Imię i nazwisko:
Adres email:


Pytań o miejsce doradcy ciąg dalszy



Moja wypowiedź jest reakcją na pełen goryczy artykuł "Gdzie jest miejsce metodyka?" zamieszczony w nr 5 "EiD" z bieżącego roku. Nie zamierzam jednak zajmować stanowiska wobec opisanego w nim przez Autora zdarzenia.


Tak się składa, że reprezentuję tę grupę "nikomu niepotrzebnych ni to nauczycieli, ni to pracowników nadzoru", a już "na pewno nie ludzi nauki z prawdziwego zdarzenia". Osobiście nigdy nie miałam i nie mam aspiracji, by traktowano mnie na równi z pracownikami naukowymi. Czuję się przede wszystkim praktykiem, któremu właśnie zajmowane stanowisko umożliwia (i wymusza jednocześnie) szerszy kontakt ze środowiskiem uniwersyteckim i najnowszymi zdobyczami nauki, choć sądzę, że w tej kwestii jest jeszcze wiele do zrobienia.

Ten "sztuczny i nikomu niepotrzebny twór", jakim jest WOM, skupia nauczycieli, którzy - w przypadku polonistów - uczą rzeczywiście w jednej klasie, ale na tym nie koniec ich obowiązków zawodowych. Dwie trzecie etatu (oby tylko!) wyplenia im praca sprowadzająca się do doskonalenia innych i samodoskonalenia. Właśnie dlatego, że nie uczą w 4-5 klasach, są w stanie zapoznać się z tym, z czym nie ma czasu zapoznać się przeciętny polonista. Otrzymują oferty wydawnictw z dziedziny dydaktyki, metodyki przedmiotu, mają kontakt z autorami podręczników, śledzą nowości na rynku księgarskim i polecają je nauczycielom informując, co warto mieć i jak się w to zaopatrzyć. Na co dzień nauczyciel na całym etacie nie ma na to czasu, a kupować wszystkiego, co zobaczy, nie może, bo go po prostu na taki wydatek nie stać (książka metodyczna kosztuje około 7-8 zł, a osoba mieszkająca na wsi musi jeszcze zapłacić za przejazd do miasta, by pochodzić po księgarniach).

Prowadząc jedną klasę mam możliwość rzetelnej pracy, pokazania nauczycielom w swoim rejonie lekcji naprawdę dopracowanych, efektów wdrażania innowacji, nowych programów, podręczników itp. Jest czas na eksperymentowanie, szukanie nowych rozwiązań, sposobów pracy i pokazanie tego innym - tym zaczynającym pracę, ale i tym, którzy są nieco mniej twórczy, boją się tego, co nowe i nieznane. To, że uczę tę jedną klasę, daje mi prawo do udzielania rad. Jeżeli proponuję nową metodę, to nie robię tego nigdy, zanim sama się nią nie posłużę, bo dopiero wtedy mogę powiedzieć kolegom o wszystkich jej zaletach, ale i wadach, trudnościach, które przy jej zastosowaniu mogą się pojawić.

Na tematy zajęć z nauczycielami wybieram niekiedy to, co ja uznam za warte zaprezentowania i nauczenia się (tak! właśnie bywa niekiedy tak, że ludzie czegoś nie umieją), ale przede wszystkim to, czego życzą sobie moi poloniści. Aczasem pragną się nauczyć prozaicznych i podstawowych umiejętności. To chyba żaden wstyd, że czegoś się zapomniało, coś słabo przyswoiło na studiach albo się nie wie, gdyż nie jest się specjalistą nauczanego przedmiotu.

Wątpię, czy tego typu zadania zechcą przejąć pracownicy naukowi uniwersytetów i wyższych szkół pedagogicznych. Jeszcze mi trudniej ich sobie wyobrazić jadących na hospitacje do oddalonych od dużych miast szkół wiejskich. Gdyby chcieli skorzystać z wszystkich ewentualnych zaproszeń dyrektorów szkół podstawowych, to chyba musieliby zarzucić pracę naukową i dydaktyczną na uczelni. Co do wybitnych nauczycieli hospitujących lekcje, wydaje mi się, że byliby zmuszeni uczyć właśnie w jednej klasie, by mieć wolne dni na te hospitacje. Ucząc w swoich klasach, nie będą bowiem mogli jednocześnie hospitować lekcji kolegi. Nie wiem ponadto, czy któryś z wybitnych nauczycieli zechce zostawić własnych uczniów, by hospitować z dyrektorem szkoły jakiegoś polonistę.

Hospitację zajęć i instruktaż przy warsztacie pracy nauczyciela uważam za jeden z efektywniejszych sposobów doskonalenia zawodowego. Możliwości w tym zakresie metodyk ma w obecnej sytuacji dość ograniczone. Wynika to z trudności finansowych WOM-ów, które z trudem mogą pokryć koszty dojazdów (do szkół jeździmy obecnie rzadziej, głównie wtedy, gdy trzeba pomóc młodemu nauczycielowi lub takiemu, który się przekwalifikowuje). Trudność innej natury wynika z tego, że metodyk nie wchodzi na lekcje, kiedy chce, lecz uzgadnia to wcześniej z nauczycielem, uwzględniając jego różne życzenia co do terminu, klasy, tematu lekcji. Takie zwyczaje panują przynajmniej w moim ośrodku. Nas nauczyciel zaprasza, choć przyznaję, że często jest to zaproszenie grzecznie przez nas wymuszone.

Nikt z nauczycieli nie pracuje celowo źle, ale błędy się zdarzają i trzeba je eliminować. Hospitacja daje tu największe możliwości. W moich hospitacjach sporadycznie tylko uczestniczą dyrektorzy, lekcje z nauczycielem omawiam sam na sam i moje uwagi, jeśli nawet są krytyczne, nikogo nie dyskwalifikują. Jeśli widzę błędy, mówię o nich, podpowiadam, jak ich unikać, ale też cierpliwie słucham nauczyciela. Odsyłam do literatury, zapraszam na lekcje do siebie. Bardzo dużo się uczę jednocześnie sama. Czy zawsze nauczyciel chce się nauczyć? Jestem realistką i wiem, że nie. Hospitacja metodyka, moim zdaniem, nie powinna być zapowiadana (ta zwykła służąca doskonaleniu, nie ocenie). Ona ma służyć nauczycielowi. Trzeba ją ponowić, jeśli się stwierdzi błędy, by hospitowany mógł pokazać, że je wyeliminował. Zawsze wymaga to taktu i kultury ze strony doradcy, który służy pomocą, ale niczego nie egzekwuje, ma własne widzenie spraw, ale musi uszanować kogoś, kto je widzi odmiennie, o ile to, oczywiście, nie jest sprzeczne ze stwierdzonym przez naukę faktem i nie godzi w interes ucznia.

Ten czas wolny, którego nam zazdroszczą, wypełnia jeszcze jedno bardzo pracochłonne zajęcie. Nauczyciel oczekuje od nas różnych gotowych materiałów metodycznych. To jest praca, którą najczęściej wykonuje się kosztem własnego wypoczynku, w domu. Tworzenie, przepisywanie na czysto różnych materiałów zabiera nam prywatny czas. Maszyny do pisania i komputery, być może, nieliczni z nas mają w domu. Większość pisze po prostu piórem lub długopisem, ręcznie.

Nie uważam się za kogoś mającego monopol na wiedzę i umiejętności, ale uważam się za profesjonalistkę i jeśli mam być oceniana czy kontrolowana, to wolę, by robił to inny profesjonalista, a nie radny, którego edukacja zakończyła się na zawodówce lub nastolatek z samorządu szkolnego czy reszta grona pedagogicznego, w którym polonistką jestem tylko ja. Wątpię też w sens tzw. oceny dyrektora szkoły. Bo co właściwie ocena ta ma odzwierciedlać? Mój stosunek do dzieci, do obowiązków, dokładność i solidność, umiejętności wychowawcze? - Tak. Moje kompetencje jako specjalisty w dziedzinie języka polskiego? -Nie! (chyba że dyrektor ukończył polonistykę).

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że wcale nie próbuję uzasadnić racji istnienia swego stanowiska. Placówka zajmująca się doskonaleniem zawodowym środowiska nauczycielskiego, moim zdaniem, niewątpliwie powinna istnieć w obecnej sytuacji kadrowej szkół. Pytanie tylko, w jakim kształcie - ośrodka naukowo-badawczego, metodyczno-ćwiczeniowego, informacyjnego czy jeszcze innego oraz komu służyć - tylko nielicznym ambitnym czy ogółowi, doskonalić najlepszych, czy i tych słabych, obejmować doskonalenie we wszystkich dziedzinach, czy tylko w obrębie wybranych przedmiotów?

Odpowiedź zależy chyba od tego, jaką chcemy mieć oświatę oraz czy naprawdę każdemu dziecku chcemy zapewnić jednakowe szanse edukacyjne bez względu na miejsce, w którym żyje i nauczycieli, jakich miało szczęście spotkać. Powinny jej udzielić w jednakowym stopniu władze oświatowe, jak i sami nauczyciele, najlepiej chyba wiedzący, jakiej formy pomocy zawodowej potrzebują i czy są gotowi za nią płacić.

Uniwersytety i szkoły pedagogiczne z pewnością chętnie uruchomią dodatkowe formy odpłatnego kształcenia zaocznego dla nauczycieli. Jaki procent np. polonistów (zwłaszcza z tzw. terenu) z nich skorzysta?

Może lepszym wyjściem byłoby jednak utrzymanie metodyka opiekującego się rejonem 5-6 gmin przylegających do siebie, któremu umożliwi się stały kontakt z najbliższym ośrodkiem uniwersyteckim?

Tymczasem mamy metodyków, którym nie szczędzi się stów krytyki i którzy mając zbyt rozległy teren doradztwa o niejednym nauczycielu rzeczywiście nie wiedzą nic, zwłaszcza gdy nie korzysta on z żadnych form doskonalenia organizowanych w WOM.


Grażyna Jańczyk

Poddębice




Listopad 1996
REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
KATEGORIE
NAJNOWSZE ARTYKUŁY

Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"

Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022

#UOKiKtestuje - tornistry

Redakcja portalu 23 Sierpień 2021

"Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej lekturą jubileuszowej, dziesiątej odsłony Narodowego Czytania.

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021

RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci

Redakcja portalu 12 Sierpień 2021


OSTATNIE KOMENTARZE

Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana

~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21

Ku reformie szkół średnich - część I

~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14

Presja rodziców na dzieci - Wykład Margret Rasfeld

03 Listopad 2016, 13:09


Powrót do góry
logo_unii_europejskiej