojem technologii. Ba, taki program nie jest polskiej szkole potrzebny. To, co możemy zrobić mieści się w koncepcji perspektywicznie zaprojektowanej edukacji medialnej, ilustrującej (jedynie) "przyszłość" i bazującej na dostępnych technologiach, a co ważniejsze - otwartych zasobach edukacyjnych.
Szkoła powszechna jest tym miejscem, gdzie kształtowanie kompetencji komunikacyjnych, medialnych i informacyjnych może przebiegać na kilku płaszczyznach. Pierwsza płaszczyzna – dość oczywista – wypełnia się działaniem zorganizowanym i programowanym odgórnie (niezależnie od przekonania o oddolności funkcjonowania dzisiejszej szkoły – na przykład programy autorskie). Druga płaszczyzna dookreślana jest wszystkimi aktywnościami związanymi ze zjawiskiem uspołecznienia szkoły. Obie płaszczyzny przenikają się, nachodzą na siebie, współwystępują.
Co z tego wynika? Kształtowanie kompetencji komunikacyjnych, budowanie relacji uczeń-nauczyciel odbywa się i "tam" i "tu". W każdej ze sfer dzieje się coś interesującego i wyjątkowego, każda z płaszczyzn uzupełnia się "sobą".
Dlatego też bezprzewodowy internet, smarftony i tablety (wraz z baterią narzędzi społecznościowych) w rękach uczniów i nauczycieli to konieczny element funkcjonowania współczesnej szkoły. Sądzę, że tylko w takim powiązaniu kształtowanie kompetencji komunikacyjnych, również tych, które warunkują pedagogiczny, dobrze rozumiany sukces może przebiegać w sposób zadowalający. Uwolnienie-uspołecznienie przestrzeni szkoły (również poprzez media społecznościowe) jest szansą dla szkoły. Tak sformułowaną tezą rozpocznę swoje wystąpienie podczas wrześniowego posiedzenia Rady ds. Informatyzacji Edukacji przy MEN.
Rafał Zalcman: Dziękuję za rozmowę.
Podziel się
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14