Imię i nazwisko:
Adres email:


Świr w szkole



Postawa Adasia Miauczyńskie go z filmu „Dzień świra ” – negatywna wizja świata i ludzi, frustracja niespełnionego inteligenta, pretensje do wszystkich dookoła, udawanie, że robi si ę rzeczy wielkie, przekonanie o krzywdzie materialnej i o swojej wyższości z powodu wykształcenia. I do tego zdziwienie, że ktoś nie kocha tak Mickiewicza jak on. Albo całek. Albo pantofelka.


Regularnie wysyłam ludziom pracującym w szkołach „Edukację i dialog”. Mam wrażenie, że pismo to – jak mało które – uderza w najbardziej czułe punkty polskiego szkolnictwa i w nieco inny sposób, niż to się zwykle robi, diagnozuje sytuację i szuka lepszych rozwiązań. Wydaje mi się również, że mogłoby stać się dla ludzi oświaty tym czym swojego czasu „Twój styl” dla inteligentnych kobiet – punktem odniesienia, inspiracją, generatorem marzeń. Część czytelników istotnie w taki sposób je odbiera. Niestety są i takie osoby, które podchodzą do tego inaczej. Myślę, że podobnie jest z pismami kobiecymi – część czyta „Twój styl” czy „Zwierciadło”. Czerpie stamtąd wzory, poznaje życie innych, znajduje odpowiedzi na pytania czy wskazówki do indywidualnego rozwoju. Część zaś uważa, że życie tam opisywane jest nieprawdziwe, a jeśli nawet prawdziwe, to na pewno im się nie przytrafi. Nie widzą tam dla siebie rozwiązań… Nawet przepisy kulinarne są zbyt wykwintne, a same pisma - „za drogie” Dlatego nawet jeśli je czyta, to raczej jak bajkę. Są i takie panie, którym wystarczy „Praktyczna pani”… Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że to raczej czytelniczki tej pierwszej grupy korzystają w pełni z uroków życia i angażują się w jego aktywne tworzenie. Ostatnio trafiłam na dyrektorkę dużego gimnazjum, która okazała się być właśnie osobą z gatunku tych niewierzących. Ponoć to, o czy piszemy w EiD to nic nowego, wszystko już było. Wizja, misja i określenie, kogo chcemy wychować, to dawno zostało zrobione, zaraz na początku przemian społeczno - gospodarczych w Polsce. Właściwa edukacja kadr - również. Wdrażano nowatorskie programy. Był entuzjazm, nauczyciele chcieli pracować po nowemu i dla nowego. Jednak „entuzjazm szybko upadł, podobnie jak poziom szkolnictwa w tym kraju”. Nie lubię, kiedy ktoś mówi o naszej ojczyźnie „ten kraj”. Może przesadzam, ale mam natychmiast wrażenie, że nie utożsamia się z Polską, że mieszka tu, bo sądzi, że musi. Moim zdaniem nauczyciel powinien, jak mało kto, utożsamiać się z państwem, w którym mieszka. Wszak pracuje dla jego przyszłości. Nie zdziwiłam się zatem słuchając żalów statecznej pani dyrektor. Krytykowała nie tyle samą ideę szkolnictwa, ile jego produkt – uczniów. Twierdziła, że nie mają dziś ani wiedzy, ani umiejętności (kiedyś mieli podobno wiedzę) i do tego jeszcze niczym się nie interesują. „Belfrów” tolerują dopóki chodzą do szkoły, a potem sobie na nich „używają na fotoblogu”. Cechuje ich „postawa roszczeniowa, tumiwisizm i totalny brak entuzjazmu”. W obronę wzięła swoich nauczycieli. Mówiła, że są zaangażowanymi nauczycielami z powołania, ale nie wie na jak długo starczy im jeszcze zapału. Przeszkadza im to, że wciąż wprowadza się różne zmiany, ciągle wymaga czegoś innego, co ów zapał studzi. A do tego jest jeszcze nagonka na nauczycieli. Ponoć „ludzie w tym kraju nienawidzą belfrów”. Zdaniem mojej znajomej nauczyciele to najlepiej wykształcona grupa zawodowa – każdy ma skończone po 2-3 kierunki (sic!). Niestety ów zespół niekorzystnych warunków powoduje, że wielu „nie chce się chcieć” . To smutne – konstatuje.
 

Smutne, istotnie. To chyba najlepsze słowo. Smutny jest również sam ton wypowiedzi pani dyrektor. Wierzę, że chce jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, ale brzmi jakby wypaliła się, straciła wiarę, jakby kiełkowało w niej zgorzknienie. Przy takim nastawieniu ma niewielkie szanse nabudzenie w sobie entuzjazmu, który potrzebny jest by wskrzesić go w nauczycielach. A to oni odpowiedzialni są w dużej mierze za entuzjazm, pasje i zaangażowanie uczniów. Nie mają go uczniowie, bo nie mają ich „liderzy”. Podobnie jest z postawami roszczeniowymi uczniów? Skąd oni to mają, od kogo się uczą? Proszę wybaczyć, ale obserwując w akcji część dorosłych Polaków, w tym również nauczycieli, którzy domagają się podwyżek nie pozwalając zabrać sobie nieuzasadnionych przywilejów, mają czerpać wzory. Może nauczmy ich postaw proaktywnych – pokażmy jak ważną sprawą jest odpowiedzialność za własne wybory, jak istotnym czynnikiem każdej kariery jest idea? Może zaczniemy mówić inaczej o swojej pracy i o sobie, i o nich? „Objawiają tumiwisizm” - mówi niewątpliwie skoncentrowana na swoich wychowankach pani dyrektor. A jak inaczej nazywa się postawę, że komuś „nie chce się chcieć”?

Dlaczego młodzież miałaby być inna niż jej nauczyciele i rodzice? I to nie biurokracja, nie zmiany i wciąż nowe wymagania powodują taki stan rzeczy, ale ludzie, którzy nie potrafią się w tej sytuacji właściwie odnaleźć i zachować. Nie szukajmy odpowiedzialnych za taki stan rzeczy, wniknijmy w siebie. „Oni” są wśród nas wszystkich. Wśród rzeszy radosnych twórców, którzy budują programy sobie a muzom, bez konsultacji z nauczycielami, uczniami i innymi specjalistami, a nawet bez odpowiedniej wiedzy o psychice człowieka. Pośród urzędników ministerstw, ośrodków doskonalenia nauczycieli, a ostatnio i innych instytucjach, żerujących na unijnych dotacjach, którzy wydają pieniądze po kumotersku, inwestując w „projekt” a nie w edukację. Są w gronie piszących podręczniki po to, by zarabiać a niekoniecznie pomagać młodzieży w nauce. A także wśród tych, co nie potrafią przygotować porządnie matury (odrobić swojej lekcji). Są pośród rodziców, którzy nie interesują się prawdziwie szkołą, tym co się tam dzieje, czego uczy się ich dziecko i jak wygląda ten proces. Wreszcie są też wśród dyrektorów, którzy bardziej przejęci są ochroną swoich stołków i wypełnianiem formalności niż tworzeniem fascynującego miejsca do rozwoju dla uczniów.

I oczywiście wśród nauczycieli, którzy po prostu realizują programy i spełniają liczne wymogi zamiast uczyć i wychowywać. Rozwijają się zaś nie po to, by lepiej służyć młodzieży, ale po to by więcej zarabiać i… dostać status nauczyciela mianowanego, czy też dyplomowanego. Wszyscy koncentrują się bardziej na rankingach i statystykach niż tym, co z tego naprawdę wynika. Tyle, że każdy z nas może powiedzieć „nie”, każdy ma prawo domagać się wyjaśnień, każdy może działać w kręgu własnego wpływu tak, by było lepiej. I każdy z nas może przede wszystkim wymagać od siebie. Kierować sobą. Wszystko zależy od tego na co będziemy patrzeć i jak nazywać to, co widzimy. Gdziekolwiek się nie ruszę widzę rzesze myślących, młodych ludzi, mających różne zainteresowania, często nietuzinkowe i głębsze niż te nauczycielskie. Chłopaków i dziewczyny pokonujące różne trudy, czasem kilometry a czasem przeszkody wewnątrz siebie, żeby robić to, co ich bawi lub interesuje. Inteligentnych twórców blogów i własnych stron, chcących nie tylko zaistnieć, ale przekazać również coś, co ich zdaniem jest istotne. Uczą się i pracują. Jak wspaniali mogliby być gdyby mieli do czynienia z większą liczbą pełnych pasji dorosłych? Entuzjazm do pracy nie bierze się z unormowanego dnia i „stabilizacji” zawodowej, o której w rozmowie również pani dyrektor wspominała. Obawiam się, że właśnie zmiany wszelkiego typu, choć nie zawsze idące w najlepszym kierunku pozwalają zachować w szkołach jaką taką czujność.

Myślę, że wciąż od nowa należałoby przypominać nam wszystkim eksperyment Rosenthala i Jacobson znany pod nazwą „Pigmalion w klasie”. Pamiętamy? Nauczyciele przekonani, że mają do czynienia z wyjątkowo zdolnymi dziećmi pracowali z nimi tak, żete osiągały wspaniałe wyniki. A wierząc, że dzieci są zdolne, lepiej je oceniali, wypowiadali się o nich w ładniejszych słowach –budowali pozytywną atmosferę sprzyjającą zaangażowaniu. Wwypowiedziach nauczycieli często słyszę rezygnację, frustrację, brak miłości dla ludzi i swoistą paranoję, polegającą na podejrzewaniu innych o zmowę przeciwko ich grupie. Echo takiej postawy pobrzmiewa również w przytaczanej tu wypowiedzi. Przypomina mi to trochę postawę Adasia Miauczyńskiego z filmu Koterskiego „Dzień świra” – negatywna wizja świata i ludzi, frustracja niespełnionego inteligenta, pretensje do wszystkich dookoła, udawanie, że robi się rzeczy wielkie, przekonanie o krzywdzie materialnej i o swojej wyższości z powodu wykształcenia. I do tego zdziwienie, że ktoś nie kocha tak Mickiewicza jak on (albo całek, albo pantofelka…). No cóż, trzeba chcieć i umieć przekazać swoje pasje i miłość do czegokolwiek. Nie wystarczy skończyć kilku kierunków studiów, trzeba jeszcze umieć podzielić się wiedzą, przekazać ją odpowiednio. Nie wystarczy być wykształconym, trzeba jeszcze być mądrym. Nie wystarczy kochać Mickiewicza, trzeba jeszcze kochać ludzi.


Iwona Majewska - Opiełka


Wrzesień 2008 - FELIETON
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
KATEGORIE
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej