Imię i nazwisko:
Adres email:


Mały, wielki świat przyrody


Tak się stało, że dopiero gdy moje pięciolatki zaczęły czytać, zaobserwowałam, jak bardzo interesuje je przyroda, realne zjawiska, codzienny świat, ten bliski i daleki.


One zawsze chyba były tego świata ciekawe. My tego nie widzimy, może nie potrafimy zobaczyć. Tylko jak zwykle wiemy lepiej od dzieci, co jest im potrzebne, czego oczekują, co mamy im czytać, co pokazywać, kiedy i ile godzin mają spać, ile i czego mają jeść... Kiedy i czego mają się uczyć. Co poznawać i w jakiej kolejności. My lepiej wiemy, że teraz one potrzebują zabawy, a teraz odpoczynku, że jedno jest bliskie, a drugie dalekie. Lepiej też wiemy, co dla kogo jest łatwe, a co trudne. Proponujemy dzieciom, na przykład, zadania w zamkniętych kopertach i beztrosko pytamy: "Chcesz trudne czy łatwe?". Już z góry zakładamy, co ma być trudne, a co łatwe. Planujemy konkretne zajęcia, rodzaje aktywności, zakres treści. Czasami tylko zdobywamy się na elastyczność. W związku z tym nie dajemy wyboru. Ograniczamy otoczenie edukacyjne do pomocy i środków dydaktycznych określonych dla danego wieku. Nie pozwolimy zobaczyć, zastanowić się. Bo jak zwykle wiemy lepiej.


W ten sposób możemy nigdy nie dowiedzieć się, że mały Mateusz, czterolatek, buszuje z powodzeniem po matematyce, a Jasio wie, nie wiadomo skąd, jak to się dzieje, że film w rzutniku zniekształcił się od gorącej żarówki. Nie dowiemy się też, że pięcioletni Karol z wadą wymowy i najróżniejszymi zaburzeniami i dysfunkcjami układa puzzle ze stu części i to bez wzoru!!? Jak mamy się dowiedzieć, skoro nie daliśmy mu takiej szansy?


Jak uczeń pierwszej klasy, który czyta biegle każdy tekst, ma się odnaleźć w tej klasie z "o" jak "osa". Wszystko przenosi się do domu: fascynacje i pytania, a na szkołę zostają zadania treningowe z zakresu pisania oraz skarga typu: "Jak mam narysować mamę i tatę przy pracy, jak ja nie umiem". Powiem szczerze, że ja też nie umiem i rozumiem przerażenie dziecka wobec takiego problemu. Bo problem ów wynika z listy poleceń z zakresu środowiska przyrodniczego (standardowy podręcznik, tzw. "Środowisko"). Może lepiej byłoby zobaczyć przy pracy którąś mamę czy któregoś tatę?


Wróćmy do dziecięcych zainteresowań...


Co się okazuje? Gdy dzieci mają dostęp do literatury, gdy czytają ze zrozumieniem, to w pierwszej kolejności sięgają po takie książki, które wcale nie są bajkami, są małymi encyklopediami. Widzą w nich pewnie prawdziwy świat na zdjęciach i rysunkach i o tym chcą wiedzieć. W dodatku zapamiętują przeróżne szczegóły i wiele pojmują. Tyle tam niezrozumiałych wyrazów, tajemniczych nazw i terminów. Albo je rozszyfrowują z kontekstu, albo też nieustannie pytają.


Pytają: Czy wiesz, co wielbłąd ma w garbie? Ja nie wiem: tłuszcz, wodę? - pytam. No pewnie, że tłuszcz. A wiesz, że jak przejdzie całą pustynię i nie spotka żadnej oazy, to ten garb mu znika, zużywa się. To jego zapasy. A ja nigdy nie słyszałam o wielbłądzie bez garbu - wstyd się przyznać. Czy może to już by nie był wielbłąd, jeśli nie ma garbu? - pytam znowu. A one: Jak to? To i tak jest wielbłąd! To zawsze jest wielbłąd, bo tak się nazywa. Jak by to było, gdyby wszystko się ciągle inaczej nazywało? Na przykład jakby człowiek się bardzo najadł i napił, i miał wielki brzuch, a potem by schudł, to byłby już kim innym? Wszystkim by się wszystko pokręciło, gdyby ciągle inaczej nazywać. Jak pies wpadnie pod samochód i jest ranny, to dalej nazywa się psem i ma to samo imię co przedtem.


No tak, a co to takiego pustynia, czy wiecie?
Pewnie, że wiemy, to tam gdzie nie ma wody, tylko sam piach i piach. Na pustyni może jeszcze być oaza. Skąd wy to wszystko wiecie? Ja widziałem w telewizji, a ja czytałam i oglądałam zdjęcia. Ja mam taki program komputerowy i tam to wszystko jest. A ja byłam blisko i przyniosę piękne pocztówki z wielbłądami i z pustynią.


A może zrobimy sobie pustynię w sali, co wy na to? Czy to będzie trudne? O nie, bo to tylko trzeba trochę piachu i tyle. Jak myślicie, skąd weźmiemy piach? Jak to skąd? Z piaskownicy, tam mamy tyle piasku
. Ja dalej: A czy może piaskownica, to pustynia? No, nie, ale dla mrówek to może być pustynia. Idą i idą i niczego nie ma, więc to jak pustynia. Nie, to nie jest pustynia, bo często pada deszcz i jest mokro. Nawet kałuże się robią. Na pustyni to wcale chyba nie pada deszcz. Są najwyżej burze piaskowe. I znów drążę: A co to burze piaskowe? To jest wtedy, gdy wieje wielki wiatr i wszystko lata. Wszędzie jest pełno piasku w powietrzu. Nie ma się gdzie schować, a nawet może całkiem zasypać ludzi. Mogą umrzeć.


No i działamy. Najpierw warto ten brudny piasek umyć. Tylko jak umyć piasek? No, wodą. Nalać do tej miski wody i zobaczymy co się będzie działo. Dzieje się. Na powierzchni zbierają się różne paprochy. Piasek na dnie. Co będzie jak zmieszamy? Mieszają, patrzą, za chwilę znów brud na górze, piasek na dole. Każdy dotyka, sprawdza. Co dalej z tym zrobić? Kilka propozycji: Zlać wodę do umywalki, pozbierać te śmiecie, a potem nalać jeszcze wody i znowu wylać. Tylko trzeba uważać, żeby tylko sama woda ze śmieciami spływała. Od piasku może się zapchać umywalka. A teraz ten piach jest zupełnie mokry. Co zrobić, jak wysuszyć? Włożymy do płaskiej kuwety. Jak nie będzie tak grubo, to szybko wyschnie. A może postawimy pod drzwi balkonowe. Po co? Słońce będzie grzać, to się wysuszy. Stoi kuweta przy balkonowym wyjściu do ogrodu.


Następnego dnia wchodzę do sali w porze obiadowej i słyszę: Wiesz, coś strasznego się stało, ukradli naszą pustynię, krzyczą jedno przez drugie. A to po prostu znaczy: ukradli naszą pracę, nasz wysiłek i dzieło - niewielką kupkę umytego piasku. Dzieciaki przedszkolne, z innej grupy, zabrały kuwetę z piaskiem, do zabawy. Robimy od nowa, już bez takiego namaszczenia, byle jak i szybko. Chcą mieć ten kącik z pustynią. I wreszcie jest: kuweta z piachem, kilka plastykowych zwierzątek, niby-oaza z plastykowych palm na podstawce i to wszystko. No i jeszcze zmiotka i szufelka, aby można posprzątać po zakończeniu zabawy. Kolejka do nowego kącika, w którym (ustaliliśmy wspólnie) są jedynie dwa miejsca. Zaznaczają swą obecność wizytówką. Ciągle tam zajęte. Inni uczą się czekać i liczyć się z tym, że może być zajęte. Znowu znoszą książki o tematyce przyrodniczej. Poszukują informacji, oglądają, czytają fragmenty, czasem proszą o przeczytanie. I tak powstaje następny kącik i wypożyczalnia książek w sali. I tak sam się rodzi następny temat: "Powielamy, odbijamy", bo przecież musimy zrobić ekslibrisy. Musimy je powielić wiele razy, tyle mamy już książek. Przy tym temacie same niespodzianki i zdziwienia.


Innym razem. Chłopcy przychodzą z pismem przyrodniczym. Na zdjęciach Moskal i Kamiński. Prawda, że to jest Moskal, a to Kamiński? A wy wiecie, kto to Moskal i Kamiński. No pewnie, oni byli na biegunie, a Kamiński był ranny, ciągnęły go sanie. Wszystko się udało. Dobrze, a co to są bieguny? Nie wiemy. Chcielibyście o tym porozmawiać? Poszukajcie w domu, może coś na ten temat znajdziecie, a ja też poszukam. Zrobimy może coś ciekawego razem.


I tak było o biegunach: północnym i południowym, o globusie i krajob- razie, o roślinności i zwierzętach. Było też o magnesach i kompasie, i o tym po co komu kompas potrzebny.


Konstruujemy krajobraz polarny. Ja, na etapie wyzwalania u dzieciaków sprawczości, samodzielności. Nigdy dotąd nie dawałam takiej okazji, a teraz rozrzuciłam materiały: celofan, biały papier, kartony, patyczki po lodach i oczekuję, że one same wpadną na to, jak te "skarby" wykorzystać. Nic z tego, oczekują sugestii, dokładnego planu. Zupełnie nie pojmują, dlaczego tym razem brak gotowego wzoru do naśladowania. Czego ona chce? Podpowiadam. Zabierają się do roboty. Oleńka mówi: Dlaczego nie dałaś zielonej krepiny?


Po cóż Ci, przecież wszystko jest tam białe, no, może niebieskie, no, może trochę różowe.
Ola: Co, ty nie wiesz? Czytałam o tym, że na północy w okresie letnim rosną pod lodem niewielkie roślinki. No dobrze, pokaż, gdzie to przeczytałaś. Szukamy, to prawda. Tylko jak ja takie prace wyłożę na wystawę dla rodziców. Zdziwią się tą zielenią. Czy napisać karteczkę, że to jest lato na północy. Przecież te Oli roślinki zupełnie nie trzymają proporcji i cały krajobraz zrobił się zielony.


Rodzice nie znają się na przyrodzie, ja się nie znam na przyrodzie. Uczę się, uczę się od dzieci i razem z nimi.


Ewa Arciszewska

Grudzień 1999
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
KATEGORIE
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej