Gdzie leży dyscyplina?
Violetta Rymszewicz, 15 Wrzesień 13
Drukuj
Jeszcze przed ostatnią wojną, dyscypliną nazywano rózgę brzozową lub rodzaj bicza z rzemieni, czasem plecionego sznurka. Nauczyciele używali jej regularnie, karząc za najmniejszy przejaw nieposłuszeństwa lub potknięć szkolnych. Dzieci, nie tylko w szkołach, bito często i chętnie. Bili wszyscy – od opiekunek małych dzieci, przez księży aż po nauczycieli nastolatków tuż przed maturą. Panowało przekonanie, że dobry nauczyciel to taki, który fizycznie surowo karze uczniów.

Wiara w to, że tylko kary cielesne kształtują charakter zyskała swoje uzasadnienie i rozpowszechniła się w Europie razem z doktryną „In loco parentis” – „W miejsce rodzica”. W myśl jej założeń zadaniem nauczyciela było przejmowanie roli rodziców w trakcie nauczania. Takie podejście pozwalało na niemal nieograniczone fizyczne karanie dzieci.
Idea „In loco parentis” rozpowszechniła się w Europie i Stanach za przyczyną szkół angielskich. To właśnie w Anglii otwarto pierwszą szkołę, która jako motto nauczania przyjęła tę dość wątpliwą teorię (Manchester 1855 rok). Z czasem wychowywanie przez kary fizyczne pokochały również Niemcy, w których brutalne traktowanie dzieci w szkołach weszło w nawyk i jest karane dopiero od 1993 roku.

Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że kary cielesne w szkołach stosowano już wcześniej. Celowali w tym duchowni. Do dzisiaj szkoły jezuickie to niemal synonim surowości i brutalności wobec uczniów. Dzieci bito w szkołach przykościelnych. Brutalnie karano młodych kleryków. Tak „wychowani” przyszli księża nie wahali się używać przemocy wobec dzieci.
Warto podkreślić, że w tym zalewie szkolnej brutalności Polska była pierwszym krajem na świecie, który w roku 1783 zakazał stosowania kar cielesnych. Byliśmy oświeconym narodem. Niestety przyszły zabory. Bezwzględna germanizacja i rusyfikacja zakładała przede wszystkim łamanie silnych charakterów i buntowniczych postaw.
Co zaskakujące – z czasem i polscy nauczyciele przejęli pomysł wychowania za pomocą bata. Kary fizyczne i przejawy psychicznego znęcania się nad dziećmi długo uchodziły (te drugie nadal uchodzą) za najskuteczniejsze, bo najłatwiejsze, niemal instynktowne, „narzędzie wychowawcze”.
[1]
Jeszcze przed II Wojną Światową solidne lanie w szkole dostawało się praktycznie za wszystko. Równie surowo karano nieodrobione lekcje i spóźnienia, jak przemoc szkolną czy „pyskowanie”. Do ciężkich przewin zaliczano też palenie papierosów.
Wszystkie, wymienione, grzechy uczniowskie dzisiaj wyglądają jak sztubackie żarty. Współczesna szkoła musi radzić sobie z problemami wcześniej nie do pomyślenia - przemoc psychiczna i fizyczna, gwałty, cyberbullying, narkotyki, dopalacze i broń.
Co na to szkoła?
Pamiętam - kilka lat temu w jednej ze znanych, bardzo renomowanych szkół w Europie zachodniej, uczeń po narkotykach postanowił popisać się przed kolegami i przyniósł do szkoły naładowaną broń ojca. Skóra na plecach cierpnie na myśl o nastolatkach „na haju” biegających po korytarzach z nabitą bronią...
Jednak najbardziej szokująca jest w tej historii postawa szkoły – relegowani uczniowie i „woda w usta”. Szkoła postanowiła udawać, że nie ma problemu. Zresztą postawy ucieczkowe praktykowane przez dyrektorów szkół są częste również w Polsce. Przymykanie oka na narkotyki, alkohol, przemoc to najprostszy, zdaniem wielu dyrekcji, sposób na wychowanie młodzieży.
Jak karać?
No właśnie - czy i jak karać uczniów? Jak ustawić hierarchię przewin? Co jest uczniowskim grzechem powszednim a co ciężkim? Czy można zestawić ze sobą cyberbullying/mobbing i spóźnienia? Czy nieobecność na lekcji ma taką samą wagę jak obecność pod wpływem narkotyków lub alkoholu? Jak traktować dzieci z problemami psychicznymi i nieprzystosowaniem społecznym? Te z anoreksją, bulimią, samookaleczające się, uzależnione od pornografii, narkotyków, Internetu i komórek?
No cóż Szanowni Państwo...
... obawiam się, że mamy problem. Problem polega na tym, że współczesna szkoła, nie tylko w Polsce, z dyscypliną zupełnie sobie nie radzi. Z trudem przyjmuje do wiadomości, że zaprzeczanie problemom ich nie rozwiązuje. Funkcjonujący system szkolny nie zauważył jak bardzo zmienił się świat i sami uczniowie.
Nie zauważył też jak brutalna i niepewna jest pozaszkolna rzeczywistość. Stary model dyscyplinowania i karania uczniów został szkołom odebrany. Nowe pomysły na dyscyplinę dla pokolenia Internetu i komórek rodzą się powoli, a ich skuteczność musi weryfikować czas. Szkoły i nauczyciele zostali więc z niczym, zawieszeni w pustce pomiędzy starym i nowym porządkiem szkolnym.
W tej niejasnej rzeczywistości nauczyciele, by robić cokolwiek, po prostu pozorują dyscyplinę. Skupiają się na karaniu za spóźnienia, nieobecności, nieprzeczytane lektury i brak skupienia na lekcji. Tak jest najłatwiej. Znacznie trudniej zmierzyć się z prawdziwymi problemami uczniów. Na przykład, nauczyć skupienia w świecie przeładowanym hałasem, informacjami i bodźcami, od których nie sposób uciec.
Aby zachować obiektywizm...
... dodajmy, że dyscyplinę i tzw. ”kindersztubę” wynosi się z domu. Dziecko wychowywane zgodnie z zasadami, dopilnowane, nauczone przestrzegania przyjętych norm i obowiązkowości zazwyczaj nie sprawia większych problemów wychowawczych.
Problem w tym, że rodzice zajęci pracą często oczekują od szkoły lub Kościoła, że wychowa dzieci w ich zastępstwie. Nauczyciele skarżą się, że nawiązanie współpracy z rodzicami jest często niemożliwe. Rodzice wymagają od szkół nie tylko przejęcia od nich odpowiedzialności za wychowanie dziecka, ale traktują je w kategoriach wolnego rynku – płacimy za edukację przez czesne lub podatki więc wymagamy.
Unikanie rodzicielskiej odpowiedzialności za wychowanie i rozwój dzieci, to niemal znak współczesności. Skoro, zagonieni rodzice nie potrafią nawiązać bliskiego kontaktu z dzieckiem, to jak oczekiwać, że nauczą dyscypliny i poczucia obowiązku? Może to stąd bierze się rodzicielska potrzeba organizowania pociechom wolnego czasu? Zamiast bliskości i wychowywania w domu, wypychanie maluchów na zewnątrz.
Zauważcie, Drodzy Czytelnicy, że tym co w podejściu do dyscypliny, łączy szkoły i rodziców są właśnie postawy ucieczkowe. Szkoły zaprzeczają problemom; rodzice spychają je na zewnątrz. Tymczasem, kolejne pokolenia dzieci rosną samopas - nienauczone odpowiedzialności, samokontroli i ponoszenia konsekwencji własnych błędów. Obawiam się. Bardzo się obawiam, że drogo zapłacimy za zgubioną dyscyplinę.
***
[1] W Polsce stosowania wobec uczniów kar cielesnych oficjalnie zakazano w 2001 roku. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 21 maja 2001 r. w sprawie ramowych statutów publicznego przedszkola oraz publicznych szkół (Dz. U. z 2001 r. Nr 61, poz. 624)
***
O autorce: |
|
|
Violetta Rymszewicz
Jestem trenerem, doradcą i konsultantem z zakresu Strategicznego ZZL. Projektuję i wdrażam Systemy Zarządzania Zasobami Ludzkimi w Instytucjach Publicznych. Specjalizuję się w przygotowywaniu i przeprowadzaniu rekrutacji pracowników instytucji Unii Europejskiej.
Prowadzę serwis internetowy o rynku pracy, rekrutacjach i konkursach dla kandydatów do pracy w Instytucjach Unijnych.
Mieszkam i pracuję w Brukseli.
Serdecznie zapraszam na www.rymszewicz.eu
|
|
***
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu autorki: http://rymszewicz.natemat.pl
Podziel się