Czy Jane Austen chodziła do dobrej szkoły? Nie, bo test z angielskiego raczej by oblała
I nie chodzi mi wcale o test egzaminu CPE (choć konia z rzędem Anglikowi, który zda go bez kursu zdawania testów). Kłopot jest z nowymi sprawdzianami z gramatyki angielskiej dla brytyjskich 10- i 11-latków.
„Odświeżyliśmy testy po drugim etapie edukacyjnym (key stage two) – wyjaśnił niedawno rzecznik brytyjskiego Department for Education (DfE, odpowiednik naszego MEN) – by odzwierciedlały nasz nowy, bardziej szczegółowy program, który pomoże każdemu dziecku wykorzystać jego możliwości”.[1]
Zaprotestowało Narodowe Stowarzyszenie Dyrektorów Szkół (NAHT): testy są zbyt trudne. Przewodnicząca Stowarzyszenia upomniała się o system oceniania „służący rodzicom, uczniom i nauczycielom, a nie taki, w którym zaznacza się ptaszkiem odpowiedzi dla biurokratów i polityków”.
Amanda Hulme z NAHT wyznała: „Ukończyłam filologię angielską i nie potrafiłam odpowiedzieć na niektóre pytania (…). Dotąd uczyliśmy dzieci o czasownikach, a teraz pojawiają się wszystkie typy czasowników: modalne, przechodnie, nieprzechodnie. Jestem pewna, że Jane Austen nie musiała tego wiedzieć, kiedy pisała swoje powieści”.
DfE wie jednak swoje: dzięki ostatnim reformom oraz „ciężkiej pracy nauczycieli mamy rekordową liczbę uczniów w dobrych i znakomitych szkołach – o 1,4 miliona więcej od 2010 roku”.
Skąd DfE to wie? Oczywiście, z testów. „Testy pomagają nauczycielom rozpoznać potrzeby uczniów i odpowiednio ich wspierać – mówi rzecznik DfE – a także dają rodzicom obraz postępów ich dziecka”. Wow, niech żyją testy.
Wyjaśniam: nie mam nic przeciwko testom, jeśli pozostają jednym z narzędzi pomiaru dydaktycznego. Testy są jednak skażone przewrotnym grzechem pierworodnym: nieraz stają się celem samym w sobie. Pokazują postępy w nauce bądź ich brak, badają EWD (edukacyjną wartość dodaną), umieszczają ucznia, nauczyciela i szkołę w stosownym przedziale skali staninowej, decydują o ich sukcesie bądź porażce… Są mierzalne, porównywalne, obiektywne, cudowne. Czy naprawdę?
Jarosław Pytlak, redaktor naczelny kwartalnika Wokół szkoły[2], kilka miesięcy przed sprawdzianem szóstoklasisty w 2014 roku przewidział jego średni wynik z dokładnością do 0,02 punktu. Jak on to zrobił? Otóż zauważył, że w latach wyborów do rozmaitych władz sprawdziany wypadają lepiej niż w latach politycznie „chudych”. Rok 2014 był „tłusty”: wybory do PE i samorządów; pan Pytlak słusznie przewidział, że średni wynik będzie znacząco wyższy niż w „chudych” latach 2013 i 2012 i odrobinę wyższy niż w roku 2011 (wybory do Sejmu). Dlaczego tak? Żeby rodzice-wyborcy odczuwali wdzięczność dla władzy za dobre kształcenie ich dziecka.
Powie ktoś: a może tak się akurat złożyło, że szóstoklasiści z lat 2014, 2011 i 2005 (wybory do Sejmu) byli mądrzejsi od swych kolegów i koleżanek z innych lat? Może; wszystko jest możliwe na tym najlepszym ze światów. Ja jednak za redaktorem Wokół szkoły zwrócę uwagę na fakt, iż testy są co roku nowe i co roku skalowane, nie da się więc na ich podstawie porównać roczników. Owszem, robią to politycy na swój polityczny użytek – a także inni ludzie w sobie wiadomych celach.
Z organizacyjno-finansowego punktu widzenia najlepiej wypadają testy złożone z pytań zamkniętych, sprawdzane przez komputer. Pytania otwarte wymagają armii egzaminatorów, uzbrojonych w klucz poprawnych odpowiedzi; kto się w owym kluczu nie mieści, ten przepadł, choćby myślał oryginalnie i twórczo. Jeśli jako skutek chrztu Polski uczeń wskaże chrzest Litwy (o którym się zwykle w tym kontekście nie mówi), nie dostanie punktu, choć sam coś odkrył, a nie tylko wykuł z podręcznika.
Testy nie sprawdzają kreatywności, a stosowane w nadmiarze mogą ją wręcz zabijać. Nie badają też umiejętności społecznych, bo niby jak? Ich wyniki są uzależnione od samopoczucia ucznia oraz jego odporności na stres, i to nie w ogóle, lecz w dniu sprawdzianu. A co z mądrymi dzieciakami, które stresują się za bardzo? Albo są roztrzepane i zaznaczają złe kratki?
Owszem, testy mogą być jednym ze źródeł informacji o postępach ucznia i o pracy szkoły. Z tym drugim byłbym co prawda ostrożny – na ogół dobrzy uczniowie wypadają w kolejnych testach coraz lepiej, a słabi coraz słabiej. Jeśli szkoła przyjmuje samych dobrych, ma ogromne szanse na dodatni wynik EWD. A jeżeli przyjmuje każde dziecko?
Swoją drogą, nie tylko Jane Austen nie przysporzyłaby chwały swojej placówce. Tomasz Mann powtarzał klasę, Żeromski miał poprawkę z matematyki i nie zdał matury, a Lechoń zdał ją tylko dlatego, że kolega podrzucił mu ściągę. Idę o zakład, że wszyscy oni polegliby na dzisiejszych testach.
A może nie mam racji? Może uczyliby się pod klucz, zdaliby testy koncertowo, podnieśli notowania szkół w rankingach i nigdy nie napisaliby wszystkich tych niemiłosiernie nudnych utworów, którymi katujemy naszą młodzież?
----------
[1] Primary tests would have stumped Jane Austen, says teacher
[2] http://www.wokolszkoly.edu.pl/ (tekst nie jest dostępny online; można zamówić egzemplarze kwartalnika)
* * *
O autorze: | ||
![]() fot. Jakub Swerpel |
Tomasz Małkowski |
|
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego: |
0
![]() |
![]() |
![]() |
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14