Imię i nazwisko:
Adres email:


Bezradni czy nieporadni?

Bezczelni, wulgarni, bezwstydni! Tak niektórzy nauczyciele oceniają postawę dzisiejszej młodzieży. "Dzieli nas przepaść" - mówią wychowawcy świadomi różnic pokoleniowych, wobec których czują się bezradni. "Oni są zagubieni" - próbują usprawiedliwiać młodzież bardziej wyrozumiali.

Przysłuchując się podobnym opiniom pedagogów, można odnieść wrażenie, że brakuje tych, którzy postawę dzisiejszego młodego człowieka traktowaliby nie jako trudny do pokonania problem, lecz jako istotny kontekst własnej pracy wychowawczej; jako zawodowe wyzwanie.

Kubeł na śmieci włożony na głowę zdesperowanemu, doprowadzonemu na skraj psychicznej wytrzymałości nauczycielowi, atak ucznia z siekierą na nauczycielkę i wiele innych pikantnych scenek nagłaśnianych przez żądne sensacji media nie pozostawiają wątpliwości co do moralnego zepsucia młodych. Mało kto bowiem, słysząc o tak szokujących zdarzeniach, rozpatruje je z punktu widzenia przyczyn czy motywów. Mało kogo stać na podjęcie próby wyjścia poza ocenę i dopuszczenie do głosu myśli, że te naganne czyny są manifestacją czegoś, co dzieje się w umyśle młodego człowieka. Że to sygnał toczącej się osobistej walki i nierozwiązanych konfliktów wychowanka. Zamiast tego pojawia się przekonanie nauczyciela o własnej bezradności wobec tego, do czego posuwają się dziś młodzi ludzie.

„W oczach psychologów nauczyciel jawi się jako mało sprawny policjant albo bezduszny urzędnik. Aktywiści ruchów rodzicielskich traktują go jak ubezwłasnowolnionego guwernera na usługach rodziców. A w dziennikarskich relacjach często jest on przedstawiany jako niedokształcony nieudacznik, który stał się nauczycielem w wyniku selekcji negatywnej…” (A. Radziwiłł 2004). On sam zaczyna nabierać też przeświadczenia, że w dzisiejszym świecie, wychowywać się już po prostu nie da.

Frustracja, gorycz, postrzeganie siebie w kategoriach przegranego, powodują utratę poczucia sprawstwa i zwątpienie w sens własnej pracy. Według A. Nalaskowskiego, tego typu pretensje wydają się jednak tak naprawdę przykrywać wyuczoną bezradność nauczycieli i stanowią usprawiedliwienie dla ich kroku wstecz. Nie poszukując dróg naprawy, nie podejmując wyzwań i rysujących się zadań, „nauczyciele wydają się być zupełnie jałowi, aby nie powiedzieć bezużyteczni”. Czy jednak rzeczywiście można swoje wycofywanie z roli tłumaczyć tym, że współcześni młodzi ludzie to już wychowankowie popkultury, której wpływu nie jesteśmy w stanie powstrzymać, z którą nie mamy możliwości konkurować, a tym bardziej szans wygrać? Czy prawdą jest twierdzenie, że to zaborcze, wszędobylskie media odebrały nam autorytet i pozbawiły mocy oddziaływania na młodzież? A może jednak, to bezradne rozkładanie rąk jest tylko zasłoną dla własnej nieporadności?


 

Niechęć do zmian, sprzeciw wobec otwarcia się na inność, brak woli do konieczności zredefiniowania własnej roli zawodowej oraz nierefleksyjny stosunek do siebie, otoczenia i podejmowanych działań zdają się przyczyniać do nieefektywności poczynań nauczyciela. Poza tym chyba w istocie skutecznie oddziaływać się nie da bez wiedzy na temat, kogo przyszło nam wychowywać czy, parafrazując słowa Z. Melosika, bez próby poszukiwania odpowiedzi na pytanie: co to znaczy być młodzieżą we współczesnym świecie? Brak świadomości tego, co i w jaki sposób kształtuje dziś wychowanków, brak przemyśleń nad tym, jacy właściwie są młodzi i dlaczego są właśnie tacy – z góry skazuje pedagoga na wychowawczą porażkę.

Może więc dobrze by było, gdyby za stwierdzeniami w stylu „tracimy nad młodymi kontrolę, oni nas nie szanują, nie liczą się z naszym zdaniem” – stała choć odrobina samokrytycyzmu i wątpliwość, czy aby wpływu na wychowanków nie pozbawiamy się przypadkiem sami? Być może wina tkwi w naszej nieudolności? W nieodpowiednim podejściu? Może po prostu sobie nie radzimy?

Język nastolatków nam się nie podoba. Wartości, w które wierzą, uznajemy za płytkie. Potępiamy ich przyziemne, skupione na tu i teraz dążenia, uważając, że młody człowiek powinien tylko śnić o wzniosłych ideałach. Sposób rozumienia świata przez uczniów jest dla nas niezrozumiały bądź nie do przyjęcia, w rezultacie więc z niego drwimy, ignorujemy ich sposób interpretowania rzeczywistości. W tym sensie istotnie dzieli nas przepaść – pytanie tylko, czy to przypadkiem nauczyciele sami nie przyczyniają się do jej pogłębiania?

Uważając, że edukacja ma być wznoszeniem na wyższy poziom, nauczyciele z niechęcią i pogardą odnoszą się do treści produktów kultury masowej, uznając je za płytkie, trywialne i bezwartościowe. Sami, relaksując się na „Klanie” i emocjonując „Najsłabszym ogniwem”, kulturę popularną usuwają z obszaru edukacji, nie biorąc jej pod rozwagę. Lekceważenie siły jej wpływów to częsta reakcja zwłaszcza tych pedagogów, którzy nie rozumiejąc zmiany teraźniejszości i jej specyficznych zjawisk, uparcie twierdzą, że młodzi są zawsze tacy sami i realia, w których wzrastają, nie mają tu nic do rzeczy. Tymczasem to owa niska kultura dyktuje młodzieży trendy – zarówno te dotyczące mody, jak i sposobów bycia czy możliwych szat tożsamości.

To telewizja dostarcza wzorców, kreuje popidoli, do których obrazu aspirują nastolatkowie, uczy ich określonych wartości, a inne ośmiesza czy kwestionuje. Nauczyciel może się na nią obrazić, może też świadomie się nią nie zajmować i łudzić się, że będąc „poza”, uda mu się skutecznie działać. Może nadal występować z pozycji wszystkowiedzącego posiadacza jedynie słusznej prawdy, co jednak w świetle danych, jakie przytacza Nalaskowski o stanie wiedzy nauczycieli (według niektórych badanych środki halucynogenne to typ żarówek, konkordat lub strój księdza; UOP oznacza Urząd Obrony Prawa, a nazwiska Szekspira, Spielberga czy Wańkowicza to postacie nauczycielom mało znane) zdaje się być pozbawione podstaw.

Nauczyciel zwykle wie, że najlepszą metodą nauczania jest dialog i swobodna wymiana myśli, ale w swojej praktyce często to neguje. Rozwijanie wolnej, niezależnej myśli ucznia uważa się w szkole za niemożliwe i niewykonalne, bo klasy są zbyt liczne, nie można się skupić na każdym, gdy ma się tylko 45 minut, bo my, nauczyciele, musimy zrealizować program. Ograniczeniami przestrzennymi, czasowymi i finansowymi, a więc uwarunkowaniami zewnętrznymi zdają się oni najczęściej tłumaczyć brak starań o zmianę stylu pracy i podejścia do uczniów. Nie jest to oczywiście zadaniem łatwym – dlatego rezygnacja i pesymizm niekoniecznie muszą wynikać ze złej woli wychowawcy!

Szczególnie rozczarowani i rozżaleni czuć się mogą ci tuż po studiach – pełni zapału, wychowani na filmie „Młodzi gniewni”, którzy nie potrafią zrozumieć, że nie zawsze wystarczą innowacyjne rozwiązania i niekonwencjonalne metody. Bo jak pisze Bauman (2000), młodzi ludzie szybko nudzą się każdą nowością, potrzebując jak narkomani ciągle nowych bodźców i wrażeń. W nauczycielu może zatem zrodzić się naturalna wątpliwość co do tego, czy ciągłe zaskakiwanie, prowokacja, stymulowanie uczniów do tego, by chciało im się cokolwiek, powinny być jego najważniejszym zadaniem?

Skuteczność wpływu nauczycieli na młodzież w ogromnej mierze zależy od umiejętności porozumiewania się z nią. Nie wystarczy jednak sama świadomość tego czy nawet znajomość kilku zasad poprawnego dialogu. Wymaga to przede wszystkim postrzegania wychowania jako swego rodzaju „działalności komunikacyjnej” (Kwaśnica 1994). Nie ucinania niewygodnych tematów, nie przemilczania drażliwych kwestii – jak często bywa w szkole. Niestety tematem podejmowanych dyskusji rzadko jest akurat to, czym w danym momencie żyją młodzi – częściej są to sztucznie narzucane przez nauczycieli problemy, ciekawe z ICH punktu widzenia. Niechęć młodych do otworzenia się, do wymiany myśli, prezentacji poglądów może świadczyć nie tyle o ich ignoranckiej postawie, co wynikać z nieumiejętności stworzenia przez nauczyciela odpowiedniej atmosfery do rozmowy.

Brak szacunku, zrozumienia dla odmienności czyjegoś sposobu myślenia, lekceważenie zdania młodych, traktowanie wielu tematów jako tabu, natrętne pouczanie, moralizatorski ton – to częste błędy popełniane przez nauczycieli, dla których ważniejszym celem jest zrealizowanie z uczniami tematu, by dobrze to wyglądało w sprawozdaniu, niż rzeczywiste poznanie młodzieży. A przecież każdy dorosły, który rozumie wychowanka w jego wszystkich uwarunkowaniach wewnętrznych i zewnętrznych, który potrafi nawiązać z nim pogłębiony dialog wychowawczy, ma wszelkie szanse, by owocnie wypełniać swoje zadania wychowawcze.

Niektórzy zdezorientowani nauczyciele próbują zaskarbić sobie posłuch i sympatię młodych, przyjmując strategię spoufalania się z nimi, wejścia w relację kumpelską. Młodzieżowy strój, luzacki styl bycia i wysławiania się, często z elementami uczniowskiego slangu, grozi wpadnięciem w pułapkę sztuczności i posądzeniem o nieautentyczność, co jest jednoznaczne z przekreśleniem szans na zbudowanie więzi zaufania i utratą wpływu.

W pedeutologii wiele mówi się o tym, że nauczyciel jest skupiony na nabywaniu i rozwijaniu kompetencji naukowo-technicznych, na swoim przygotowaniu merytoryczno-dydaktycznym. Dla przytłaczającej większości nauczycieli dyplom magisterski jest kresem ich koniecznego rozwoju, a co za tym idzie – często początkiem całkowitego zastoju i postępującej erozji faktycznych kompetencji. Pytani o motywację, uzupełniający wykształcenie nauczyciele nie mówią o poszerzaniu horyzontów, o odczuwaniu wewnętrznej potrzeby kształtowania umiejętności, które pozwoliłyby im lepiej i skuteczniej działać. Mówią: „bo tak trzeba”. Do świadomości niektórych zaczyna jakby dopiero docierać przekonanie, że studia nie dostarczyły ani nie dostarczą im gotowych wzorców, dyrektyw, które przeniesione z podręczników akademickich na rzeczywistość szkolną dadzą oczekiwane rezultaty. Nieśmiało rodzi się poczucie, że chodzi zgoła o coś innego – o rozbudzanie refleksji i krytycznego namysłu, które zawsze powinny towarzyszyć krokom pedagoga.

Nieporadność w tym obszarze przejawia się brakiem znajomości prawdy o sobie samym. Nauczyciel często swoją wizję roli zawodowej opiera na mitach dotyczących uznawanych sposobów pełnienia profesji nauczycielskiej – zamiast bazować na własnych doświadczeniach, intuicji, bojąc się podjęcia szczerego dialogu z samym sobą. Nie sama wiedza czyni bowiem Nauczyciela, nie ilość opanowanych informacji. Stawanie się nim polega na odnajdywaniu własnej tożsamości i własnej drogi, na przekraczaniu siebie i wchodzeniu na wyższy poziom rozwoju.

Ponowoczesny świat wymaga od nas wszystkich dokonywania nieustannych wyborów. Pluralizm etyczny, relatywizm moralny domagają się indywidualnych decyzji co do preferowanych wartości, zasad, światopoglądów, a zarazem dają poczucie ich płynności i chwiejności. Nauczyciele, jak się zdaje, nie zachłysnęli się wolnością, która choć trudna, daje możliwość bycia twórcą kreującym jakiś fragment rzeczywistości. Lękają się konsekwencji, wzięcia na siebie odpowiedzialności za własne decyzje i pomysły. Prowadzenie za rękę, dokładne wytyczne wydają się im bezpieczniejsze niż poszukiwanie samodzielnych rozwiązań. Ci, którzy dostrzegają zagrożenia płynące z teraźniejszości, alarmują: wychowujcie do wartości! To jednak tylko pozorna wskazówka w świecie bez drogowskazów, która rodzi w nauczycielu kolejny dylemat. Bo skoro świat dotknął kryzys wszystkiego, skoro wszystko da się zakwestionować, obalić, podważyć, to do jakich wartości mam wychowywać? – słusznie zapytałby nauczyciel.

Kto ma o tym decydować? Państwo, program, on sam? Czy ma prawo mówić, co dobre, a co złe, co należy, a czego się nie powinno? Czy może raczej ma nie angażować swojej subiektywności i w myśl zasady, że nie wolno drugiemu niczego narzucać, tolerować nawet to, na co absolutnie nie ma w nim samym zgody? Również i pedagogów dotyka dezorientacja w myśleniu, dylemat: w którą stronę podążać? Prawdopodobne, że właśnie dlatego większość z nich działa dziś niepewnie, jakby po omacku. Według niektórych, nadzieją na skuteczne działanie w wieloznaczności, na zapanowanie nad chaosem jest powrót do przeszłych rozwiązań. Jasno ustalone zasady, dyscyplina, kary – to nie tylko poglądy nauczycieli tzw. starej daty, którzy twierdzą, że liberalizacja obyczajów przewróciła młodym ludziom w głowach. Coraz częściej i młoda kadra zastanawia się, czy nie szukać pomocy w konserwatywnych rozstrzygnięciach na gruncie edukacji. To poczucie bezsilności może w końcu sprawić, że zniechęcony nauczyciel sięgnie po rygorystyczne środki, a zwykły strach wyzwoli w nim agresję, zamiast cierpliwej życzliwości. W ten sposób błędne koło się zamyka, bo tymczasem kultura popularna – która w mniemaniu nauczycieli strąca ich z piedestału – dlatego, między innymi, tak silnie i łatwo wpływa na młodych, bo nie czują w niej elementu przymusu, bo czerpią z niej przyjemność, odwrotnie niż w szkole!

Skoro rzeczywistość stawia młodym ludziom tyle ofert i propozycji, dostarcza atrakcyjnych wrażeń, to dlaczego i w jaki sposób ma przyciągnąć ich uwagę nauczyciel, który często nie ma w życiu żadnych pasji, nie rozwija zainteresowań ani nie jest ciekawy świata – czyli w mniemaniu uczniów (zdaje się zupełnie słusznym), jest kimś po prostu nudnym? W rezultacie, jak pisał Ivan Illich, krytyk systemów szkolnych, szkoła stanowi przymus przebywania w towarzystwie nauczycieli, za które nagrodę stanowi wątpliwy przywilej dalszego przebywania w ich towarzystwie. I nie chodzi tu bynajmniej o przebojowość, bo temperamenty bywają różne, lecz zdecydowanie o osobowość.

Według niektórych znawców przedmiotu, to tak naprawdę ona jest dzisiaj podstawowym narzędziem pracy nauczyciela, jego największym atutem w czasach, gdy instytucjonalny autorytet został zakwestionowany. Niestety owa nijakość cechująca rzesze nauczycieli, którzy przewinęli się także przez naszą edukację, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, jakby byli bez twarzy, utrudnia pozyskanie szacunku ze strony wychowanków.

Nieporadność nauczyciela przypomina trochę naukę chodzenia – stawianie pierwszych kroków „bez trzymanki” w nowej rzeczywistości. Być może właśnie taka jest sytuacja współczesnych pedagogów, którzy muszą nauczyć się dziś czegoś od nowa? Wymaga to od nich przede wszystkim przemyślenia tego, na czym właściwie ma polegać rola nauczyciela wychowującego młodzież w XXI wieku, ale i ciągłego aktualizowania i weryfikowania tego poglądu. Skoro świat uległ tak zasadniczej przemianie, to nauczycielstwo, profesja przygotowująca do różnie rozumianego, ale jednak pomagania innym w tymże świecie – nie może za nią nie podążać. Skoro posiadane przez nauczycieli scenariusze rozwiązań, gotowce reakcji i wypracowane metody się dezaktualizują, należy ciągle podejmować wysiłek poszukiwania efektywnych sposobów realizowania swojej roli.

Bycie nauczycielem współcześnie na pewno nie jest zadaniem łatwym. Ale może warto pamiętać, że już na tabliczce asyryjskiej z VII wieku przed naszą erą znajdował się napis: „Koniec świata się zbliża, młode pokolenie już nie szanuje rodziców (…) jest coraz więcej korupcji i nieprzyzwoitości”. Nie ma co narzekać, że mamy najgorzej, bo pewnie każde czasy tak właśnie oceniały swoją rzeczywistość. Pod warunkiem jednak, że inność naszego świata, specyfika teraźniejszości, świadomość jej charakterystycznych zjawisk i tendencji stanie się punktem odniesienia, kontekstem naszych pedagogicznych działań. Jeśli będziemy udawać, że obyczajowość młodzieżowa nie istnieje, jeśli nie będziemy szukać wobec niej własnej postawy, dostrzegać zarówno zagrożeń, jak i możliwości zbliżenia się do młodych, to wytworzy się kultura kpienia z siebie nawzajem.

Bo nie zrozumiemy młodych ludzi, ich czasem bulwersujących, szokujących zachowań, nie będziemy mogli w żaden sposób im zapobiegać, jeśli nie zrozumiemy świata, w którym żyją. Oczywiście mając świadomość, że jeśli wychowawca ma działać z intencją wywołania zmiany u wychowanka, przede wszystkim powinien zachować wiarę, że taka zmiana jest w ogóle możliwa, nawet w erze tak dużego wpływu kultury masowej na młodzież.

Mówi się, że dziś nie ma pogody dla nauczycieli, od których oczekuje się, że zadbają o pogodę dla swoich uczniów. Zamiast wpędzać się w paraliżujące naszą aktywność poczucie, że jako nauczyciel jestem bezradny i bezużyteczny, może pora uświadomić sobie, że jest wręcz przeciwnie! Że zwłaszcza w tym zawodzie, trudności nie powinny stanowić alibi dla bierności, gdyż odpowiedzialność, na stałe wpisana w specyfikę pracy nauczyciela, ma w czasach nam współczesnych szczególny charakter!

Na koniec chcę wyjaśnić, że nie chodzi mi o obwinianie nauczycieli za popełniane błędy wychowawcze; sięgnęłam po drastyczne środki prowokacji, by skłonić osoby zajmujące się wychowaniem do zastanowienia się, w jaki sposób rozumieć zachowania młodych i jaką wobec nich przyjąć postawę.


Małgorzata Mikołajczak
Wrocław


 

2005 Październik - PAŹDZIERNIK
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
KATEGORIE
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej