Przemoc w szkole
Czy w szkole panuje przemoc? Większości pytanych o to nauczycieli już samo połączenie pojęć "szkoła" i "przemoc" wydaje się absurdalne. Nie przyjmują oni do wiadomości tego zestawienia, negują sens przypuszczeń, że szkoła może być przestrzenią przemocy.
Nieliczni zgadzają się, że przemoc występuje w szkole, ale tylko w skrajnych wypadkach, na zapadłej wsi itp. Sens rozumienia przemocy jest tutaj bardzo wąski, pojmują ją bowiem jedynie jako agresję fizyczną nauczyciela wobec ucznia. Z kolei zakres tej agresji jest bardzo szeroki: od sporadycznych aktów przemocy fizycznej po regularne stosowanie kar cielesnych za złe zachowanie, nie odrobioną pracę domową itd.
Tymczasem przemoc to także presja dydaktyczna i psychiczna, demonstrowanie władzy przez nauczyciela, straszenie jedynką, dyrektorem, niezdaniem matury, nieuzyskaniem promocji do następnej klasy. Przemoc w wymiarze symbolicznym - to przede wszystkim narzucanie uczniom znaczeń i interpretacji treści kulturowych, selekcjonowanie materiału nauczania według trudnych do uzasadnienia kryteriów, pozbawianie uczniów prawa do własnego zdania na temat tego, czego się uczą bądź uczyli. Przemoc to także stwarzanie sytuacji, w której podmiotem procesu edukacji jest nauczyciel, uczeń zaś podlega uprzedmiotowieniu, jest naczyniem na wiedzę, narzędziem jej przyswajania, przechowywania i odtwarzania. Przemoc to także centralizacja decyzji o liczbie miejsc w pewnych typach szkół, internatach, profilach klas.
Przymus w szerszym znaczeniu wynika z "totalnego" charakteru szkoły, przejawia się w konieczności podporządkowania się rytmowi lekcji i przerw, siedzenia w ławkach, przebywania w grupie, jaką stanowi klasa. Życie w szkole toczy się według określonych reguł, w jednym i tym samym miejscu i jest podporządkowane tej samej i jedynej władzy, tj. nauczycielom i dyrekcji. Dzień lekcyjny jest ściśle zaplanowany zgodnie z góry narzuconymi założeniami, których przestrzeganie jest ściśle nadzorowane. Poszczególne czynności i zadania stawiane uczniom mają wymiar instrumentalny, służą realizacji oficjalnych zadań instytucji, którą jest szkoła, nie zaś indywidualnemu rozwojowi uczniów. Także fizyczne bariery ograniczające kontakt ze światem zewnętrznym: zamknięte drzwi, ogrodzenia, mury, podział na podwładnych i personel przydają szkole charakter instytucji totalnej, opartej na przymusie.
Jeśli uznamy powyższe znaczenia za obowiązujące, okaże się, że zarówno przymus jak i przemoc są immanentnymi elementami szkoły, tak oczywistymi, że zdaniem niektórych w ogóle nie warto o nich mówić.
Co sądzą o szkole uczniowie, czyli o czym się rozmawia w klasie?
Przeprowadzone przeze mnie w 1993 roku badanie jednej z łódzkich szkół wykazało, że w szkole wciąż toczy się walka o to, "czyje na wierzchu". Jak mówili uczniowie, nauczyciele stawiają sobie za cel dyskwalifikację ucznia, dążą do tego, by "pokazać mu, że jest bezwartościowy". Encyklopedyczny stosunek do przekazywanej wiedzy przeplata się z merytoryczną niefrasobliwością nauczycieli: "Wymagają tyle, że ledwie nieraz mierny można dostać, ale jak X zgubiła zeszyt, to koniec… tydzień lekcji nie było".
Mimo sprofilowania klas, wszystkie przedmioty wykładane w szkole są równie ważne. Na pytanie: "Czy wszystkie przedmioty wykładane w szkole są tak samo ważne"? uczniowie klasy drugiej i trzeciej odpowiedzieli: "Musisz się wszystkiego uczyć, bo i nauczyciel mówi, że ma program i musi go realizować. I nie do niego pretensje, że za dużo trzeba się uczyć. Tyle jest w programie i koniec".
"O, tak. Każdy nauczyciel mówi, że jego przedmiot jest najważniejszy. Nie można się wszystkiego "stukać" tak samo, ale i tak kończy się naukę o dwunastej, pierwszej w nocy".
"Raczej tak. Ja, mimo że jestem w klasie matematyczno-fizycznej, nie mogę się mniej uczyć historii, bo to wykłada nasz wychowawca i zaraz wzywa rodziców. Albo mówi, że nie widzi postępów i potem pyta dwa razy częściej taką osobę niż innych".
W szkole pomija się ważne, globalne problemy współczesnego świata (np. rasizm, ekologię, choroby cywilizacyjne). Uczniowie odczuwają niedosyt wiedzy na ten temat: "Niby tyle się od nas wymaga, a są sprawy, o których szkoła nic nie mówi. Chcieliśmy mieć fakultet ekologiczny, ale nic z tego nie wyszło. Ale na niektóre tematy naprawdę nie ma z kim porozmawiać, na przykład rasizm; moi rodzice mi w tym nie pomogą, bo się na tym nie znają. Szkoła też się nie zna. Trzeba sobie samemu dawać radę".
"W zeszłym roku była (słownie) jedna pogadanka o AIDS. Wszyscy się śmiali. Pani, która przyszła, zdenerwowała się i powiedziała, że więcej nie przyjdzie".
"Mówią nam, że jak chcemy się więcej dowiedzieć, to możemy sobie w książkach przeczytać. Ale nikt nie mówi, jakich i gdzie ich szukać."
Atmosferę w swojej szkole uczniowie oceniają jako stres, nudę, nerwy, stracony czas; nieliczni wskazują na pozytywne aspekty, takie jak zawieranie przyjaźni, zdobywanie nowych doświadczeń życiowych, czy przygotowanie do studiów wyższych. Szkoła tłumi indywidualność, swe funkcjonowanie opiera na represjach i presji, wymaga wypracowania strategii "przeżycia".
Ważnym elementem interakcji między uczniami a nauczycielami jest ocenianie. Jak relacjonowali uczniowie, ocenę można dostać za wszystko, ale w głównej mierze jest ona wypadkową kilku czynników:
• | nastawienia nauczyciela do odpowiadającej osoby, |
• | humoru nauczyciela, |
• | wcześniejszych ocen, |
• | wyglądu osoby odpowiadającej (strój, biżuteria), |
• | wiedzy. |
Ocenianie i jego rezultaty często prowadzą do konfliktów, rodzą u uczniów poczucie niesprawiedliwości, uczą ich krętactwa, omijania sytuacji sprawdzania wiedzy: "Ja wiem i ty wiesz - mówił jeden z uczniów - że tak nie powinno być, ale jak mam dostać trzecią lufę, to wolę powiedzieć nieprawdę"; "Jak spotkam H. (nauczycielkę) na ulicy czy w sklepie, a nie poszedłem na klasówkę, to powiem, że byłem u lekarza, a nie u kumpla, to chyba jasne".
Kulturowy wymiar przemocy również jest obecny w badanej przeze mnie szkole. Świadczą o tym zawarte w wypowiedziach, zarówno uczniów, jak i nauczycieli, uproszczenia: "Żydzi, czyli gorsza rasa", "Brak władzy absolutnej oznacza rządy demokratyczne" sugerujące pewien sposób myślenia o rzeczywistości, a także narzucające uczniom znaczenia i interpretacje utworów literackich. Dowodzi tego poniższy dialog zaczerpnięty z lekcji języka polskiego:
Nauczycielka: - Krzysiu, czy Początek Szczypiorskiego to Polaków portret własny?
Uczeń: - W zasadzie zgodziłbym się z tym, co mówił Marek, że to nie tyle Polaków portret własny, co…
Nauczycielka: - No, jak zwykle po linii najmniejszego oporu, a czy Szczypiorski nie wartościuje w utworze spraw religijnych?
Uczeń: - Nie, nie wartościuje. Mówi tylko, że nowa wiara była ratunkiem dla dzieci żydowskich.
Nauczycielka: - Nie wartościuje, więc co robi? Czego dowodzi takie stanowisko twoim zdaniem?
Zaobserwowałam kilka przypadków, kiedy nauczyciel tak długo bądź w taki sposób pytał ucznia, aby w końcu uzyskać zamierzoną przez siebie odpowiedź, ucinając szybko próby podejmowania dyskusji z prezentowanymi przezeń poglądami.
Uczniowie, z którymi przeprowadzałam wywiady, niejednokrotnie akcentowali w swoich wypowiedziach to, że ich wpływ na znalezienie się w takiej, a nie innej szkole ponadpodstawowej czy też w klasie o określonym profilu był znikomy. Decydowali o tym w kolejności: rodzice, nauczyciele z byłej szkoły podstawowej, nauczyciele z liceum, sami uczniowie. Dobrą ilustracją takiej sytuacji może być moja rozmowa z uczniami: - Jakie były w twoim przypadku motywy wyboru szkoły? Czemu wybrałeś to liceum, a nie inne?
- Czyja wiem… Nauczycielka, to znaczy wychowawczyni z mojej podstawówki, powiedziała mi, że tu będzie klasa menedżerska. Potem mama dzwoniła przed egzaminami i okazało się, że to nieprawda. Dopiero w kuratorium powiedzieli, że będzie ta klasa.
- Ale chodzisz do klasy matematyczno-fizycznej?
- Tak, bo jak się dostało piątkę na egzaminie z matematyki, to się szło do matematyczno-fizycznej. W menedżerskiej już nie było miejsc.
- A jakie w twoim przypadku były motywy wyboru szkoły?
- Mama mi powiedziała, żebym tu zdawała. Ja chciałam do XLI, ale mama się uparła. Bo tu była taka klasa menedżerska. Ale się nie dostałam, przesunęli mnie do matematyczno-fizycznej, bo tam były luki… Dowiedziałam się o tym dzień po egzaminach i już nie było miejsc w innych szkołach.
Strukturalny aspekt przemocy przejawia się właśnie w tego typu "przesunięciach" z klasy do klasy, bez konsultacji z najbardziej zainteresowanym czy zainteresowaną tą sprawą.
Wkrótce po zakończeniu studiów zostałam zatrudniona jako nauczycielka w jednym z łódzkich liceów ogólnokształcących. Stałam się członkiem społeczności szkolnej, a przez to odsłonięto przede mną, choć z pewnością nie do końca jeszcze, różne jawne i tajne zasady funkcjonowania szkoły. Ponadto stałam się użytkowniczką jednego z najbardziej niezwykłych jedynych w swoim rodzaju pomieszczeń, jakim jest pokój nauczycielski. Tam właśnie nauczyciele odpoczywają między lekcjami, rozmawiają ze sobą o sprawach prywatnych, o uczniach, ich pochodzeniu społecznym, zamożności, poziomie kultury osobistej. Czasami przychylnie bądź nieprzychylnie komentują swój wygląd zewnętrzny czy powiązania rodzinne. W ciągu pierwszego miesiąca mojej pracy, w pokoju nauczycielskim usłyszeć można było następujące dialogi:
- Słuchaj (do mnie), a kim jest twój mąż?
- Czemu pytasz? - odparłam ze zdziwieniem, nie mam bowiem męża.
- Bo ty jesteś zawsze tak dobrze ubrana…
- Dziękuję, ale to nie ma nic wspólnego z mężem…
Nie wyobrażałam sobie nawet, jaką "burzę w szklance wody" może wywołać tego typu odpowiedź; wkrótce stała się ona bowiem przyczynkiem do dość niewybrednych komentarzy na temat mojej sytuacji finansowej oraz życia osobistego.
Dialog drugi:
- Co ty masz wspólnego z Iksińskim?
- To mój ojciec.
- Aha, bo myślałam, że ty jesteś spokrewniona z tym… (tu przekręcone moje nazwisko).
Widać kompetencja interakcyjna obowiązująca w obrębie grupy wymaga dokładnego zbadania sytuacji życiowej oraz powiązań rodzinnych nowo zatrudnionego nauczyciela.
Druga grupa dialogów dotyczy "wdrażania" młodych kolegów do zawodu, przekazywania im cennych informacji i interesujących poglądów na szkołę i życie w ogóle:
- Co ty, nie wiesz co masz zrobić?
- Chyba coś robię nie tak, skoro oni na lekcji zajmują się wszystkim tylko nie angielskim.
- Ja w zeszłym roku pytałam z czytania. Jak zaczęłam stawiać jedynkę za dwa błędy, to się od razu interesowali lekcją.
- Gdzie masz lekcje? W 20?
- Poczekaj, sprawdzę… Tak.
- To się ze mną zamień. Ja mam na zapleczu, a muszę zrobić kartkówkę w IIA.
- ?
- Nie raczyli słuchać, to może sprawdzian napiszą, nudno im nie będzie w każdym razie.
Dialogi powyższe dowodzą moim zdaniem swego rodzaju zaburzenia równowagi między faktyczną a ukrytą funkcją szkoły. Do szkoły przychodzi się między innymi po to, by pracować, ale na pewno nie przede wszystkim dlatego. Ponadto widoczna jest dość restryktywna postawa nauczycieli względem uczniów. Nauczyciele w małym stopniu przejmują się swoją pracą, a ci którzy to robią, postrzegani są jako odszczepieńcy. Rzucającą się w oczy postawą jest inercja, zniechęcenie, poczucie przegranej, gdyż zawód nauczyciela należy do najgorzej opłacanych.
Poproszeni o ustosunkowanie się do tego, czy szkoła ma cokolwiek wspólnego z pojęciem przemocy, na ogół bardzo się dziwili temu skojarzeniu.
Magdalena Karkowska
Łódź
Warszawska Liga Debatancka dla Szkół Podstawowych - trwa przyjmowanie zgłoszeń do kolejnej edycji
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Trwa II. edycja konkursu "Pasjonująca lekcja religii"
Redakcja portalu 29 Czerwiec 2022
Redakcja portalu 23 Sierpień 2021
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
RPO krytycznie o rządowym projekcie odpowiedzialności karnej dyrektorów szkół i placówek dla dzieci
Redakcja portalu 12 Sierpień 2021
Wychowanie w szkole, czyli naprawdę dobra zmiana
~ Staszek(Gość) z: http://www.parental.pl/ 03 Listopad 2016, 13:21
Ku reformie szkół średnich - część I
~ Blanka(Gość) z: http://www.kwadransakademicki.pl/ 03 Listopad 2016, 13:18
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:15
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"
~ Gość 03 Listopad 2016, 13:14