Czy szkoła jest nasza?
Szczerze mówiąc, to raczej nie. Szkoła nie interesuje nikogo: ani nauczycieli, ani uczniów, ani rodziców. Prawie wszyscy z nią związani oddalają się od niej. To, co się teraz dzieje, jest okropne - przestaje się mówić o szkole i dobrze, i źle. Szkoła staje się obojętna...
Czy nie można tego zmienić? Wszystko jest możliwe, jeżeli wszyscy będą mieli szczere chęci. Tak, podstawą jest, aby w sprawę szkoły byli zaangażowani wszyscy: uczniowie, nauczyciele, rodzice, dziadkowie, dyrekcje szkół i osoby postronne. Ktoś by zapytał, co zrobić, żeby zainteresować wszystkie te grupy. Zacznijmy od uczniów.
Uczniowie, jak wszyscy wiedzą, są grupą leniwą. Bardzo dużo mówi się ostatnio o tym, że młodzież jest aspołeczna, roztrzepana, nie interesuje się niczym oraz ignoruje tzw. wyciąganie ręki przez szkołę, profesorów. Skutkiem takiego działania są imprezy, apele, dyskoteki, konkursy, które nie wypalają. Dorośli nie wiedzą, co robić, nie wiedzą, co robić także ci z nas, którzy mają pomysły i próbują coś ruszyć wśród swoich grup. Nikt wokół nie może się połapać, co jest grane. Przyczyną tych wszystkich spraw mogą być stosunki między ludźmi i wewnątrz szkoły.
Nikt z nas nie wie, ilu ma przyjaciół, a ilu wrogów. Mówię tutaj o wszystkich: uczniach, nauczycielach, dyrekcji. Może nastawienie dyrekcji i profesorów tak bardzo zmienia postawę uczniowską? Może tak, a może nie. Wszyscy jednak wiemy, ilu jest w naszych szkołach nauczycieli z prawdziwego zdarzenia, z tzw. powołaniem, a ilu wybrało ten zawód przez czysty przypadek. Niewielu jest takich, którzy dbają o szkołę, uczniów - wszystkich razem i każdego z osobna. Jakże wielu, wraz z podjęciem profesji nauczycielskiej, przestaje się kierować uczuciami ludzkimi, a staje się maszyną do nauczania. Faktem jest, że niektórzy się starają, ale po pewnym czasie wchodzą im w krew te same nawyki, co wszystkim innym. Czasami dzieje się tak z powodu uczniów, a czasami z powodu dyrekcji. Wielu dyrektorów nadużywa swej władzy, decydując o losach szkoły z punktu widzenia człowieka, a nie dyrektora, który powinien stworzyć warunki wychowawcom, aby ci z kolei mogli się porozumieć z uczniami.
Muszę przyznać także rację dyrektorom. Wiele spraw, które mogliby rozwiązać pozytywnie, zostaje załatwionych odmownie z powodu przepisów, czy nakazów ustalonych odgórnie. Tutaj akurat mogę się posłużyć przykładem: nauczycielowi chcącemu prowadzić darmowe zajęcia dodatkowe na terenie szkoły dyrektor nie może na to zezwolić, ponieważ kuratorium nie wyraża zgody na taką działalność. Czy tak powinno być?... Zacznijmy więc powoli wyciągać wnioski.
*
Pierwszy z nich to, aby grupa ludzi odpowiedzialna za całe polskie szkolnictwo zrobiła porządek z przepisami, aby ułatwiały one metody i drogi do ulepszenia polskiej oświaty. Ludzie ci muszą być przede wszystkim pedagogami, nauczycielami, którzy bądź to ciągle mają lub przez długi czas mieli kontakt ze szkołą. Osoby odpowiedzialne za los szkół powinny bardziej interesować się życiem. Przecież z biegiem czasu tak wiele spraw, rzeczy czy przedsięwzięć staje się nieaktualnych. Wiem, że pracownicy kuratorium nie mogą dotrzeć osobiście do każdej ze szkół, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu, ale można przecież załatwić to w inny sposób. Powinien powstać komitet złożony z dyrektorów szkół, który zwoływałby walne zebranie. Zawiadomienia o tym zebraniu powinny być wysyłane dużo wcześ- niej wraz z tematem, który ma zostać na nim poruszony, aby dyrektorzy mogli się do niego odpowiednio przygotować.
Za odpowiednie przygotowanie uważam rozmowy z nauczycielami, wychowawcami. To właśnie oni najlepiej wiedzą, z jakimi problemami styka się młodzież. W Łodzi są organizowane spotkania kuratora z przedstawicielami młodzieży. Wydaje mi się jednak, że takie spotkania niewiele dają i myślę, że przepisy regulujące różne sytuacje w szkolnictwie powinny być sporządzone na podstawie doświadczeń uczniów i nauczycieli, a nie sądzę, aby większość tych, którzy chodzą na te spotkania, orientowała się we wszystkich największych kłopotach, z którymi nie mogą się uporać ich koledzy i koleżanki. Ci, którzy mają te kłopoty, jeżeli nie mogą dać sobie z nimi rady, na ogół zaprzestają próby załatwienia sprawy już u wychowawcy.
Jeszcze raz podkreślam, że stosunki panujące wśród dyrektorów, nauczycieli i organów wyższych powinna charakteryzować szczerość i chęć osiąg- nięcia wspólnego celu. Dyrektor, aby wypracować sobie poparcie i dobre stosunki z podwładnymi, powinien być jak najbardziej zaangażowany w sprawy swojej szkoły. Sytuacja wewnątrz niej zależy przede wszystkim od niego! Motorem napędowym u dyrektora nie powinny być duma, pycha, chęć zaspokojenia żądzy władzy, ale chęć wychowania i wyuczenia pokolenia, które ma być przyszłością narodu. Dlatego uważam, że dyrektor szkoły powinien być wybierany przez uczniów i nauczycieli co pewien okres, przy czym głosy uczniów powinny z racji ich liczebności mieć duże znaczenie. Rada pedagogiczna powinna rozważać i zatwierdzać propozycje. Uczniowie jednak powinni mieć prawo sprzeciwu. Sądzę, że prawie wszyscy kandydaci uczniów będą odpowiadali nauczycielom, ale kandydaci nauczycieli nie zawsze pasują uczniom. Dzięki takim wyborom można byłoby uniknąć sytuacji, kiedy to stanowisko dyrektora zostałoby obsadzone przez osobę się do tego nie nadającą.
Wielu nauczycieli jest przeciwnych temu, aby o stanowisku dyrektora decydowali uczniowie. Nie powinno tak być. Nauczyciele powinni się kierować zdrowym rozsądkiem, przecież nauczycieli najlepiej znają właśnie uczniowie, wychowankowie, a nie znajomi z pracy - i nie ma co do tego wątpliwości. Jednak dzieje się tak, że nauczyciele - kierowani pychą, własną dumą, która jest wynikiem myślenia, że on ma zawsze rację, że jest zawsze dużo mądrzejszy, starszy, rozsądniejszy, lepiej "ułożony" od ucznia, nie dają wychowankom prawa głosu. Czy ci ludzie zapomnieli, jak wyglądało ich życie, gdy byli w naszym wieku?
Wszystko wskazuje na to, że w większości przypadków nauczyciele próbują za wszelką cenę zlikwidować zachowania typowe dla uczniów, żyjących w obojętnie jakich czasach. Wychowankowie nie akceptują takiego stanu rzeczy i ukryty, niemalże wrodzony antagonizm między uczniem a nauczycielem zaczyna się ujawniać... Wtedy to zaczynają dziać się niedobre rzeczy, które nie wiadomo dokąd mogą zaprowadzić. Ponieważ dość często tak się dzieje, uważam, że uczniowie powinni mieć możliwość swobodnego wypowiadania się w tej sprawie.
*
Wszyscy wiemy, że przysługuje nam prawo wypowiadania się bez żadnych konsekwencji w sprawach nas dotyczących i tak samo doskonale wiemy, że jest to tylko prawo. Wielu z nas boi się wypowiadać, ponieważ zdaje sobie sprawę, że wypowiedź taka może wywołać skutki przeciwne do zaplanowanych. Najwyższy czas, żeby to się skończyło. Według mnie za nieprzestrzeganie praw ucznia czy umyślne pastwienie się nad nim powinny być wyciągane surowe konsekwencje, włącznie z pozbawieniem profesora prawa nauczania. Na ogół rada pedagogiczna, dyrekcja nic sobie nie robią ze skarg uczniów i reagują dopiero wtedy, gdy wydarzy się jakaś tragedia... Nieważne jest przecież, ile lat ktoś pracuje w tym zawodzie, w danej szkole, ile brakuje mu do emerytury, jakie ma znajomości, tylko to, jakim jest nauczycielem, wychowawcą. Przecież za losy przyszłego pokolenia, jego charakter, duszę, zasady postępowania na równi z rodzicami odpowiedzialnymi są nauczyciele. A co będzie, jeżeli właśnie oni będą zamiast przyjaźni, przebaczenia, wyrozumiałości uczyli nas nienawiści, zemsty i gniewu, a zamiast szczerości - zakłamania? Jakie będzie przyszłe pokolenie - jacy będziemy?...
Wszystko wyglądałoby dużo lepiej, gdyby nauczyciele "otwierali się" w kontaktach z uczniami i gdyby przełamali barierę, którą stanowi pozycja zajmowana przez nich w szkole, gdyby sprzeciwili się powiedzeniu, że "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", i potrafili patrzeć na wszystko także z naszego punktu widzenia. Są przecież nauczyciele, którzy są prawdziwymi, wartościowymi ludźmi. Niektórzy stają się bardziej wartościowi dla nas niż najlepsi przyjaciele, bo to właśnie ich doświadczenie, wiek, pozycja społeczna pozwalają im wytłumaczyć nam wiele spraw, z którymi sami nie możemy się uporać. Tacy nauczyciele potrafią wyegzekwować i utrzymać dyscyplinę na lekcjach, bez stosowania drastycznych środków. Zasługują oni sobie na to, abyśmy byli wobec nich lojalni i konsekwentni. Wszystko dzieje się tylko dzięki ukazaniu się nauczyciela od tej ludzkiej strony i systematycznemu nabieraniu wzajemnego zaufania. Jeżeli tak wyglądają nasze układy z profesorami, na twarzach pojawia się uśmiech, maleją stresy i narasta chęć do życia.
Zapominamy wtedy o strachu, po pewnym czasie przychodzi chęć do nauki i naprawdę wszystko to tylko dzięki normalnemu, ludzkiemu zachowywaniu się uczniów i nauczycieli.
Jeżeli jednak nauczycieli i dyrekcji nie interesuje uczeń jako człowiek, osoba i traktują go jak przedmiot, na którym odwzorowuje się ich praca, życie skręca jak pociąg w bocznicę i toczy się podrzędnym torem. Taka sytuacja jest teraz. Uczniowie są obojętni dla nauczycieli, a nauczyciele, gdyby nie to, że pytają i robią klasówki, byliby obojętni dla uczniów. Imprezy szkolne nie wychodzą, ponieważ nikt nie widzi potrzeby uczestniczenia w nich, bo za to, czy będzie na niej, czy też nie, nie dostanie ani nagrody, ani kary. Nie ma nic, co łączyłoby ucznia ze szkołą - z braku pieniędzy polikwidowano przecież zajęcia pozalekcyjne. Z tego samego powodu nie odbywają się różnego rodzaju zawody, konkursy. A zabawy czy dyskoteki w szkołach? Niewielu ludzi chce się teraz bawić w szkołach, wśród tych samych murów i ludzi, z którymi ma kontakt około sześciu godzin dziennie. A zamiłowanie do poezji, muzyki, sportu, sztuki? Czyżby rodziły się same beztalencia? Nie. Każdy z nas posiada jakieś zdolności, tylko sęk w tym, że nie ma kto nam pomóc w ich rozwoju, a my nie zawsze potrafimy odnaleźć tę odpowiednią dla nas drogę, którą powinniśmy się kierować.
*
To naprawdę przykre, że tak się dzieje - nie ma jednak co się rozczulać, bo prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej. Czy ludzie, którzy tym wszystkim kierują, nie zdają sobie z tego sprawy? Czy nie zdają sobie sprawy z tego, że jeżeli nic się nie zmieni i będziemy dorastać w obojętności wobec ważnych dla nas rzeczy, możemy stać się istotami, którym nie będzie zależało na niczym - na domu, rodzinie, pracy, szkole? Przyjdzie wtedy taki moment, w którym przestanie zależeć nam na ojczyźnie...
Sumując to wszystko, jeszcze raz potwierdzam fakt, że szkoła nie jest nasza, że jest niczyja. Nie jest ona na razie miejscem naszych radości i nie czujemy w niej zbyt wielkiej swobody. Coś jednak ostatnio drgnęło. O szkole znów zaczęto mówić w domach. Mówią o niej rodzice, uczniowie, czasami dziadkowie. Przyczyną tego zjawiska stały się pieniądze. Ich brak spowodował, że musimy remontować sale we własnym zakresie. Sami musimy decydować o ich wyglądzie, a więc musimy także o nie dbać. Fakt ten spowodował, że zaczęło powracać dawno zapomniane uczucie, że szkoła, choćby w niewielkiej części, jest nasza. Po dość długiej przerwie znów zaczynamy dbać o pewne rzeczy, a pewnych unikać. Wszystko jest więc na najlepszej drodze. Starajmy się wszyscy myśleć o szkole nie jak o instytucji, ale jak o naszym drugim domu i bądźmy bardziej ludźmi, a wtedy może coś się zmieni...
Konrad Jarzębski
Uczeń technikum z Łodzi
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14