Rada rodziców - sprzymierzeniec szkoły
W każdej szkole istnieje rada rodziców, a przynależność do niej zyskuje się, zapisując dziecko do szkoły. Ale jeśli zapytacie rodziców, po co istnieje to ciało, większość odpowie, że nie wie.
Jestem matką trójki dzieci i przez piętnaście lat czynnie uczestniczyłam w pracy na rzecz szkoły, a przez ostatnie pięć lat przewodniczyłam radzie rodziców. Nasza szkoła to moloch i o walnym zebraniu rodziców w celu przeprowadzenia wyborów nie ma co marzyć, bo nie byłoby gdzie wszystkich pomieścić. Każda klasa wybiera więc swoją trzyosobową reprezentację i dopiero z tych trójek wyłania się prezydium i komisje. Jak są wybierane trójki? Różnie. Tam, gdzie wychowawca potrafi trafić do przekonania, chętnych bywa nawet więcej niż trzeba; zdarzają się nawet siedmioosobowe "trójki". Lecz tam, gdzie wychowawca w sposób autokratyczny zarządza klasą i nie widzi miejsca dla żadnego samorządu, brak jest ochotników i przedstawicieli wyznacza się "z poboru".
W czasach, gdy szkoły były zarządzane przez kuratorium i nie miały budżetów, pieniądze zbierane na fundusz komitetów rodzicielskich były prawdziwym wybawieniem dla szkoły. Dlatego też dyrektorzy z wielkim zainteresowaniem i zapałem organizowali i prowadzili te zebrania. Najczęściej dotyczyły one finansów i bolączek, a inne sprawy były pomijane lub bagatelizowane. Teraz, kiedy szkoły przeszły pod władanie samorządów terytorialnych i otrzymały budżety oraz pozwolenie na działalność gospodarczą (najczęściej wynajem pomieszczeń), wszystko to wygląda znacznie lepiej. Można też mówić obecnie o panującej modzie na samorządność: każdy dyrektor szkoły jest "rozliczany" ze współpracy z rodzicami i środowiskiem lokalnym, a przedstawiciele rodziców zostali uznani za stałych członków komisji konkursowych na stanowisko dyrektora.
Nowa ustawa oświatowa pozwala każdej szkole na napisanie własnego statutu i własnych regulaminów, w tym także regulaminu rady rodziców. I tu było pole do popisu. Bywa tak, jak w szkole moich dzieci, w której dyrektor, delikatnie mówiąc, nie jest entuzjastą autonomii rady rodziców, więc wszelkie naszego przejawy zainteresowania procesem dydaktyczno-wychowawczym, programami oraz sprawami personalnymi próbował ukrócić. Ustalenie treści regulaminu rady rodziców trwało długo i dopiero zostało zatwierdzone na wspólnym posiedzeniu rady pedagogicznej i rady rodziców. Tak więc, wszystko skończyło się dobrze, co powinno innych zachęcić do wytrwałości.
Co zyskaliśmy? Przede wszystkim pełną autonomię. Pan dyrektor na posiedzenia rady rodziców bywa zapraszany, ale uczestniczy jedynie w części dotyczącej pytań, wniosków i propozycji. Jesteśmy informowani o wszelkich innowacyjnych czy autorskich programach wprowadzanych w szkole. Mamy prawo prosić o zmianę wychowawcy czy nauczyciela przedmiotu i w granicach rozsądku jest to realizowane. Mamy również prawo do wotum nieufności wobec dyrektora.
Przedstawiciele rady rodziców uczestniczą w radach pedagogicznych (z wyjątkiem klasyfikacyjnych) i wszystkich uroczystościach szkolnych; mamy możliwość dyskusji z dyrektorem i radą pedagogiczną na każdy temat. Znamy wysokość budżetu i dodatkowe fundusze na koncie specjalnym. Znamy wysokość dodatków motywacyjnych dla nauczycieli; możemy wnioskować o ich podniesienie lub zmniejszenie; wnioskujemy i opiniujemy nagrody dyrektora.
Nasze postulaty, prośby i propozycje są nie tylko wysłuchane, ale najczęściej pozytywnie załatwiane. Dzięki temu szkoła stała się dla nas, rodziców i naszych dzieci, bliższa i bardziej przyjazna. Skończyły się narzekania na boisku szkolnym, w okolicznych sklepach i przysłowiowym maglu. Dziś rodzic może śmiało przyjść do szkoły i wypowiedzieć swoje wątpliwości i bolączki. Nikt nie pyta go o nazwisko, a problem jednostki jest rozpatrywany tak samo wnikliwie, jak problem klasowy czy ogólnoszkolny. Szkoła stała się bardziej NASZA. Ale dyrektor szkoły i rada pedagogiczna też zyskała: rodzice stali się obrońcami i sprzymierzeńcami szkoły; popierają jej działania i chętniej pomagają, gdy zajdzie taka potrzeba.
W wielu szkołach istnieje rada szkoły, w której skład wchodzą przedstawiciele nauczycieli, rodziców i uczniów. Nie jestem zwolennikiem tego tworu. Może w szkołach średnich, gdzie uczniowie są bardziej dorośli i świadomi tego, czego od szkoły oczekują, ma to jakiś sens. W skład samorządu uczniowskiego wchodzą tylko uczniowie wzorowi (z reguły dziewczynki) z ostatnich klas (VII i VIII). Więc kto zajmie się problemami młodszych? Dla 14-latka problem 8- czy 10-latka jest śmieszny. A poza tym komu i gdzie ma opowiedzieć swoje problemy 8-latek, jeśli w skład samorządu uczniowskiego wchodzą uczniowie klas IV-VIII. Kto zrozumie problem uczniów słabych i nadpobudliwych? Samo zorganizowanie pomocy koleżeńskiej (darmowe korepetycje udzielane dzieciom przez dzieci) nie zawsze rozwiązuje problem. Samorząd organizuje dyskoteki (w nagrodę), apele, konkursy. Uczestniczy w radach pedagogicznych (półrocznej i końcowej, by złożyć sprawozdanie ze swej działalności). Opiekun samorządu sugeruje, co mają mówić, cenzuruje pisemne sprawozdania, czyli ubezwłasnowolnia uczniów, mamiąc ich jednocześnie możliwością decydowania o sobie, innych uczniach i swojej szkole.
Rada szkoły jest organem podejmującym w szkole wszystkie decyzje. Ale czy przedstawiciel rady rodziców sam bez uzgodnienia z prezydium tej rady powinien podejmować decyzje w ramach posiedzeń rady szkoły? A może propozycje z posiedzeń rady szkoły powinny z powrotem trafić na posiedzenia rady pedagogicznej i rady rodziców i po uzgodnieniach ponownie na posiedzenie rady szkoły. Jest więc potrzebnych dodatkowo kilka posiedzeń. U nas rada rodziców zostawiła sobie jedynie głos opiniująco-doradczy, a decyzyjny oddała radzie pedagogicznej.
Teraz na skutek reformy oświatowej rozpiętość wieku uczniów mocno zmalała, a tym samym zmniejszyła się rozpiętość problematyki. Łatwiej będzie samorządom uczniowskim, zwłaszcza najmłodszym. Wreszcie problemy najmłodszych będą mogły ujrzeć światło dzienne. Nowe programy dają możliwość nauczycielom-wychowawcom uczenia już od pierwszej klasy samorządności, podejmowania decyzji, umiejętności dyskusji. Pierwszym tego typu przykładem jest wspólne z klasą typowanie oceny z zachowania dla poszczególnych uczniów, ale bynajmniej nie jej wystawienie, do czego jest upoważniony tylko wychowawca.
Łatwiej będzie radom rodziców cokolwiek zorganizować, by jednocześnie wszyscy byli zadowoleni. Łatwiej będzie rodzicom się zrozumieć, bo co może wiedzieć rodzic pierwszoklasisty o problemach młodzieży w klasach VII czy VIII (palenie, wagary, narkomania). Co obchodzi rodziców maluchów z klas I-III problem fizyki czy chemii? I na odwrót, co obchodzi rodzica ósmoklasisty problem zajęć z przygotowań do Pierwszej Komunii. Teraz, dzięki zmniejszeniu ich rozpiętości, problemy będą bliższe, łatwiejsze do rozwiązania.
Mirosława Sutkowska
Warszawa
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14