W poszukiwaniu tego co działa
Nie tylko pedagogice sen z oczu spędza poszukiwanie tego, co działa. Wiele innych dziedzin nauki, jak i innych obszarów, w których funkcjonuje człowiek, poszukuje dla siebie rozwiązań adekwatnych do swoich potrzeb. Potrzeby natomiast zmieniają się wraz z upływem czasu, nabywaniem doświadczeń, poszerzaniem perspektywy i nadawaniem nowych kontekstów.
Poszukiwaniem tego, co zadziała, co przyniesie oczekiwany skutek, zmianę i zysk zajmuje się nie tylko pedagogika, ale ponieważ ona jest mi najbliższa – właśnie o niej napiszę.
Obszar edukacji i wychowania, szeroko rozumiany, jest obszarem, który swoją specyfiką wymusza ustawiczne zmiany. Zmieniające się dynamicznie potrzeby społeczeństwa (m. in. te edukacyjne i wychowawcze) są pretekstem do poszukiwania nowych rozwiązań i pomysłów. Wielowymiarowy obszar pedagogiki, właśnie ze względu na swoją wielowymiarowość i złożoność, potrzebuje nowych pomysłów, innowacji i podejmowania prób wprowadzania owych pomysłów w życie. Pedagogika powinna wychodzić naprzeciw potrzebom osób, które w jakikolwiek sposób są z nią związane. Potrzebom dzieci, młodzieży, wychowawców, rodziców… i nie tylko.
Poszukiwanie nowych rozwiązań i pomysłów (w szczególności tych dotyczących rzeczywistości wychowawczej) nie jest łatwym zajęciem, natomiast wprowadzanie tych pomysłów w życie, wiąże się z szeregiem trudnych do przezwyciężenia trudności. Trudności te są trudnościami m.in. natury instytucjonalnej, obyczajowej i organizacyjnej.
Krzysztof J. Kwiatkowski – „człowiek, który przeżył” i pokazał innym jakto się robi.
Krzysztof J. Kwiatkowski organizuje obozy survivalowe (survival to „umiejętność przetrwania w ekstremalnych, skrajnie uciążliwych warunkach”) dla młodzieży, natomiast Dariusz Morsztyn organizował obozy wychowawcze dla młodzieży, której towarzyszyły psy zaprzęgowe. Co łączy te dwie osoby i te dwie inicjatywy, będące niewątpliwie kontrpropozycją dla tradycyjnych kolonii i innych przedsięwzięć wychowawczych? Wg mnie: pomysł, entuzjazm, ciekawość świata i osobowość pomysłodawców. Krzysztof J. Kwiatkowski, nazywany polskim propagatorem survivalu, znany w środowisku harcerskim i środowisku „ludzi survivalu” jako „Krisek”, urodził się 27. października 1952 roku w Łodzi. Ukończył studia pedagogiczne na Uniwersytecie Łódzkim (o specjalności pedagogika opiekuńcza) oraz studia podyplomowe z resocjalizacji w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej (obecnie mAkademia Pedagogiki Specjalnej) w Warszawie.
Od 20 lat organizuje obozy survivalowemw najdzikszych regionach Poski. Pracuje jako wychowawca w zakładzie wychowawczym dla chłopców, wykłada metodykę resocjalizacji i jej survivalowy aspekt na Uniwersytecie Łódzkim (zainteresowania naukowe: filozofia survivalu w kontekście „kondycji człowieka”, psychologia przetrwania, fizjologia ekstremalna). Jego działalność została zauważona w pracach naukowych poświęconych pedagogice (m. in. przez Stanisława Kawulę, który w książce zatytułowanej „Survival jako metoda resocjalizacji nieletnich przestępców”, opisuje metody resocjalizacji stosowane przez Krzysztofa J. Kwiatkowskiego na obozach przezniego organizowanych).
Krzysztof J. Kwiatkowski jest autorem książki zatytułowanej „Survivalu po polsku. Szkoła przeżycia dla normalnych i szalonych”, która stała się pozycją obowiązkową i niemal kultową dla osób związanych z survivalem.
Autor porusza w niej nie tylko techniczny aspekt sztuki przetrwania jaką jest survival, ale przede wszystkim przemyca za jej pośrednictwem mądre przesłanie. Przesłanie to sprawia, że survival w oczach czytelnika przestaje być tylko formą zabawy dla „twardzieli”, a zaczyna być czymś więcej, czymś co niesie za sobą jakąś uniwersalną refleksję.
Czym wobec tego jest survival według Krzysztofa J. Kwiatkowskiego i jaki ma związek z pedagogiką, która stoi przed wyzwaniem znalezienia dla swoich podopiecznych nowych pomysłów, kontrpropozycji i alternatyw? Postaram się poszukać odpowiedzi na to pytanie. Krzysztof J. Kwiatkowski w książce pod tytułem: „Survival po polsku. Szkoła przeżycia dla normalnych i szalonych”, podaje taką definicję survivalu: „Najprawdziwszy survival powinien sięgać „do korzeni”, a więc powinien korzystać z rzeczy opatrzonych emblematem „self made”. Własnoręcznie wykonany plecak i namiot, uszyte przez siebie traperskie ubranie, cały zestaw przyborów sporządzonych dzięki własnej przedsiębiorczości – wszystko to powie o klasie survivalowca. Nie polecam do wędrówki co prawda butów zrobionych przez siebie samego – mogą być kłopoty, jeśli nie miało się wcześniej kilku eksperymentów. Pamiętajcie też o jednym i nie dajcie się oszukać: survival to nie jest wcielenie tego samego, co kiedyś znajdowaliście w harcerstwie czy skautingu. Brak tu może tylko ideologicznego pobrzmiewania czy mocniejszego społecznego akcentu.
Dominować jednak powinna – moim zdaniem – silna nuta idei wtopienia w naturę, realizowania się w niej, współgrania z nią i zinnymi ludźmi, szukania w niej własnego człowieczeństwa. (…) Survival to rozwijanie siebie poprzez pokonywanie swoich ograniczeń, poprzez zwalczanie swoich lęków, swojej niewiedzy, swojego lenistwa”.
Obóz był generalnie spoko (pomijając deszcze, odciski, komary, muchy i strome szczyty). A tak naprawdę obóz był fajny! Można się było wiele nauczyć. Marsze oczywiście często były długie i męczące, i można było nabawić się sporych odcisków, ale myślę, że to wszystko rekompensowały piękne widoki gór. Najlepsza zabawa była wtedy, gdy padał deszcz. Właśnie wtedy nasz Krzyś kazał czołgać się w potokach, w których woda zmętniała od mułu i gliny (on sam chciał, słowo honoru!!!), albo kazał nam łazić po błocie, w które można było się zapaść po kolana. Pytacie pewnie dlaczego ? Otóż dlatego, że chciał mieć zdjęcia do swojej książki...
Pamiętam takie zdarzenie, kiedy to wyszedł pewnego ranka i wrócił po południu, z całą kupą zielska, pokroił to, ugotował i kazał zjeść. Oczywiście danie to nie smakowało jak hamburger w McDonaldzie, ale trzeba było zjeść, bo nic innego nie dostaliśmy. W swojej pracy, szczególnie w pracy z młodzieżą zagrożoną patologią społeczną, młodzieżą zdemoralizowaną, Krzysztof J. Kwiatkowski sięga po metody niekonwencjonalne. Obozy przez niego organizowane nie są ani typowymi wyjazdami integracyjnymi, mającymi w programie od lat wykorzystywane „gry i zabawy”, których czołowym zadaniem jest wypełnienie czasu, ani zamkniętymi gettami, za murami których dzieją się rzeczy owiane tajemnicą. Czym zatem jest propozycja Kwiatkowskiego, kierowana do tych, którzy wiele szans mają już za sobą i są dowodem na to, jak wiele rzeczy, instrumentów, metod i technik nie jest w stanie zadziałać? Obozy te są alternatywą dla pospolitego leniuchowania, bezrefleksyjności, braku odpowiedzialności (za siebie, za innych, za powierzone zadania i przedmioty), bezradności, kombinatorstwa i braku wiedzy. Młodzi ludzie, oprócz tego, że uczą się podczas takich przedsięwzięć wychowawczych tego, jak przetrwać w nieprzyjaznych warunkach, jak poradzić sobie z zimnem, głodem, nieprzewidzianymi sytuacjami kryzysowymi i stresem, jak udzielić pierwszej pomocy, uczą się również szacunku do siebie i swoich towarzyszy, wiary we własne siły, odpowiedzialności, podejmowania wyzwań, pokonywania ograniczeń. Można by rzec, że obozy organizowane przez Krzyśka należą do tych, o których człowiek nie zapomina. Coś sprawia, że ludzie będący wcześniej harcerzami wolą jeździć z nami. Rodzice, mimo iż wiedzą, że nie są to obozy lekkie, chcą wysyłać na nie swoje dzieci. Ten, kto zna Krzyśka - naszego instruktora, a zarazem świetnego kumpla - doskonale wie dlaczego tak się dzieje.
Człowiek-encyklopedia, który zna na wszystko odpowiedź, potrafi zachęcić największego twardziela do samoistnych zmian na dobre, znajduje wyjścia z sytuacji bez wyjścia, pomaga wszystkim wokół siebie, przez co ma tzw. „swoich”, m.in. wśród: dzieci, młodzieży, osiedlowych żuli, sąsiadów, dyrektorów, studentów, dziennikarzy, nauczycieli, wojskowych (generałów!!!)..., i lista ta ciągnie się jeszcze długo. Co najważniejsze: CIĄGLE MIEWA PRZYGODY! W tym miejscu zacytuję Krzysztofa J. Kwiatkowskiego: „Uczę swoich studentów podstawowej myśli, jaka powinna towarzyszyć w pracy resocjalizacyjnej: aby być skutecznym wychowawcą, trzeba stać się przewodnikiem, co oznacza, że wiemy dokąd prowadzimy, a podopieczni chcą za nami pójść. Wychowanie oznacza wówczas wspólną wyprawę z wspólną odpowiedzialnością z siebie. Survival może stać się symboliczną wyprawą przez życie „w pigułce”. Ja stwierdziłem, że taka wyprawa bywa niezwykle cenna dla znalezienia przyjaźni pomiędzy wychowankami zakładu wychowawczego, a ich wychowawcami. Trzeba było uzmysłowić chłopakom związki pomiędzy działaniami poszczególnych członków zespołu a tworzącą się sytuacją. Trzeba było jedynie „założyć hamulce”, by nie pojawiała się w ich zachowaniu brawura. Natomiast w wielu sytuacjach „prostych” dla doświadczonego człowieka, byli oni lękliwi i wycofujący się. Ot – w sytuacji, gdy zaproponowałem by wykonać na samym sobie doświadczalny zastrzyk, albo gdy napotykali osy buszujące w śniadaniu”.
Pokonanie potoków nie stanowiło problemu, wystające z nich suche garby kamieni były bardzo przydatne. Wkrótce jednak zmuszeni byliśmy zboczyć z drogi i wejść w las. Naszym oczom ukazała się, położona na zboczu jakiejś stromej góry, duża polana porośnięta gęstą, wysoką i sięgającą po pas trawa z obowiązkowymi ostami. Trzeba było iść prawie na kolanach, będąc schylonym i opierając się dla bezpieczeństwa rękoma o ziemię. Dość ciężki plecak, z namiotem w środku, nie ułatwiał wspinaczki.
Po parogodzinnym marszu dotarliśmy do wcześniej wskazanego nam na mapie miejsca. Myślę, że dzięki takim osobowościom jak Krzysztof J. Kwiatkowski, pedagogika staje się bogatsza. Jego koncepcja i pomysł na wychowanie młodych ludzi wpisuje się w nurt pedagogiki alternatywnej; stanowi alternatywę dla powszechnie obowiązującego sformalizowanego systemu resocjalizacji (opartego na formalizmie legislacyjno – wychowawczym). Metody wychowywania wprowadzane w życie na obozach survivalowych wychodzą naprzeciw oczekiwaniom nie tylko młodych ludzi – uczestników obozów, ale również ich bliskich (tracących wiarę w to, że istnieje jeszcze coś, co może pomóc ich dzieciom), praktykom i teoretykom (którym bliska jest pedagogika) oraz całemu społeczeństwu. Pedagogika potrzebuje ludzi twórczych , innowatorów, osób potrafiących nadać swoim działaniom szeroką perspektywę. Szczególnie w czasach, w których doświadczamy egzystencjalnych konsekwencji ponowoczesności. „Ideologia ponowoczesności nie ma jeszcze długiej historii, a jej konsekwencje są już wyraźnie widoczne. Propagowanie iluzji łatwego szczęścia w oderwaniu od więzi i wartości oraz absolutyzowanie relatywizmu i akceptacja pustki aksjologicznej wpływa negatywnie na sytuację człowieka zarówno w wymiarze społecznym i instytucjonalnym, jak równie w wymiarze osobistym, rodzinnym i obyczajowym” .
Przez parę dni lało, co wcale nie przeszkadzało Krzyśkowi przeprowadzać z góry zaplanowane ćwiczenia. Kolejnych optymistycznych przeżyć zaznałem podczas „pościgu”. Cóż to takiego było? Podczas trzydniowego marszu, podzieleni na trzy dwuosobowe grupy, mieliśmy za zadanie ukrywać się przed strażą graniczną i dojść do szczytu znajdującego się w paśmie granicznym (a był to słynny Okrąglik). Oczywiście wszystko to było legalnie, gdyż nasz instruktor - cudowny Krzysztof - miał ze strażą ochrony pogranicza układ: my poćwiczymy ukrywanie się przed wami, WY zaś -”łapanie przemytników”.
i jeszcze jedno wspomnienie:
Zadaniem moim jest napisanie o odczuciach związanych z obozem survivalowym. Lecz nie jestem w stanie opisać tylko miłych wspomnień. Byłbym kłamcą pisząc o sobie w superlatywach. Dlatego nie mam zamiaru pomijać mojego lenistwa i braku zorganizowania (który trapi mnie, „weterana” naszych survivalowych wyjazdów w Bieszczady). W końcu byłem tam już trzy razy!! Śmiechu warte, co nie ? A więc obóz był dobrze zorganizowany. Lecz nie obyło się bez niespodziewanych przeszkód (mam na myśli całe bieganie od strażnicy wojskowej, poprzez nadleśnictwo, do komendy policji). Całe jednak szczęście, że „Łysy” myślał o wszystkim.
Podsumowując, Krzysztof J. Kwiatkowski organizując obozy survivalowe dla młodzieży tzw. trudnej, przeciwstawia się okazjonalnemu survivalowi rekreacyjnemu, proponując w zamian specyficzną formę samokształcenia ciągłego, wyzwalającego własną aktywność (rozumianą jako „nie bycie bezradnym”). Nazywa tę postawę: survival jako „modus vivendi” – sposób życia. Zgodnie z tym założeniem, survival postrzega się jako dziedzinę multidyscyplinarną: łączącą wiedzę dotyczącą psychologii, fizjologii, medycyny i ratownictwa, botaniki, fizyki i chemii, geografii, meteorologii i traperstwa. Według niego survival kształtuje umiejętności służące przetrwaniu na odludziu, w lesie, w górach, ale również uczy radzenia sobie z emocjami, odpowiedzialności, unikania skutków ludzkiej agresji i autoagresji. Wszystkie te umiejętności nazywa Kwiatkowski „stałą gotowością do ratownictwa” .
Stwarzając młodzieży możliwość decydowania o sobie, powierzając im odpowiedzialne zadania, stawiając przed możliwością wyboru, niejednokrotnie w skrajnie trudnych warunkach, pozwalając jej na zaznanie poczucia sprawstwa, stwarza się tej młodzieży szansę na powrót do zdrowia. Stworzenie takiej szansy wymaga posiadania szerokiej wiedzy i licznych umiejętności, ale też zapału, kreatywności i pasji.
Dariusz Morsztyn – harcerstwo, ekologia i psie zaprzęgi.
Dariusz Morsztyn urodził się 28. grudnia 1965 roku w Łomży. Jest inicjatorem wyścigów psich zaprzęgów na Mazurach, nauczycielem wychowania fizycznego, specjalistą od edukacji ekologicznej, założycielem Harcerskiego Ruchu Ochrony Środowiska im. św. Franciszka z Asyżu oraz organizatorem pierwszego w Polsce obozu sportowo – wychowawczego z psami zaprzęgowymi.
Postaram się teraz przybliżyć Czytelnikowi HROŚ, czyli organizację, pod patronatem której zostały zorganizowane obozy dla młodzieży, której towarzyszyły psy zaprzęgowe. HROŚ to samodzielne (założone w 1986 roku i działające do dzisiaj) stowarzyszenie harcerskie, puszczańskie i ekologiczne. Przez pierwsze dwa lata HROŚ działał w strukturach ZHP (Harcerski Ruch Ochrony Środowiska Chorągiew Suwalska), przez następne dwa lata nieformalnie, a od 1990 roku jako niezależn stowarzyszenie. Jest to specyficzna organizacja oparta na własnych, przez lata wypracowanych metodach działania. W sensie harcerskim nawiązuje do nurtu skautowego i harcerskiego nazywanego „harcerstwem leśnym (skautingowym)”. Jednak nie jest to typowy przedstawiciel tego gatunku. HROŚ jest organizacją wychowawczą realizującą swoje cele przez własny system wychowawczy. System ten opiera się na następujących filarach:
• harcerstwo – funkcjonują drużyny, zastępy, stopnie, zbiórki, obozy, próby etc.,
• kultury tubylcze – czerpanie nauki z życia kultur rdzennej ludności, zarówno staropolskiej (np. kultury wiejskiej), jak i innych kultur, szczególnie wykorzystywana i eksponowana w tym systemie wychowawczym jest kultura Indian Ameryki Północnej,
• zdrowy styl życia – promowanie i praktykowanie wszystkiego tego, co naturalne i zdrowe (pożywienie, ruch, hartowanie), szacunek do własnego ciała, działania w obronie Matki Ziemi.
Nie zakłada się czasowego przebywania w Ruchu. Harcerstwo, według założycieli Ruchu, nie kończy się z chwilą osiągnięcia przez harcerza pewnego pułapu wiekowego. HROŚ jest organizacją uważaną za elitarną, trudną i bardzo wymagającą wobec swoich członków. Atmosferę elitarności i wyjątkowości, szczególnie na tle innych organizacji ekologicznych, tworzy przyjęty system wychowawczy i praca na rzecz innych. HROŚ nastawiony jest na wychowanie dobrych, społecznie użytecznych innowatorów. Obozy sportowo – wychowawcze z psami zaprzęgowymi, które szczegółowo opiszę później, funkcjonowały według reguł, którym podporządkowują się wszyscy członkowie HROŚ. Zasady te i reguły są ściśle związane z filozofią i ideą wychowania HROŚ-owego. elementy wychowania podczas obozów to:
• głęboko i wszechstronnie rozumiane wychowanie przez pracę,
• wychowanie wiejskie, na wisi (szczególnie przydatne dla osób żyjących dużych w miastach),
• próba łączenia w wychowaniu romantyzmu i pragmatyzmu,
• zasada „najpierw inni, potem ja” – ale jednocześnie nauka tego, by przy realizowaniu tego modelu nie zrezygnować ze swoich marzeń, aspiracji i celów,
• zdrowy styl życia, polegający na zdrowym odżywianiu się, dużej ilości ruchu, hartowaniu,
• samowystarczalność,
• służba na rzecz innych.
Klasyczne obozy HROŚ-owe wyglądają inaczej niż klasyczne obozy harcerskie. Mieszkanie w indiańskich namiotach tipi, chodzenie boso, wstawanie i kładzenie się spać zgodnie z ruchem słońca – to obozowa codzienność. W celu wyrabiania zdolności i zaradności, podczas obozów nie stosuje się gwoździ, tylko liny. Nie zatrudnia się żadnych osób postronnych (np. kucharek, wszystko robione jest samodzielnie przez obozowiczów).
Obozy HROŚ są zawsze wzorcowe pod względem ekologicznym. Nigdy nie został wybudowany pomost, nigdy nie zostały zakopane śmieci, ani gram detergentów nie dostał się do wody. Bywało, że aby nie płoszyć zwierząt, członkowie obozu budowali wielkie, naturalne ściany z traw. Pierwszy w Polsce obóz sportowo – wychowawczy z psami zaprzęgowymi odbył się na terenie należącym do HROŚ, niedaleko małej wsi na Mazurach – Ublik. Pomysłodawcą i głównym organizatorem był wspomiany przeze mnie Dariusz Morsztyn. Współorganizatorem był Sportowy Klub Psich Zaprzęgów „Biały Kieł” z Pomiechówka.
obozowa rzeczywistość
Uczestnicy obozów mieszkali w wybudowanej przez siebie wiosce, wzorowanej na wioskach indiańskich. Centralne miejsce w wiosce zajmowała kuchnia, która mieściła się w specjalnie do tego celu wybudowanej paulińskiej ziemiance (szczegółowo odtworzonej przez członków HROŚ na podstawie źródłowych dokumentów).
Miejsce tradycyjnych namiotów zajęły indiańskie namioty tipi, w których spali uczestnicy oraz kadra. Namioty tipi, podobnie jak paulińska ziemianka pełniąca funkcję kuchni, były wiernymi kopiami oryginałów. Uczestnicy obozów, zanim mogli wprowadzić się do tipi, musieli je najpierw własnoręcznie wybudować! Stanowiło to dla młodych ludzi bardzo poważne wyzwanie! Niektórzy z nich po raz pierwszy stykali się z takim rodzajem pracy fizycznej. Chwiejące się namioty poprawiano tak długo, aż można było w nich zamieszkać. W namiotach obowiązywał nakaz utrzymywania czystości, schludności i porządku. W niektórych tipi istniała możliwość rozpalenia ogniska, co było dodatkową atrakcją dla młodzieży. Stanowiło też kolejne wyzwanie, ponieważ przed rozpaleniem ogniska należało zadbać o pozwolenie od Komendanta Obozu, o drewno, wreszcie o bezpieczeństwo swoje oraz wszystkich mieszkańców wioski. Kadrę obozu tworzyli doświadczeni wychowawcy, nauczyciele wychowania fizycznego, doskonali zawodnicy uprawiający sport zaprzęgowy (Justyna Morsztyn, Dariusz Morsztyn, Małgorzata i Izabela Szmurło, Alicja Płonka, Edo Schumet).
W obozach brały udział dzieci i młodzież zrzeszona w sportowym Klubie Psich Zaprzęgów „Biały Kieł” z Pomiechówka, kilka młodych mieszkańców wsi Ublik i jej okolic oraz młodzież należąca do Klubu Psich Zaprzęgów „Netah”. Uczestnicy na teren obozu przywozili swoje psy oraz wszystko to, co było niezbędne do prowadzenia treningów i zajęć (uprzęże, wózki zaprzęgowe, smycze, obroże linki, miski, karmę, szczotki do czesania itp.). Młodzieży nie były stawiane przed przyjazdem żadne wymagania dotyczące sprawności fizycznej, nie trzeba było też posiadać własnych psów. Warunkami uczestnictwa w tym spotkaniu były wyłącznie: chęć przeżycia przygody, zgoda na ekstremalne warunki zakwaterowania, miłość do zwierząt, gotowość do podporządkowania się zasadom obozowania ustalonym przez organizatorów, gotowość do pracy nad sobą, do kształtowania swojej kondycji fizycznej oraz gotowość do pracy nad swoim charakterem.
Wymagania stawiane uczestnikom, w ocenie ich samych oraz w ocenie organizatorów, wcale nie należały do łatwych. Dzieci kilka dni musiały się aklimatyzować do nowych warunków, często zupełnie odmiennych od tych, z którymi do tej pory miały kontakt. Aklimatyzacji sprzyjała jednak atmosfera panująca na terenie obozu, życzliwość kadry i pozostałych „obozowiczów”. Dzień zaczynał się wcześnie, bo już o piątej rano. O tej godzinie większość placówek organizujących wypoczynek dla dzieci i młodzieży pogrążonych jest jeszcze w głębokim śnie. Zaraz po pobudce i krótkiej porannej toalecie, młodzi adepci sztuki maszerskiej kierowali się w stronę swoich psów. Zaczynały się poranne treningi. Najpierw odpowiednia dla wieku i rodzaju podejmowanej aktywności fizycznej: rozgrzewka, potem trening właściwy ze swoimi podopiecznymi. Codziennie wytyczana była nowa trasa, na której miały miejsce treningi – wszystko po to, by w obozowe życie nie wkradła się rutyna. Obok zajęć praktycznych, odbywały się także zajęcia teoretyczne dotyczące psich zaprzęgów. Zajęcia te zawierały elementy psychologii sportu, trenerzy przekazywali młodym ludziom wiedzę na temat prowadzenia optymalnego treningu sportowego (wydolnościowego i wytrzymałościowego).
Ponadto pojawiały się takie tematy jak: optymalne żywienie psów, słynne wyścigi psich zaprzęgów i słynni maszerzy, organizacja sportu zaprzęgowego w Polsce i na świecie, tradycyjne rodzaje sań, współczesne wózki i sanie wyścigowe, rodzaje zawodów psów zaprzęgowych, szczegółowe informacje dotyczące specyfiki poszczególnych ras psów zaprzęgowych, znajomość sprzętu zaprzęgowego. Oprócz zajęć, które bezpośrednio i nierozerwalnie wiązały się ze sportem
zaprzęgowym, podczas trwania obozu miały miejsce zajęcia tzw. puszczańskie , traperskie, zajęcia z elementami survivalu oraz zajęcia mające przybliżyć uczestnikom obozu kulturę Indian Ameryki Północnej.
Podczas zajęć dotyczących puszczaństwa, młodzież zdobywała wiedzę i umiejętności z zakresu: jazdy konnej, tropienia, zasad wędrowania, terenoznawstwa, przyrodoznawstwa (np. rozpoznawanie gatunków roślin i zwierząt), zasad bezpiecznego obozowania, wspinania się, udzielania pierwszej pomocy, znajomości podstaw astronomii, umiejętności kierowania łodzią. Obozowicze poznawali również tajniki zdrowego odżywiania się (samodzielnie przygotowywali wszystkie posiłki, które spożywali samodzielnie wykonanymi sztućcami). Na terenie obozu odbywały się również zajęcia z fotografii przyrodniczej. Co stanowi o wyjątkowości opisywanej przeze mnie inicjatywy wychowawczej? Dlaczego o niej piszę? Piszę, ponieważ jestem przekonana, że inicjatywa ta jest warta opisania (podobnie jak działalność wychowawcza Krzysztofa J. Kwiatkowskiego). Obozy zorganizowane przez HROŚ miały charakter wychowawczy i jednocześnie rekreacyjny. Takie połączenie jest rzadkie, ale jakże pożądane! Obóz dostarczał młodym ludziom pretekst do przeżycia przygody, stwarzał możliwość harmonijnego rozwoju emocjonalnego, społecznego i fizycznego. Uczył kontaktu ze zwierzętami. Prowadzone były bardzo różnorodne, bogate zajęcia edukacyjne (między innymi edukacja ekologiczna), promowany był zdrowy styl życia. Obóz uczył systematyczności, odpowiedzialności, punktualności, był również też bez zarzutu pod względem sportowym.
zakończenie
Przedstawiłam wyżej sylwetki osób, które w znacznym stopniu przyczyniły się do wzbogacenia i ubarwienia rzeczywistości opiekuńczo – wychowawczej. Ich pomysły i metody pracy, niekiedy kontrowersyjne, zasługują na chwilę refleksji. Idea organizowania dla młodzieży obozów survivalowych oraz obozów z psami zaprzęgowymi zrodziła się z tej samej potrzeby. Potrzeby zarówno samych organizatorów, jak i potrzeby środowiska, w którym funkcjonują. Za każdym zachowaniem stoi jakaś potrzeba… Współczesna pedagogika stoi przed szeregiem wyzwań, a jednym z tych wyzwań jest poszukiwanie tego, co działa. Istnieją metody pracy z młodzieżą, które już dawno przestały działać (a które nadal są hołubione przez zdających się tego nie zauważać wychowawców), istnieją też takie, które jeszcze działać nie zaczęły. Tę lukę, mocno osadzoną w rzeczywistości wychowawczej, wypełniają właśnie takie osoby jak Krzysztof J. Kwiatkowski i Dariusz Morsztyn.
Wypełniają ją nie bez licznych potyczek i porażek, ale za to z pasją i otwartością. Być może inicjatywy podejmowane przez te osoby umrą wraz z nimi, być może stanie się to dużo wcześniej (Dariusz Morsztyn od kilku już lat nie organizuje obozów z psami zaprzęgowymi), ale na pewno pozostanie pewna myśl, która może być kontynuowana i przekazywana dalej. Zostaną też wychowankowie – bodaj najwdzięczniejsze (choć najczęściej niewdzięczne, niemal tak niewdzięczne, jak sama pedagogika!) ogniwo tych złożonych wychowawczych interakcji.
Dagna Dejna
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14