Imię i nazwisko:
Adres email:


Paradygmat i termity



Skąd wzięło się to słowo , co właściwie znaczy i dlaczego jest teraz takie popularne?


Paradygmat. Słowo, które robi dziś karierę. Jako studentka psychologii i wiele lat potem nie posługiwałam się nim w ogóle. Dziś trudno mi się bez niego obejść. Zresztą nie tylko mnie. Wśród wielu używanych obecnie częściej słów „paradygmat” zajmuje poczesne miejsce. Skąd wzięło się to słowo, co właściwie znaczy i dlaczego jest teraz takie popularne? Thomas Kuhn używał go w „Strukturze rewolucji naukowych” w znaczeniu bardziej ograniczonym, rozumiejąc przez nie zbiór pojęć i teorii tworzących podstawy danej nauki. Jego zdaniem rozwija się ona według paradygmatów, które rzadko bywają kwestionowane, aż pojawi się i wypromuje nowa informacja zmieniająca całkowicie utarty schemat widzenia. Tak działo się choćby przy przejściu z sytemu geocentrycznego na heliocentryczny, odkryciu bakterii czy ogłoszeniu teorii względności Einsteina. Paradygmatów raczej się nie podważa, zwłaszcza dokąd służą licznym rzeszom naukowców jako podstawy do formułowania kolejnych tez, uogólnień i wyciągania wniosków. Czasami niestety powoduje to, że ulegają oni aktualnie obowiązującej wersji w danej nauce i nie próbują myśleć samodzielnie, ani nawet falsyfikować, czyli podważać zbudowanych w oparciu o nią teorii. Tylko najodważniejsi lub… naiwni mają taką siłę. Karl Popper mówił, że to jest trochę tak jakby założyć, że „łabędzie są tylko białe” i nastawiać się na szukanie białych, zamiast czarnych łabędzi. W naukach społecznych – w socjologii, psychologii - paradygmat jest znacznie bardziej płynny i niepewny niż w naukach ścisłych (matematycznych). Aż dziw, że rzesze ich przedstawicieli opierają się wciąż o przekonania wyznaczające zakres badawczy tych nauk i upierają przy powstałych na takiej drodze „prawdach”. Wystarczy zadać kilka podstawowych pytań, by przekonać się, że zarówno sposób badania rzeczywistości jak jej opis i konkluzje zależą od przyjmowanego paradygmatu. Można zadać pytanie: Czy rzeczywistość ma charakter obiektywny czy jest po części produktem umysłu? Albo – jeszcze lepsze – czy świat społeczny ulega ciągłej przemianie, czy też w gruncie rzeczy jest taki sam?” W zależności od udzielonej z przekonaniem odpowiedzi, wizja rzeczywistości będzie inna.

Ogólne znaczenie tego słowa według Słownika Języka Polskiego (PWN 2007) to „przyjęty sposób widzenia rzeczywistości w jakiejś dziedzinie działalności lub myśli ludzkiej”. Paradygmaty wszelkiego typu zmieniają się i czasami trudno powiedzieć dlaczego – może nagle większa lub mniejsza grupa ludzi w jakiejś części świata dojrzewa do nowej idei, innego spojrzenia. Składa się na to może trud wielu pokoleń, praca różnych ludzi, ale nagle kiełkuje coś nowego. Teoria chaosu podpowiada nawet, że ten wpływ przy tak połączonym dziś świecie może pochodzić z bardzo odległych rejonów. Słynne zdanie, że trzepot skrzydeł motyla w Chinach może spowodować huragan w Meksyku jest popularne nie mniej niż słowo paradygmat. Mamy dziś do czynienia niewątpliwie z taką zmianą w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia, żeby o prezydenturę starała się kobieta albo ubiegał Afroamerykanin. W tym roku obserwowaliśmy potyczkę tych dwojga, a wszelkie prognozy wróżą, że prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie czarnoskóry Barack Obama.

Nie inaczej rzecz ma się w edukacji. Tu również ścierają się różne paradygmaty, wśród których można wyróżnić niejako dwa nurty – tradycyjne spojrzenie i nowe, dążące do zastosowania jak największej liczby technik aktywizujących młodzież, technologii oraz wszelkich dostępnych pomocy, a także – co tu dużo mówić – dziwnych eksperymentów rodem z różnych filozofii. Aż dziw, że nie ma jeszcze zwolenników szkoły opisanej w „Wyspie” Aldousa Huxleya. Genialnym i zaangażowanym w oświatę nauczycielom i wizjonerom jawi się szkoła marzeń, w której uczniowie przemieszczają się swobodnie po pięknych, wyposażonych we wszelkie zdobycze technologiczne salach, z własnymi laptopami, rozwiązują problemy, dowiadują się potrzebnych informacji, pogłębiają wiedzę, doświadczają życia… A nauczyciel jest jedynie osobą stymulującą ich samodzielny rozwój. Tradycyjne podejście wciąż stawia na lidera, na kontakt człowieka z człowiekiem, na zaangażowanie wszystkich zmysłów i członków, na wykład, umiejętność słuchania, ustnego zadawania pytań, na mistrzostwo, dyscyplinę i ćwiczenie woli a nawet możliwość poznawania i radzenia sobie z niezbyt dobrymi cechami ludzkimi jak złośliwość, sarkazm, irytacja…Można by sądzić, że nowe podejście jest lepsze, bo… nowe, bo próbuje sprostać wszelkim trendom współczesności, bo bardziej się podoba znudzonym złym nauczaniem uczniom i bardziej wciąga młodych nauczycieli.

Ponoć najbardziej bronią starych paradygmatów ci, którzy się najbardziej boją zmian jakie one mogą nieść, którym one z jakichś powodów zagrażają. Mimo że, reprezentuje starszą grupę pokoleniową z pewnością nie należę do ludzi bojących się zmian i nowy model szkoły w żaden sposób mi nie zagraża, więcej, widzę w nim swoje miejsce. Czuję się jednak w obowiązku powiedzieć, że może być i odwrotnie – jeśli ktoś sam nie rozstaje się z komputerem (pytanie czy nie jest uzależniony) – łatwiej mu będzie pracować z nim ucząc innych. Jeżeli nowe pokolenie nauczycieli samo ma już olbrzymie zapotrzebowanie na stymulację i nie potrafi usiedzieć w ciszy, będzie za tym, by bombardować młodych ludzi bodźcami i informacjami. Ale to, że im jest łatwiej i przyjemniej a ich uczniom pewno też, nie znaczy wcale, że tak jest w ogóle lepiej. Nie udowodniono jeszcze w żaden sposób, że to nowoczesne, dynamiczne podejście do procesu nauczania jest lepsze, nie wiadomo nawet jak mierzyć jego skuteczność. Zatem ten nowy paradygmat nie ma specjalnie silnych podstaw. Ponadto to, że zmieniło się nastawienie do procesu edukowania, nie znaczy, że zmienił się aż tak bardzo człowiek, zwłaszcza ten najmłodszy. Zmiana mentalności może się dokonać nawet w obrębie jednego pokolenia, ale psychofizycznie, w zakresie układu nerwowego czy zdolności przyswajania nie możemy się tak szybko zmienić. I więź chyba też nie zacznie się raptem budować z ludźmi za sprawą komputerów. Potrzebne są żywe oczy i odpowiednie spojrzenie. Potrzebny jest dobry dotyk.

Przesunięcia paradygmatu w różnych dziedzinach powodują wiele zamieszania i wyzwalają w ludziach najrozmaitsze, nie zawsze dobre uczucia – od wspomnianego już tu oporu, wręcz buntu, przez radosny entuzjazm, do zniechęcenia wywołanego zbyt wielkimi zmianami wymagającymi ogromu pracy. Dodatkowo, próbując zmieniać wszystko nie ma się czego przytrzymać, na czym oprzeć. I aż nader często wylewa się przysłowiowe dziecko z kąpielą. No i najważniejsze – i tak nie zmienia się wszystkiego. Jest to bowiem niemożliwe. Mając najwspanialszych liderów, idealne programy i genialne strategie, i tak nie mamy kontroli nad całością. Zdaniem Garetha Morgana, angielskiego socjologa pracującego na torontońskim York University, mamy tak naprawdę kontrolę jedynie nad 15% sytuacji. Tylko tyle każdy z nas ogarnia jednostkowo. Pomyślność wszelkich przedsięwzięć zależy od tak wielu czynników (wśród nich od zwykłego szczęścia), że nie możemy oszukiwać się i w ramach tego starać objąć kontrolą całą sytuację. Wystarczy, że wszystkie strony zaangażowane w proces edukacji dzieci i młodzieży (ministerstwo - każdy pracujący w nim człowiek), dyrektorzy i nauczyciele szkół, pracownicy ośrodków doskonalenia, osoby współpracujące z Edukacją i Dialogiem, rodzice i młodzież, i inni przejmą swoje 15% odpowiedzialności za edukację w Polsce. Za stworzenie możliwie najbezpieczniejszych, najlepszych warunków do przyswajania wiedzy, programów najbardziej odpowiadających potrzebom i opracowanie metod jak najlepiej służących poszczególnym grupom młodzieży. Wystarczy kiedy każdy będzie wiedział gdzie jest jego 15% sytuacji, kontrolował je i maksymalnie wykorzystywał swoją wiedzę i umiejętności w najlepszym, wspólnym kierunku. Niektórzy zresztą tak właśnie robią. To dlatego są znakomite szkoły, a niektórzy nauczyciele wciąż dostają dowody wdzięcznej pamięci uczniów. Jednak jest tego za mało. Gareth Morgan w swoich pracach [W tym szczególnie interesujące dla nas może być “Beyond the Glitterspeak: Creating Genuine Collaboration In our Schools. (Ponad piękne słówka: tworzenie prawdziwej współpracy w naszych szkołach)] często opisuje kolonię termitów… Pokazuje jak te ślepe owady potrafią być znakomicie zorganizowane, tworzyć skomplikowaną budowlę kopca i spełniać wszelkie inne funkcje w swojej kolonii. Pozornie wydaje się, że panuje tam chaos, a jednak wszystko ma swój sens. Nawet kiedy w jednym z badań przedzielono kopiec metalową płytą korytarze i kolumny zostały odbudowane idealnie. Termity nawet nie próbują ogarniać więcej niż 15%. Każdy koncentruje się precyzyjnie na swoim zadaniu. Z czego to się bierze – zastanawia się sławny socjolog. Nie mogą się one porozumiewać węchem ni słuchem, są ślepe… Wiemy z czego – to instynkt, wdrukowany przez felieton naturę, wspomagany zdaniem Ruperta Sheldrake [Rupert Sheldrake „A New Science of Life. The Hypotesis of Formative Causation” (Nowa nauka o życiu. Hipoteza formatywnej przyczynowości)], a tak zwanym polem morficznym, szczególnym rodzajem kolektywnej świadomości. Morgan postuluje byśmy działali podobnie - koncentrowali się z precyzją termita na właściwych piętnastu procentach rzeczywistości, a sens nadawałoby nam poczucie wspólnie dzielonej wizji i misji. Musi być wspólna sprawa – zwerbalizowany cel, punkt, który chcemy osiągnąć, wizja, którą wszyscy znają i wartości przez wszystkich podzielane, ale drogi realizacji tej wizji mogą nam nawet nie być znane. Wracamy zatem do moich ulubionych założeń – misja, wizja, cele oświaty. To jest najważniejsze!

Nie mylmy tego, co po prostu jest ciekawe, frapujące, dające poczucie działania i akcji z autentycznymi potrzebami rozwojowymi i poznawczymi dzieci i młodzieży.
 
Nie zmieniajmy paradygmatów. Człowiek i jego potrzeby nie zmieniają się tak szybko. Nie mylmy tego, co po prostu jest ciekawe, frapujące, dające poczucie działania i akcji z autentycznymi potrzebami rozwojowymi i poznawczymi dzieci i młodzieży. Nie zapominajmy o osobowej roli lidera. Katalizator procesów edukacyjnych to za mała rola dla nauczyciela. Stwórzmy wizję szkoły polskiej, przedefiniujmy pojęcie „współpraca” tak, by nas nie przerażało tylko dawało nowe możliwości i… więcej samodzielności, i z tego punktu wyjścia działajmy w zakresie swoich 15 procent. Na ten obszar przenieśmy całą swoją energię i inicjatywę.


Iwona Majewska - Opiełka



 

Czerwiec 2008 - FELIETON
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
KATEGORIE
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej