Zapraszamy do reklamy!
Kiedyś, w dobie pustych półek śmieszyło nas hasło „Reklama dźwignią handlu”. Niektórzy dziwili się, przeglądając zachodnie gazety, że tyle w nich miejsca jest poświęcone reklamie. Wolny rynek dotarł i do nas i zagościł na dobre, najmłodsze pokolenie nie wie nawet za bardzo, co to jest kolejka. A reklama stała się wszechobecna. Przemawia do nas z radia, telewizji, prasy, billboardów, ulotek, okien wystawowych, szyldów, ustami agentów sprzedaży bezpośredniej. I czy nam się to podoba, czy też nie, ma wpływ na nas, a także na nasze dzieci.
Co więcej, duża część rynku reklamy jest głównie nastawiona na dzieci w różnym wieku. Reklamodawcy słusznie wychodzą z założenia, że niebagatelny wpływ na zawartość koszyka z zakupami ma nasza pociecha. A wszelkie święta dziecięce wręcz obfitują w zakupy zabawek, słodyczy i tym podobnych rzeczy, którym trudno się oprzeć. W USA przemysł zabawkarski przynosi dochód w wysokości wielu miliardów dolarów rocznie, sama lalka Barbie sprzedaje się na świecie co kilka sekund. Nie należy więc się dziwić presji dzieci na to, aby kupować reklamowany produkt. Dochodzi w związku z tym czasami do absurdów.
Obecnie w szkołach panuje szał na tle kudłatego zwierzaka o imieniu Furby, który kosztuje, bagatela, około 150 złotych! Czym różni się on od zwykłego, poczciwego miśka w kratkę lub Kubusia Puchatka? Ano tym, że w zależności od programu, jaki ma wgrany, mówi o tym, że jest głodny, że należy go pogłaskać, pośpiewać piosenkę itp. Oczywiście wszystko w swoim języku i ten język jest doskonale znany dzieciom. Podobnie jak lalka Barbie teraz Furby jest przedmiotem pożądania i obiektem zazdrości dzieci.
Rodzice, których nie stać na zakup odzieży, żywności, wydają ostatnie grosze na Furby’ego. Słyszałem o matce, która będąc na zasiłku dla bezrobotnych, zapożyczyła się u rodziny, aby obojgu jej dzieciom kupić po Furby’im. Oczywiście podrabiacze wyprodukowali od razu podobnego zwierzaka, który kosztuje znacznie mniej, ale też mniej mówi i ma gorsze futerko.Dlatego ich właściciele są traktowani, jak ubodzy krewni z prowincji. To tak jakby do klubu Barbie chciała wejść osoba ze zwykłą lalką szmacianą.
Przypomina mi to nie tak dawny run na kawałek plastiku sprowadzony z Japonii, o nazwie Tamagochi. Na razie nie dotarła jeszcze do nas moda na najnowszą wersję Tamagochi, która polega na wytrenowaniu ,,swojego zawodnika i – po połączeniu się kabelkiem z kolegą – na rywalizacji, czyj zawodnik jest lepszy, w jakim stylu pokona przeciwnika i zabierze mu energię.
Na razie, prowadząc lekcję, muszę wysłuchiwać zatroskanych uwag na temat Furby`ego w rodzaju: „Mój jest głodny; czy mogę go pogłaskać; mój się obudził i jest marudny” – nie mówiąc o tym, że – „ta paskudna bestia parę razy przedrzeźniała mnie, śpiewając la, la, la, la, la i strzygła uszami”. Jak się wtedy zachować na lekcji? Na szczęście wszystkie Furbies mają poleceniu snu na lekcji.
Na krótko przed Świętami Bożego Narodzenia zbulwersował mnie anons, który donosił: „Cicha noc, piwa moc”. Czyżby miało to przybliżyć czas Świąt i zachęcić kupujących do chmielowego napitku? Bo tak naprawdę reklama ma niebagatelny wpływ na naszą psychikę – czy nam się to podoba, czy nie. Dzieci też są pod jej silnym wpływem, a najbardziej cierpią te, które wiedzą, że ich rodziców na coś nie stać. Czują się czasami przez to gorsze, są odpychane, niekiedy izolowane. Może to z czasem prowadzić do zachowań agresywnych.
Pamiętam ostatnią komunię, kiedy to wyznacznikiem pozycji dziecka w klasie było otrzymanie od rodziny w prezencie roweru górskiego; koniecznie zachodniej produkcji, a nie azjatyckiej podróbki! Podobnie jest z ilością „kasy” w kieszeni: kto ma małą kasę, nie ma z nim co gadać! I niewiele tu pomagają „pedagogiczne” rozmowy z dziećmi czy rodzicami, zjawisko to przybiera z każdym rokiem na sile.
Przeprowadziłem badania (amatorsko) podatności dziecka na reklamę. Zadałem dzieciom kilkanaście pytań związanych z reklamą telewizyjną. Odpowiedzi wprawiły mnie w zdumienie:
• prawie 100% badanych kupiłoby znany z reklam proszek (klasa II – 95%, klasa III – 100%, klasa IV – 100%),
• 90% zna na pamięć składniki chemiczne proszków,
• 100% zna komponenty pasty do zębów, tylko 20% kupiłoby tradycyjną lalkę czy samochód,
• 80% chce mieć klocki Lego, lalkę Barbie lub komputer multimedialny (klasa II – 70%, klasa III – 90%, klasa IV – 75%),
• 90% deklaruje kupno najbardziej reklamowanych batoników: Milky Way, Mars czy Snickers (klasa II – 100%, klasa III – 90%, klasa IV –100%),
• 45% zna slogany reklamowe i potrafi je napisać (klasa II – 40%, klasa II – 45%, klasa IV – 50%).
Te wszystkie dane zaprzeczają twierdzeniom dzieci, że wychodzą z pokoju, kiedy jest nadawany blok reklamowy; ich umiejętność zapamiętywania po przypadkowym zasłyszeniu byłaby wprost fenomenalna! Tak oczywiście nie jest.
W zasadzie rezultaty moich badań są zgodne z badaniami CEBOS dotyczącymi przeciętnego czasu spędzonego przez statystycznego Polaka przed okienkiem telewizora. Uwidaczniają wyraźny wpływ oglądania nowych, komercyjnych stacji, które dużą część programu adresują do młodej widowni i jak widać – to im się opłaca. Mogę przypuszczać, że gdyby jedynymi kupującymi były dzieci, wówczas obroty reklamujących się firm byłyby astronomiczne. Stare powiedzenie mówi, dlaczego chętniej są kupowane jajka kurze, a mniej chętnie kacze. A to dlatego, że kura po zniesieniu jajka gdacze, czyli je reklamuje, a kaczka milczy.
Jak zmienić spojrzenie na reklamę i jej wpływ na nas? Może po prostu zwyczajnie mówić o tym w szkole i to już w najmłodszych klasach? Przekonywać dzieciaki, że to, co jest reklamowane i zachwalane, wcale nie musi być lepsze od podobnego, ale nie reklamowanego produktu. Mówić, że reklama podraża koszty. Najzwyczajniej w świecie uczyć krytycyzmu, prawa do wyboru i posiadania własnego zdania, unikania owczego pędu – „Bo tak mówiono w telewizji czy radiu”.
Teraz jednak przyszła mi taka myśl do głowy: gdybym stanął przed półką, na której stoją dwa proszki – jeden „Vizir”, a drugi, powiedzmy, „Śnieżynka”, to który bym wybrał? Czy nie ten, o którym ostatnio słyszałem w reklamie?
Specjaliści z Uniwersytetu Stanforda wykazali, że skutki oglądania telewizji mogą być odwracalne. W dwóch szkołach podstawowych namówili rodziców, by przez 10 dni zmniejszyli kontakt swych pociech z telewizją i grami komputerowymi z 30 godzin tygodniowo do 7. Częściowo się to udało.
Krzysztof Zajdel
Wilkszyn
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14