Szkoła sukcesu, czyli Z pamiętnika młodego ("jeszcze nie" lub "już prawie" albo "w sumie już od dawna") nauczyciela
Nie trzeba nikomu mówić, że rzeczywistość bywa brutalna i często nie zestraja się z naszymi pobożnymi życzeniami. Gorzej, jeśli różnego rodzaju dysonanse poznawcze prowadzą do rozchwiania wpajanego latami, wznoszonego z czułością i pietyzmem, systemu wartości. Patrzę i obserwuję współczesnych rodziców i współczesne dzieci. Zdarza mi się uczestniczyć w centrum wydarzeń szkolnych i uniwersyteckich, które szkołą się zajmują. I coś mi tu wiecznie nie gra.
Coraz więcej szkół, także pod naciskiem szalonych (bo przecież chyba nie „zatroskanych”?) rodziców, łapie się na tę irracjonalną modę „wychowania do sukcesu”. Stąd tylko krok do takich dziwolągów, jak profilowane klasy w szkołach podstawowych, stawianie gimnazjalistów przed wyborem drogi życiowej, czy obowiązkowa edukacja dla pięciolatków (w pakiecie z tenisem, pływaniem, baletem, angielskim, niemieckim, portugalskim, jazdą konną i judo). A takie rzeczy już się przecież dzieją. Oczywiście, tylko w ramach troski o rozwój dziecka. Nie jestem może pedagogiem z dwudziestoletnim stażem, dwadzieścia lat to akurat żyję na tym świecie, sądzę jednak, że mój głos w dyskusji może być ważny, bowiem łączę w sobie sporo młodzieńczego idealizmu z pasją nauczania i wcale niemałym doświadczeniem. Od sześciu lat udzielam się jako nauczyciel pomocniczy chóru w szkole gimnazjalnej, byłem wolontariuszem świetlic, domu kultury i fundacji, uczyłem języka polskiego w ramach praktyk zawodowych. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie ma dla dziecka nic gorszego od rodzica i nauczyciela „zorientowanych na sukces”. Prawda, uczeń w wieku gimnazjalnym często nie ma sprecyzowanych zainteresowań i trzeba mu to i owo podsunąć, okazując przy tym maksimum cierpliwości, łagodności i wsparcia. Ale to jest w moim pojęciu troska, a nie zatrudnianie sztabu profesjonalistów, którzy przekują dzieciaka w zawodowca (za drobną opłatą), wywołując w nim prędzej czy później grymaszące zniechęcenie, połączone z poczuciem winy względem rodziców, że ich wyśniona Mała Doskonałość nie jest znowu taka doskonała.
U progu swojej kariery pedagogicznej (choć pracy na tym rynku nie ma i nie będzie, tak, już słyszałem) wiem jedno: wartości, które zaproponowała mi moja własna edukacja (wrażliwość, troska, piękno, literatura, skromność i tak dalej), są dobre. To być może jedyny klucz do tego, by uratować ten świat przed falą napompowanych egoistów, wychuchanych jedynaków, czy jak tam chcemy ich nazwać (nie zamierzam dyskryminować jedynaków, choć temat przybywających małych książąt udzielnych jest nie mniej frapujący od podjętego przeze mnie). Praca z uzdolnionymi muzycznie dziećmi dała mi na to szereg dowodów.
Aurora, nazwijmy ją umownie, prawie moja rówieśnica, odkąd pamiętam, była rozkoszną dziewczynką, która lubiła śpiewać. Nieźle jej to wychodziło, więc ambitna matka, skądinąd daleka od branży muzycznej, wzięła sprawy w swoje ręce. Przeglądy, konkursy, festiwale, cały kram. Dziewczyna z czasem bardzo się rozkaprysiła, a i nierzadko płakała. Może nie spełniała oczekiwań? Dziś jest dorosła, muzycznie milcząca. Zraziła się, czy co? A przecież była nastawiona na sukces! Arogancki uśmieszek Aurory wciąż przypomina mi odległe czasy...
Aaron był moim uczniem. Przeciętnie utalentowany, choć rozmiłowany w muzyce. W rodzinie nikt się nim zbytnio nie interesował. Przyszedł na zajęcia chóru – w sobotę rano. Spodobała mu się atmosfera, zbliżył się do mnie. Nie wiem, chyba polubił styl, w jakim pracuję. Otwarty umysł, gotowość na każdego ucznia i to coś, co sprawia, że dobrze komunikuję się z dziećmi. Aaron szybko „przepracował” własny talent i udoskonalił swoje niewielkie początkowo możliwości na tyle, że został zaproszony do bardziej profesjonalnego chóru. Spotkanie z nim zawsze wspominam ze stwierdzeniem, że „wystarczyło dać szansę, niczego nie oczekując”. Aaron to taki mój mały „sukcesik”.
Historii mam więcej, jednak sądzę, że taka próbka wystarczy, by pojąć, co myślę. Wierzę w tzw. „starą szkołę”, szkołę z zasadami i wartościami, które zakładają coś więcej, niż obserwowanie czubka własnego nosa czy stanu konta bankowego (temat-rzeka. Ludzie stale się do siebie porównują. Nie przestaje mnie to dziwić). Wierzę, że prawdziwy sukces nie jest i nie może być rezultatem „wychowania do sukcesu”. Wreszcie, wierzę w ludzką mądrość. Nie wariujmy, wychowujmy ludzi dobrych i szczęśliwych. To nie zawsze to samo, co „przygotowanych na sukces”.
***
O autorze: | ||
Kacper Owiński . |
||
0
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14