Casus włoski
Włochy należą do krajów o największym nasyceniu stacjami telewizyjnymi na świecie: już w latach 80. jedna stacja przypadała na 93 tysiące mieszkańców, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych - na 274 tysięcy. Obok trzech programów telewizji publicznej RAI, działa dziewięć ogólnokrajowych sieci komercyjnych, kilkanaście międzyregionalnych i regionalnych, kilkaset lokalnych. Prawie wszyscy nadawcy zabiegają o małych widzów. Włochy są poligonem doświadczalnym wszelkiego działania na styku telewizja - dzieci.
Wiele zjawisk związanych z wpływem telewizji na rozwój i wychowanie dzieci budzi we Włoszech wzrastający niepokój rodziców, pedagogów, psychologów, lekarzy. Oddziaływanie telewizyjnych obrazów na psychikę młodych ludzi i ich postawy dość dokładnie tam rozpoznano; kilkanaście lat bowiem toczono dyskusje o ustawie radiowo-telewizyjnej; które owocowały dziesiątkami programów badawczych; sympozjów naukowych, konferencji i publikacji. Płynące z nich wnioski były niemal wyłącznie oskarżeniem telewizji. Finałem tej kampanii było uchwalenie w 1990 r. przez parlament Ustawy nr 223 ustanawiającej system radiowo-telewizyjny kraju. Ustawa jednak niewiele zmieniła w praktyce.
Przeciwnie - postawiła RAI w bardzo trudnej sytuacji; pozwalała wprawdzie, by jak komercyjne konkurentki mogła nadawać reklamy także w trakcie programów, lecz w mniejszym zakresie niż one i nie podczas filmów fabularnych. Jednocześnie utrzymała jej obowiązki, wynikające z pełnienia misji publicznej, a zarazem nałożyła na nią opłaty licencyjne, nieporównanie wyższe niż na sieci komercyjne. Pociągnęło to za sobą konsekwencje ekonomiczne. Zmusiło RAI do gorliwszego zabiegania o widzów. A że społeczeństwo włoskie jest słabo wykształcone (aż 60% obywateli ukończyło tylko szkołę powszechną), oznaczało to stałe obniżanie poziomu oferty; "uatrakcyjnianie" form przekazu, opieranie coraz liczniejszych pozycji na formule konkursu, niemal nieustanną zabawę, połączoną z rozdawaniem - właściwie za nic - telewizorów, aparatów radiowych, pralek, a nawet samochodów.
Na antenie programu I - oglądanego przez największą widownię - odbywa się wieczny karnawał: wszystko zamienia się tu w widowisko. Z telewizji, w której nie brakowało w przeszłości ciekawych, ambitnych programów dla ambitnych widzów, RAI zamieniła się w telewizję rozrywkową, prawie nie różniącą się od komercyjnych konkurentek. A właśnie w programie I nadawane są programy dla dzieci. Mają więc te same cechy, co programy dla dorosłych widzów. Są rozwrzeszczane, puste i przy pozorach barwności - w istocie monotonne.
Zagrożenia dla psychiki
Badania - prowadzone nie tylko we Włoszech - dowodzą, że telewizja usypia wyobraźnię dzieci i zubaża ich słownictwo. Pod jej wpływem stają się bierne, bezkrytyczne, mieszają fikcję z rzeczywistością, mają problemy z identyfikacją emocji i ich wyrażaniem. Z pozoru niewinne filmy animowane, które włoskie dzieci oglądały całymi godzinami, bo głównie one znalazły się w ofercie telewizji, również okazały się groźne. Oglądając je, dziecko obcuje z kukiełkami i twarzami narysowanymi schematycznie, w zasadzie nieruchomymi, a najczęściej ze zwierzątkami, w które na celuloidowej taśmie przeistaczają się także ludzie, np. Trzej Muszkieterowie czy Robin Hood. Nie uczy się więc "czytać" ludzkiej twarzy - rozpoznawać na niej wyrazu radości, lęku, bólu, zdumienia, smutku.
Świat przedstawiany w filmach animowanych nie przystaje do rzeczywistości, nawet jeśli akcja się w niej rozgrywa. Bohaterowie opowieści często są sierotami, jeżeli nie - z reguły nie mają normalnej rodziny. Rodzice są zazwyczaj nieobecni albo jest tylko jedno z nich, czasami występuje tylko dziadek lub wujek. 90% bohaterów to chłopcy lub mężczyźni. Społeczeństwo i polityka występują w tych filmach zazwyczaj tylko w formie metafory władzy, reprezentowanej przez charyzmatycznego przywódcę.
Mali widzowie, zalewani filmami sprowadzanymi ze wszystkich stron świata mają problemy ze zrozumieniem motywacji, gustów; stylów życia. Bohaterowie tych filmów - często gwałtowni i brutalni - są albo dobrzy, albo źli, co uniemożliwia dzieciom poznanie złożoności ludzkiej natury i w efekcie może wywołać u nich, bardzo szkodliwe z psychologicznego punktu widzenia, trudności w zaakceptowaniu "zła", które jest w nich samych.
RAI przynajmniej w jednym punkcie wyciągnęła wnioski z badań. Wprowadziła mianowicie na antenę programu I bardzo ciekawy program dla dzieci w wieku 3-5 lat "L’albero azzurro" (Błękitne drzewo). Jest on przygotowany pod kierunkiem pedagogów i psychologów we współpracy z wyśmienitymi artystami. Nie ma w nim kreskówek. Niektóre odcinki jego czwartego cyklu uczyły malców np. krytycznego stosunku do telewizji i reklamy. Nadawany obecnie szósty cykl tego programu przekazuje dzieciom nie tylko konkretną wiedzę, uczy je także przyjaźni i altruizmu, akceptacji odmienności: występują w nim dzieci skośnookie i ciemnoskóre. Jest on naprawdę wysoko oceniany i przez rodziców, i przez specjalistów.
Ale i komercyjna konkurencja RAI nie zawsze myśli tylko o zyskach. Na przykład Telewizja Montecarlo zaczęła nadawać program "Natura ragazzi" (Natura dla dzieci). Jego autor zauważył bowiem, że jego pięcioletnia córka za sprawą filmów animowanych wyrobiła sobie całkowicie błędne przekonanie o naturze zwierząt, które zazwyczaj są w tych filmach "uczłowieczane". Program składa się z krótkich odcinków kręconych w ZOO, gdzie prowadzący odpowiada na pytania uczniów szkół podstawowych.
Zagrożenie przemocą
Dzieci, jak wiadomo, oglądają nie tylko programy przeznaczone dla nich. We Włoszech 43,3% dzieci w wieku 5-7 lat i 59,7% dzieci w wieku 8-14 lat pozostawało przed telewizorami do godziny 21.00, a odpowiednio 25,4% i 48,6% - do 22.30. Wiele tkwiło przed ekranami nawet do północy. W latach 80., kiedy pojawiły się wszystkie przedstawiane tu problemy, po godzinie 19.00 na ekranach królowała przemoc, krew, seks i horror. Dzieci chłonęły je jak gąbka.
Ustawodawcy próbują przeciwdziałać złu. W trosce o psychiczny i moralny rozwój młodocianych wprowadzili całkowity zakaz nadawania w telewizji filmów nie dopuszczonych do dystrybucji i dozwolonych jedynie dla widzów od lat 18, a filmów dozwolonych od lat 14 - między godziną 7.00 a 22.30.
O klasyfikacji filmów decydują we Włoszech odpowiednie agendy Ministerstwa Turystyki i Widowisk. Wejście prawa w życie przysporzyło im mnóstwo pracy. Nadawcy mieli już magazyny zapełnione zakupami, zgłaszali się więc do filmowej cenzury z prośbą o zrewidowanie dawnych orzeczeń lub o wskazanie sekwencji, które je spowodowały - by je następnie usunąć. Dziś sprawa się unormowała. Nadawcy dokonują zakupów pod kątem obowiązującego prawa.
To jednak okazało się niewystarczające. Rodzice domagali się jeszcze większych ograniczeń. W 1993 r., po trwających ponad rok dyskusjach, Rada Odbiorców przy Gwarancie ds. Wydawnictw, Radia i Telewizji opracowała kodeks chroniący dzieci przed szkodliwym działaniem telewizji i zapewniający im poszanowanie ze strony tego środka przekazu. Podpisały go, w imieniu 150 nadawców prywatnych, Federacja Telewizji Komercyjnych i 18 stowarzyszeń rodzin i konsumentów.
Obliguje on nadawców do zadbania o to, by "programy dla dzieci propagowały wartości pozytywne, ludzkie i obywatelskie". Zasada ta dotyczy w szczególności pozycji emitowanych w godzinach 16.00-19.00. Kodeks stanowi też, że 15 minut przed programem dla dzieci i 15 minut po nim nie wolno nadawać niczego, co mogłoby szkodzić zdrowiu psychicznemu małych widzów i zabrania emitowania między 16.00 a 22.30 zapowiedzi nieodpowiednich dla małoletnich produkcji telewizyjnych i filmowych. Jest to więc forma samoograniczenia nadawców, a zarazem zwycięstwo włoskich rodziców. Częściowe jednak, bo nadal wiele ich zastrzeżeń budzą pozycje nadawane przed godziną 16.00.
Zresztą przemoc i seks wcale nie zniknęły z ekranów w zakazanych prawem porach. Przede wszystkim przemoc jest stale obecna w dziennikach telewizyjnych bardzo często oglądanych również przez małe dzieci. Jest też obecna w ofercie fabularnej. Prawo mówi bowiem o filmach kinowych, a filmy telewizyjne i seriale nie podlegają klasyfikacji wiekowej. Nadawcy szybko zaczęli ów fakt wykorzystywać, bo przecież właśnie takie pozycje przyciągają masową widownię, którą można sprzedać reklamodawcom. Stowarzyszenia rodzin próbują nakłonić ich do samoograniczeń, lecz chyba bez przekonania. W końcu rodzice też są widzami, i to wcale nie mniej przywiązanymi do ekranów niż ich dzieci.
Zagrożenie reklamą
Ustawa nr 223 zabroniła przerywania programów dla dzieci reklamami. Dopuściła jednak przerywanie nimi innych programów, także w telewizji publicznej RAI. Reklama jest więc dziś we Włoszech wszechobecna. Poprzedza i kończy pozycje dla dzieci. Emituje się ją na różne wymyślne sposoby, byle tylko dotarła do małych i młodych widzów. I reklamodawcy, i nadawcy doskonale bowiem wiedzą, że sporą część zakupów dorośli dokonują pod wpływem swych pociech.
A psycholodzy coraz częściej ostrzegają przed reklamami. Wskazują, że budzą one w dzieciach pożądliwość, utwierdzają je w postawach konsumpcyjnych i egoizmie. Ogłupiają i wprowadzają w błąd. Ukazują zawsze piękny świat, w którym szczęście osiąga się po prostu kupując jakiś produkt. Podsuwają też "uniwersalne", bardzo kontrowersyjne rozwiązania kłopotów. Oto w jednej z nich nastolatek, strofowany przez matkę, sięga po słuchawki, zakłada je na uszy, włącza aparaturę hi-fi i choć matka mówi nadal - chłopak ma już święty spokój. Ten nastolatek - ostrzegali psycholodzy - dorośnie i przekona się, że świat jest inny, skomplikowany. Dowie się, że aby coś mieć, trzeba pracować, a pracy brak. Stwierdzi, że rzeczywistość ma się nijak do reklamówek. Sfrustrowany, narastającą w sobie złość wyładuje na innych - na ulicach, w burdach na stadionach sportowych albo sięgnie po alkohol i narkotyki.
Na ostrzeżenia psychologów nie zwraca się jednak raczej uwagi. Bo przecież telewizja komercyjna nie mogłaby bez reklamy istnieć, nie przetrwałaby bez niej także telewizja publiczna. Alarmom przeciwstawia się więc uspokajające wyniki badań. Oto ankietowane nastolatki stwierdzają, że w reklamie nie ma niczego groźnego. Jest po prostu źródłem informacji: Pokazuje, co jest modne, nowe, dobrej jakości. A także uczy, że trzeba się myć, używać kosmetyków, dbać o zęby i fizyczną sprawność.
W jednym jednak włoscy rodzice odnieśli zwycięstwo: żadna telewizja nie nada reklamówki niepedagogicznej, jak np. ta wcześniej opisana. Każde pojawienie się reklamy o niewłaściwej wymowie było tu natychmiast gwałtownie kontestowane przez stowarzyszenie konsumentów, widzów, a zwłaszcza rodzin. Reklamodawcy szybko więc zrozumieli, że odrzucana reklama godzi w produkt, staje się antyreklamą.
Zagrożenie zdrowia
We włoskich szkołach wszystkich typów obserwuje się od dłuższego czasu stale rosnącą liczbę uczniów mających trudności z koncentracją, nieuważnych, sennych. Specjaliści tłumaczą to złym odżywianiem oraz oglądaniem telewizji przed przyjściem do szkoły i do późnych godzin nocnych. To nie wszystko. Wielogodzinne przesiadywanie przed telewizorem wywołuje u dzieci wady wzroku, prowadzi do skolioz, zmniejszania się masy mięśni, otyłości.
Reklamy zachęcają małych widzów do jedzenia batoników, chipsów, czekoladek, produktów typu "fast food", picia napojów gazowanych. Nie tak dawne badania przeprowadzone w miejscowości Brisighella wykazały, że 60% uczniów tamtejszej szkoły reklamy się nie podobają; blisko 80% z nich uważa, że "nie mówią prawdy", ale ponad 76% badanych często prosi matkę o kupno reklamowanych produktów. A te tuczą, odbierają apetyt, a nie dostarczają składników niezbędnych młodemu organizmowi.
Nie koniec na tym. Szeroko ostatnio we Włoszech komentowane badania amerykańskie dowiodły, że podczas oglądania telewizji nawet u dzieci całkowicie zdrowych dochodzi do zaburzeń w przemianie materii. Obserwuje się wówczas wzrost poziomu cholesterolu we krwi, wraz z upływem godzin spędzonych przed telewizorem. Telewizja "konsumowana" w nadmiarze może więc być przyczyną schorzeń, nawet jeśli nie ma w niej reklam, przemocy, a tylko filmy o życiu mrówek i motyli.
Nadawcy robią wszystko, by małych widzów przykuć do telewizora. Już od 6.30 emitują długie bloki filmowe. Nie inaczej jest po południu. Dzieciom nie oferuje się krótkich różnorodnych programów, z których mogłyby wybierać. Proponuje się im ciągle tę samą formułę i wiecznie apeluje: "zostańcie z nami". Wiadomo, że powinny odejść od telewizora, pobiegać, pograć w piłkę, pobawić się z rówieśnikami. Nakłania się je jednak do czegoś całkiem przeciwnego. I nawet propagując sport, utwierdza się w nich raczej postawę telewizyjnego kibica niż zawodnika.
Szkoła a telewizja
Pod wpływem nie kończących się dyskusji i obaw już w 1986 r. niektóre szkoły, zwłaszcza w małych miastach, szukały sposobów przeciwdziałania złu. Wymyślono jeden dzień w tygodniu bez telewizji. W dniu tym organizowano zajęcia pozalekcyjne, zawody sportowe, namawiano dzieci do lektury. Uczniowie chętnie uczestniczyli w tych imprezach. Trwało to jednak krótko. Po wakacjach skwapliwie zapomniano o sprawie. Skwapliwie, bo dni bez telewizji wymagały dodatkowego wysiłku i od nauczycieli, i od rodziców. Dzieci wróciły więc przed telewizory na dobre, choć z badań wynikało, że na liście swych preferencji oglądanie telewizji wymieniały dopiero na trzecim miejscu po zabawie z rówieśnikami uprawianiu sportu.
Włoskie szkoły nie były wówczas i nadal nie są w stanie stawić czoła niekorzystnym dla dzieci zjawiskom, jakie niesie ze sobą telewizja. W innych krajach - m.in. w Niemczech czy Szwajcarii - wprowadza się do programów szkolnych naukę o mediach. Dzieci poznają ich specyfikę, uczą się z nich korzystać, oceniać je krytycznie. Włoska szkoła publiczna pozostała w tyle. Nie zmienia się. Jakby nie dostrzegała, że dzieci, godzinami zapatrzone w migający ekran, na którym bez przerwy coś się dzieje, nie są w stanie wytrzymać 45 minut na lekcji, na której w porównaniu z telewizyjną rzeczywistością nie dzieje się nic.
Szkoła rzadko odnosi się do tego, co dzieci oglądają. Zależy to od dobrej woli i indywidualnego wyboru nauczyciela. Tak zresztą, jak korzystanie z programów edukacyjnych nadawanych w porze lekcji w publicznym programie III, które mogą być pomocne w ukazywaniu dzieciom telewizji jako źródła wiedzy, a nie tylko rozrywki. Przeciętna włoska szkoła publiczna jest chyba bezradna wobec tych wszystkich problemów, dlatego woli odwracać się od telewizji. Jakby zaakceptowała fakt, że uczniowie nie mogą się bez telewizji obejść, że stała się ona dla nich narkotykiem zażywanym w ogromnych dawkach, stanowi podstawowy temat rozmów z rówieśnikami i główną formą spędzania wolnego czasu. I nie wyciągnęła z tego faktu wniosków.
Z drugiej zaś strony powstają we Włoszech prywatne, elitarne szkoły, w których oglądanie telewizji jest zakazane. Przeznaczone są dla dzieci, których przyszłość rodzice widzą w świecie polityki, nauki, sztuki, kultury. Poznają one telewizję dopiero w starszych klasach, nie tyle po to, by z niej korzystać, lecz by dowiedzieć się, jak ją wykorzystywać lub dla niej tworzyć.
Rodzina wobec telewizji
Większość rodziców nie dostrzega swej roli w konfrontacji z telewizją. Zwracają się do różnych stowarzyszeń - a tych nie brak, bo społeczeństwo włoskie jest dobrze zorganizowane - by wymogły na nadawcach wyeliminowanie z programów wszystkiego, co mogłoby szkodzić dzieciom. Wten sposób starają się zrzucić z siebie odpowiedzialność. A przecież to oni są w dużym stopniu winni, że dla ich dzieci telewizja stała się zagrożeniem.
Fakty mówią za siebie. We Włoszech 23,8% czterolatków, 64,6% sześciolatków i 85% dziesięciolatków bez żadnych ograniczeń używa pilota, a więc ogląda, co chce. Wiele dzieci ma telewizory w swych pokojach, ogląda programy samotnie i nie rozmawia z rodzicami o tym, co ogląda. W konsekwencji, jak dowiodły ostatnie badania, spora grupa pięcio- i siedmiolatków(!) obejrzała nadany w nocy film "Milczenie owiec", powszechnie uznany na niezwykle brutalny.
Zło zatem - jak widać - ma też swe źródło w rodzinie. Nie pomogą tu żadne samoograniczenia nadawców. Ale też włoska rodzina zmieniła się i najwyraźniej przeżywa kryzys. Do przeszłości, zwłaszcza w miastach, należą już obrazy rodzinnych obiadów, podczas których zasiadało do stołu kilka pokoleń. Coraz mniej jest rodzin wielodzietnych. Włosi poprzestają na jednym dziecku. Coraz więcej kobiet pracuje zawodowo. Przybywa rodzin rozbitych. Dzieci nie znajdują też oparcia w dziadkach, którzy starają się mieszkać oddzielnie lub dożywają swych dni w domach starców.
Psycholodzy ze smutkiem stwierdzają, że telewizor na dobranoc zastąpił dziś ojca i matkę, którzy w przeszłości opowiadali dzieciom bajki lub czytali książki. Stale więc rośnie liczba małych Włochów, u których stwierdza się różnego typu zaburzenia osobowości. Rozwijają się one na coraz powszechniej występującym podłożu: osamotnione dzieci, w pustych mieszkaniach gapią się w migocące ekrany i cierpią.
Renata Wojdan-Jaskulska
Biuro Studiów i Analiz Kancelarii Senatu
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14