W zdrowym ciele zdrowy duch
– dezaktualizacja i nieprzystawalność dawnej maksymy do naszych „lepszych” czasów
Wychowanie zdrowotne, wychowanie fizyczne – po co?
Odwołując się do tytułowej maksymy starożytnych: W zdrowym ciele, zdrowy duch, spróbujmy zastanowić się nad jej aktualnością w ogóle, a szczególnie dziś. Przede wszystkim na myśl przychodzi holistyczne postrzeganie człowieka. W myśl tej teorii jesteśmy psychofizyczną całością – soma i psyche w jednym, w myśl stanowiska B. Pascala – nie wiadomo jak zjednoczoną. I rzeczywiście dowody na psychogenne pochodzenie chorób somatycznych, a raczej brak ich organicznych przyczyn, weekendowe przeziębienia domagającego się odpoczynku organizmu pracoholika (gorączka, osłabienie), utrzymywanie się przy życiu wbrew rokowaniom lekarzy, rozstawanie się z życiem we wcześniej ustalonym przez chorego terminie (urodziny, rocznica ślubu, itp.), czy odchodzenie z tego świata niedługo po sobie wielodziesięcioletnich partnerów może nas przekonywać o wpływie tego co psychiczne na to co fizyczne. Ale czy na co dzień rzeczywiście pamiętamy o tym połączeniu, o tej jedności ducha i ciała? Czy biegając po naszym absorbującym, zbyt nas angażującym świecie mamy czas na odgrzebywanie tej czy innej mądrości sprzed kilku tysięcy lat? Po co w ogóle o tym pamiętać? Po co uczyć tego młodych?
Najbardziej podstawowy powód jest egoistycznie ludzki – żeby zdrowo żyć. A więc mniej chorować, nie cierpieć, żyć dłużej, zachować sprawność fizyczną tak długo jak jest to możliwe. Ale to raczej wątek do rozwinięcia dla medycznego grona naukowców. Z pedagogicznopsychologicznego punktu widzenia dbanie o kondycję fizyczną, zwłaszcza dziś też może być szczególnie korzystne, i wbrew pozorom równie egoistyczne.
Niestety w praktyce można spotkać przedszkola, w których duża część dzieci zużywa wiele energii na to by nie być zdolnym do brania udziału w zajęciach ruchowych. Dowodem na potrzebę ruchu u dzieci z młodszych klas szkoły podstawowej są np. kłopoty nauczycieli nauczania początkowego z utrzymaniem tych dzieci w ławkach, z utrzymaniem ich uwagi, czy opanowaniem ich poziomu pobudzenia psychoruchowego, co często uniemożliwia realizację założeń edukacyjnych.
Nieco starsze dzieci, nastolatkowie, czy adolescenci wydają się potrzebować tego rodzaju stymulacji jeszcze intensywniej. Po wspomnianym w początkowej części artykułu okresie zagospodarowania czasu dzieci w okresie przedszkolnym, ewentualnie w pierwszych latach szkolnych, przychodzi czas, gdy już nie maluch, a jeszcze nie młodzież zostaje niestety w dużej mierze pozostawione same sobie. Po kilku godzinach lekcji czeka ich samotność w domu, lub na podwórku. Jeżeli nie jest to zupełna samotność, to co najmniej odosobnienie od dorosłych, od autoryte tów, od stawianych przez nich celów. Można powiedzieć,
że cześć z tych dzieci/młodzieży cierpi wręcz na poczucie pustki, lub inaczej mówiąc brak sensu w życiu. Szkoła jest trudna, nudna i do niczego, rodzice nieobecni – zajęci sobą. Tymczasem jest to doskonały okres, by wzmacniać dobre strony dziecka, jego zdolności, uczyć nowych umiejętności, odpowiednio ukierunkować, a może nauczyć organizacji czasu. Przy okazji może być to możliwość do kontaktów dorosły-dziecko w tym trudnym rozwojowo okresie, w którym nie tylko dzieci unikają dorosłych, ale i ci drudzy nie lgną do wzajemnych kontaktów (patrz: opinie nauczycieli gimnazjów o uczniach, rodziców adolescentów, społeczeństwa). Niejednokrotnie może być to bardziej korzystna alternatywa dla już podjętych pierwszych aspołecznych zachowań, a nawet sposób terapii, nawiązania wspólnego języka, komunikacji z osobami tego potrzebującymi (terapeuta pracujący z młodzieżą trudną stwierdził, że tylko na siłowni i przy odpowiednim rozmiarze jego własnych bicepsów może porozumieć się z niektórymi wychowankami – w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
Dodatkową korzyścią płynącą np. ze sportów zespołowych jest zaspokojenie nie zawsze dziś realizowanej potrzeby przynależności, a do tego umiejętności współpracy, pozytywnej dyscypliny, czy posiadania wspomnianego wcześniej autorytetu w osobie trenera, mistrza. Jako że w sporcie są dobrzy i lepsi, zawsze można „spojrzeć” w stronę tych z wyższej półki, starszych, bardziej zaawansowanych, idoli niemalże. Wiek ten, jak wiadomo szczególnie potrzebuje idola, a zdecydowanie lepiej, kiedy może być to w ramach wartości wyznawanych przez społeczeństwo. Do tych potrzeb dzieci i młodzieży można dodać potrzeby całego społeczeństwa. Jako narody mamy potrzebę posiadania dobrych, sławiących imię naszego kraju, sportowców. Chcemy krzyczeć z podekscytowania i płakać ze szczęścia podczas kibicowania, być dumni, gdy nasz hymn jest grany na międzynarodowych zawodach. Zwłaszcza widoczne jest to w naszej polskiej rzeczywistości, gdy kurczowo latami trzymamy się nielicznych przedstawicieli nieważne jakiej dyscypliny sportu, byleby tylko byli Polakami. Z dnia na dzień stajemy się fanami skoków narciarskich, siatkówki, piłki ręcznej czy formuły 1. (A. Małysz, czy R. Kubica urastają do rangi bohaterów narodowych naszych czasów.) Byleby podczepić się pod czyjś sukces, poczuć tę adrenalinę, na chwilę być szczęśliwym. Niestety i ta potrzeba niekontrolowana staje się utrapieniem postronnych ludzi i samych kibicujących. Pojawiające się coraz częściej chuligańskie wybryki, planowane ustawki, czy podróże miłośników tej czy innej drużyny kończą się coraz bardziej tragicznie. Jak gdyby na zasadzie, że nieregulowane ciśnienie w końcu rozsadza naczynie. I wreszcie jako dorośli ludzie dla naszego własnego zdrowia psychicznego potrzebujemy ruchu, czynnej rekreacji, zdrowo wyładowanej agresji. Trudno o to dbać, gdy nawyk nie został wyrobiony w dzieciństwie, a jak wynika z poprzednich rozważań wyrabianie tegoż nawyku zanika. Trenujący sport w latach szkolnych będący dziś dorosłymi ludźmi niejednokrotnie podkreślają, że oprócz zajęcia w tamtym okresie życia, rozwijania umiejętności, czy zwykłej przyjemności, lata spędzone na parkiecie sali sportowej, murawie boiska czy na siłowni dały im, ciekawe wspomnienia, umiejętność organizowania się, przezwyciężania swoich słabości, wykorzystywania czasu, zdobywania kolejnych osiągnięć. Przekłada się to na ich życie osobiste i zawodowe.
Jak jest, jak być powinno
Większość z poruszanych w artykule kwestii nie jest pewnie kwestiami szczególnie zaskakującymi. Świadczy o tym już sam tytuł artykułu. Od tysięcy lat wiadomo, że… (nie będę się znów powtarzać). Równocześnie zaskakiwać może powszechna wręcz ignorancja na te oczywiste mądrości. Niby wiemy, że sloganowo mówiąc: sport to zdrowie, ruch jest potrzebny, zdrowe odżywianie też, a jednak – nie wykorzystujemy tego, co wiemy. Skąd te wnioski? Przede wszystkim ilość adresowanych do dzieci i młodzieży zajęć sportowych w szkołach i poza nimi jest żenująco mała. Podobnie ma się sprawa z tzw. klasami sportowymi, usportowionymi, o profilu sportowym. Jeżeli już jakaś organizacja decyduje się szkolić, trenować młodych ma to miejsce głównie z pobudek merkantylnych – chęć zysku. Nie sport dla sportu, ale w celu wyłowienia ukrytych talentów. Niestety spoglądając okiem pedagoga nie mogę przemilczeć również faktu, że zdecydowana większość zatrudnianych do pracy z dziećmi i młodzieżą sportowców – trenerów, nauczycieli w-fu, nie jest w ogóle, lub w stopniu minimalnym jedynie przygotowana do tego typu pracy.
Niejednokrotnie krzywdzą dzieci despotyzmem, zniechęcają do aktywności ruchowej nie tylko trenujących, ale i ich najbliższych, nie znają praw rozwoju psychicznego, podstaw relacji międzyludzkich, wychowania (mającego przecież w tej sytuacji miejsce), czy po prostu kultury. Karzą, zastraszają, obrażają, ubliżają godności ludzkiej. Chciałoby się powiedzieć: „Panie/Panowie stop. Osiągnięcia, zwycięstwa ważna sprawa, ale co z człowiekiem? Nie po trupach do celu.” Mówiąc językiem dzisiejszego świata można powiedzieć, że kluby i organizacje sportowe nie wykorzystują nadarzających się możliwości.
Odrobina marketingu i rosłyby ich fundusze, zapełniały się sale. Kwestia odpowiedniej sprzedaży produktu, nie tyle dzieciom, co ich sponsorującym i nadzorującym to rodzicom. Ale przede wszystkim nie wykorzystują nadarzających się okazji trenerzy, mistrzowie, guru sportowi. Przy odpowiednim przygotowaniu, nastawieniu, postawie mogą stać się osobą ważną, naśladowaną, słuchaną, mającą ogromny wpływ, a nawet władzę. Niestety i tu wkraczamy na niebezpieczny grunt. Znamy przypadek kilkuletniego chłopca zamordowanego przez takiego właśnie guru – trenera karate.
I wreszcie na przeszkodzie propagowania zdrowego, sportowego stylu życia stoi szeroko pojęta powszechna mentalność. Jednak jesteśmy społeczeństwem merkantylnym, nam musi się opłacać. „Co po godzinach spędzonych na sali sportowej, jak j. angielski przyda się bardziej. Po co się męczyć, jak „gołym okiem” widać, że sportowiec to z niego nie będzie. Szkoda czasu dziecka i dorosłego.” Te i podobne przekonania pokutują dość powszechnie. W szkołach odwołuje się lekcje w-fu, bo najmniej szkód wywoła takie posunięcie, najmniej zaległości.
Szkoda pieniędzy na sprzęt sportowy, sale, boiska. A tak w ogóle to bezpieczniej jest się nie ruszać za wiele – mniej kontuzji i więcej energii. Zbliżając się do końca przytoczę jeszcze kilka pozytywnych przykładów – trochę dla równowagi, trochę dla rozbudzenia nadziei. Od czasu do czasu można spotkać trenera, który „odciąża” przemęczonych opiekunów dzieci nadpobudliwych, zwłaszcza chłopców, spędzając z nimi popołudniowe godziny na sali sportowej, ucząc je zasad współżycia międzyludzkiego, wiary w siebie, komunikacji. Niekiedy trenerka staje się autorytetem dla dorastających dziewcząt lansując zdrowy, rozsądny styl życia (jedzenia, ubioru, zachowania), przeżywając z nimi ich troski i radości, śmiejąc się i płacząc razem.
Nauczyciel w-fu potrafi bawić się równie dobrze podczas gier sportowych, jak same dzieci, stając się im bliższy, dostępny, potrzebny. Pan z obozu przetrwania jest ważniejszy i bardziej osiągalny niż zapracowany tata. Dziesiątki rodziców spędzają sobotnio- niedzielne wolne godziny kibicując swoim 7 – 10- 15- letnim pociechom, stając się trenerami, kibicami; czując się ważni i to samo powodując u swoich dzieci.
Jaki warunek musi być spełniony, żeby miały miejsce takie sytuacje? Wydaje się, że przede wszystkim w mniemaniu dorosłego dziecko musi być ważne, godne inwestowanego w niego czasu, wysiłku i pieniędzy. Można oczywiście doszukiwać się też dalekosiężnych korzyści – przyszłe gwiazdy sportowe, prestiż klubu. Ale nade wszystko trzeba chcieć. Pewnie nie przeszkadzałoby zamiłowanie własne dorosłego do sportu – wspomnienia na sam dźwięk odbijanej piłki, zapach parkietu, czy chlorowanej wody z basenu. Ale tu już koło nam się zamyka, bo żebyśmy mieli kiedyś takich dorosłych dziś musimy zainwestować w tych najmłodszych. A wtedy za kilka, kilkanaście lat…
Małgorzata Bednarska
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14